Bolesławiec i Łużyce z legendą w tle

Rynek Bolesławiec
fot. Paweł Skiersinis Nasza okolica słynie nie tylko z pięknych zabytków, ale także ze starych legend i podań, które dotyczą wielu dolnośląskich miast. Jedną z ciekawszych jest legenda o kowalu z Görlitz.
istotne.pl 0 historia, legenda, paweł skiersinis

Reklama

Według niej żył niegdyś w tym wspaniałym mieście kowal. Był on człowiekiem pracowitym, ale także skrytym i nie przez wszystkich lubianym. Pewnego dnia do jego kuźni zawitał młody chłopak, który prosił o przyjęcie na czeladnika. Kowal nie był zachwycony prośbą. Lubił pracować sam i nie miał ochoty uczyć kogoś rzemiosła. Młodzieniec jednak prosił i nalegał. W końcu kowal ugiął się pod tymi prośbami i chłopaka przyjął. Okazało się, że młody czeladnik jest pojętny i pracowity. Praca paliła mu się w rękach. Kowal z dnia na dzień stawał się coraz bardziej leniwy. Wiedział, że może wyręczyć się chłopakiem, a on w tym czasie będzie oddawał się pijackim hulankom w pobliskiej karczmie.

Pewnego dnia, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, do kuźni przybył tajemniczy klient. Był to człowiek w kruczoczarnej pelerynie, o włosach czarnych jak węgiel, w czarnym kapeluszu z czerwonym piórem. Jegomość zamówił u kowala bramę do rodzinnego grobowca. Zamówienie było o tyle niecodzienne, że kowal musiał zdążyć na trzeci dzień przed północą. Chciwy rzemieślnik, skuszony sowitą zapłatą, stwierdził, że ręczy ciałem i duszą za wykonanie w terminie umówionej pracy. Tajemniczy klient obiecał zatem zapłacić poczwórnie.

Kowal zainkasował zaliczkę i czym prędzej udał się do gospody, gdzie pił i bawił się przez dwa dni. Gdy na trzeci dzień obudził się z okropnym bólem głowy, zauważył, że jego pomocnik gdzieś zniknął, a brama jest nieskończona. Jednak brakowało tylko jednego małego elementu. Postanowił sam ją skończyć. Przecież to nic trudnego dla tak doświadczonego rzemieślnika. Zaczął wykuwać brakującą cześć, jednak pod kowalskim młotem rozgrzane żelazo co rusz pękało. Za każdym razem coś szło nie tak. Północ zbliżała się nieubłaganie, a wykuć ostatniego elementu bramy było nie sposób. Kowal już wiedział, że to złe moce są uwikłane w całą tę straszną historię. Gdy wybiła dwunasta, ziemia pod kuźnią zapadła się, pogrążając kowala na wieki.

Tym samym po dziś dzień słychać jeszcze na Górnym Rynku w Görlitz stukot kowalskiego młota. To nasz kowal próbuje wykuć ostatni element przedziwnej bramy.

Ta górnołużycka legenda jest tylko jedną z wielu, które do dziś krążą po naszym regionie.

Również Bolesławiec jest znany z wielu ciekawych legend. Jedną z nich jest legenda o córce burmistrza Bolesławca. Dotyczy ona okresu wojen husyckich. Burmistrz Ulbrich Reiner, wspaniały człowiek i dobry gospodarz miasta, posiadał piękną córkę. Był z niej dumny i cieszył się, że ma tak wspaniałe dziecko. Jego spokój jednak został zmącony, gdy do bram miasta zawitali husyci. Miasto znalazło się w niebezpieczeństwie.

Okrutni husyci oblegali miasto, które zamierzali zdobyć i doszczętnie zniszczyć oraz splądrować. Rada miasta wraz z burmistrzem postanowiła zawrzeć pokój z najeźdźcami. Zapłacić im okup i w ten sposób ustrzec się niebezpieczeństwa. Jednak wódz husycki zażądał za pokój i ocalenie Bolesławca niezwykłej zapłaty. Podczas obrad rajców spostrzegł piękną dziewczynę, córkę bolesławieckiego burmistrza. Dziewczyna tak mu się spodobała, że zapragnął ją zdobyć.

Propozycja w pierwszej chwili była nie do przyjęcia. Jednak dziewczyna zrozumiała, że to jedyny sposób, aby uratować miasto i jej mieszkańców. Ruszyła do obozu husytów, mając pewien plan. Na miejscu zdradziła wodzowi pewną tajemnicę. Opowiedziała o zaczarowanej maści, która chroni od uderzenia miecza. Wódz był niezwykle zainteresowany nowiną, choć lekko nie dowierzał dziewczynie. Ta jednak, na dowód swojej prawdomówności, posmarowała cudowną maścią swoją szyję i poprosiła, aby ją uderzył w to miejsce swoim mieczem. Wódz ugodził dziewczynę, a ta zginęła od śmiertelnego ciosu. Córka burmistrza przechytrzyła go. Z jednej strony uratowała swoją godność, a z drugiej ocaliła miasto. Husycki wódz nie mógł zaatakować Bolesławca, ponieważ dał słowo. Jedynie w gniewie spalił jeden kościół. Po tym zajściu husycka banda odjechała z okolic Bolesławca1.

Bolesławiec zawsze posiadał w swojej historii niezłomnych i dzielnych mieszkańców. Miał również szczęście do burmistrzów, którzy dbali o bolesławiecki gród. Jednym z nich był także Johann Bleihahn, którego uczczono posągiem złotego koguta.

Z kogutem jest związana właśnie pewna legenda. Otóż, gdy na Zamku Grodziec na początku XIII wieku przebywali zbójnicy, Bolesławiec znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie. Pomimo że chroniły go mury obronne, a mieszkańcy stali na straży w dzień i w nocy, to istniało realne zagrożenie napaścią. Tak też, niestety, się stało. Pewnego dnia 64 rabusiów przedostało się do miasta. W kupieckich i chłopskich przebraniach przedarli się przez bramy miasta. Od tego momentu zaczęły się regularne napady i kradzieże. Sterroryzowani mieszkańcy postanowili jednak dać opór rzezimieszkom. Na czele bolesławieckiego pospolitego ruszenia stanął burmistrz miasta. Wraz z grupą około 200 mieszkańców rozbił zbójecką bandę. Dwunastu rabusiów schwytano i powieszono, reszta zaś zginęła w walce. Wisielców pochowano na niepoświęconej ziemi, pod szubienicą.

Na pamiątkę męstwa i zaradności, jaką wykazał się burmistrz Bleihahn, ustawiono w Rynku kolumnę z pozłacanym ołowianym kogutem jako symbolem czujności. To także nawiązanie do nazwiska burmistrza ponieważ das Blei oznacza ołów, a der Hahn – koguta2. Kolumna, niestety, nie przetrwała do naszych czasów. Została zniszczona podczas wojen husyckich.

Przedstawione powyżej legendy są nie tylko barwnymi opowieściami, ale też cennymi źródłami informacji o czasach, których dotyczą. Bogata historia Bolesławca i okolic wpisuje się w tworzone i przekazywane z pokolenia na pokolenie legendy i podania. Warto o nich pamiętać i je przypominać. To również część naszej lokalnej historii.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.


1 K. Dudek, Bolesławiec słowem i obrazem malowany, Gdynia 2012, s. 92–93.
2 Ibidem, s. 91–92.

Reklama