Średnioletnia inteligencja i kładka przy wiadukcie

rocznik-boleslawiecki-okladka
fot. Muzeum Ceramiki Nowy „Rocznik Bolesławiecki” zaciekawił mnie kilkoma tekstami. Opisem klubu u państwa Niewodniczańskich i drewnianej kładki na Bobrze oraz opowieścią o BOK-u, którego nikt nigdy nie pochwalił.
istotne.pl 0 grażyna hanaf, recenzja, rocznik bolesławiecki

Reklama

Wyszła piąta edycja „Rocznika Bolesławieckiego”, inicjatywy Gminy Miejskiej i Stowarzyszenia Ziemia Bolesławiecka. Lektura rocznika nie jest łatwym zadaniem. To kronika pisana według standardów historycznych. Jednym słowem, nudnawa pozycja na lato. Trzeba znać miasto i ludzi, by niektóre artykuły w „Roczniku...” czytać jak fascynującą powieść obyczajową lub „Wysokie Obcasy”.

Sama nową publikację przeczytałam z dużą przyjemnością. „Roczniki...”, wszystkie edycje, służą mi w pracy. Przy pisaniu analiz i artykułów na Istotne.pl wiedza o historii ludzi, miasta, instytucji i organizacji jest bezcenna. Wiele razy wykorzystywałam ją też w opracowaniu wykładów dla młodzieży miejskich szkół w prelekcjach dla Nowych Horyzontów Edukacji Filmowej.

Choć humorystycznie do tematu podchodzę, rzetelność „Rocznika...” jest jak najbardziej godna pochwał i szacunku w czasach, w których informacje się skraca i upraszcza. Jedyną jego wadą jest brak „Rocznika...” w wersji internetowej. Po co nam „Rocznik...” w sieci? A po to, by każdy bolesławiecki uczeń mógł sobie fragmenty periodyku kopiować i używać do swoich prac. W ten sposób rocznik byłby bardziej popularny i jego autorzy przysłużyliby się do jakiejś szóstki z prezentacji na maturze.

Kilka artykułów piątej edycji czytało mi się szczególnie dobrze. Rozpocznę od tekstu Danuty Maślickiej „Klub Średnioletniej Inteligencji w Bolesławcu w latach 1956-1957”, który nazwałam na swój użytek: „Żon lekarzy poetyckie ekstazy”. Sam artykuł błyszczy wśród innych. Maślickiej udało się oddać klimat i doniosłość niezwykłej działalności kulturalnej kilku przyjaciół z Bolesławca.

W styczniu 1956 roku żony lekarzy i inżynierów: Zofia Niewodniczańska, Józefa ŁakomskaZofia Michalska organizują domowe spotkanie poetyckie z wierszami Staffa, Tuwima, Wierzyńskiego i Załuckiego. Tak rozpoczyna się działalność niezwykłego Klubu Średnioletniej Inteligencji. Na spotkaniach przyjaciele rozmawiali o sztuce, teatrze, filmie, recytowali poezję i prowadzili kronikę, dzięki której poznaliśmy ich inicjatywę.

Klub miał swoje wzloty – wystąpił we wrocławskim „Studiu 202” – oraz upadki – po medialnym szumie chciano go „upaństwowić”, aż w końcu władze najpewniej zaproponowały zaniechanie spotkań. Ostatnie zapiski z kroniki klubu pochodzą z kwietnia 1957 roku. To wielki kawałek historii małego miasteczka z okresu odwilży po śmierci Stalina. Dobrze opisana i niezwykle ciekawa historia.

Kapitalnym pomysłem, moim zdaniem, jest opisana w innym artykule propozycja powtórnego zbudowania przy wiadukcie kładki dla pieszych. W swojej „Analizie możliwości rekonstrukcji historycznej kładki dla pieszych przez rzekę Bóbr w Bolesławcu” Kinga Pokojowy rozważa potrzebę budowy kładki jako turystycznej atrakcji i proponuje architektoniczne i konstrukcyjne rozwiązania.

Zlikwidowana w 1947 roku kładka miała 2 metry szerokości i prawie 100 metrów długościZlikwidowana w 1947 roku kładka miała 2 metry szerokości i prawie 100 metrów długościfot. Muzeum Ceramiki

W „Roczniku...” znajdziemy też piękne pożegnanie Henryka Baranowskiego, zmarłego chwilę po wydaniu publikacji. Reżyser filmowy, teatralny, operowy, aktor, poeta i filozof zmarł na raka w wieku 70 lat. Był związany z Bolesławcem, tutaj mieszkał pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. W bolesławieckim liceum zdawał maturę. Zygmunt Brusiło przedstawił jego biografię. Warto się z nią zapoznać pod wieloma względami. Jest napisana od serca i ciekawie, pokazuje wielobarwne losy wybitnego artysty, a jednocześnie jest cząstką naszej lokalnej historii. Przypomnieniem, że nie znaleźliśmy się na nazywanych po wojnie przez komunistów ziemiach odzyskanych znikąd. Każdy przybył tu z własną historią i wniósł ją do wspólnego lokalnego życia. Nasza historia jest jak malowany ptak – kolory wzięliśmy z różnych kultur, miejsc na ziemi, obyczajów. A wśród nas byli i są wielcy ludzie, którzy Bolesławiec i jego okolice nazywają domem.

Z przyjemnością czytałam również artykuł Anetty Karoliny Kamińskiej „Ze stodoły do Pałacu Prezydenckiego” o dożynkowym wieńcu z Kraśnika Dolnego, który zdobył nagrodę prezydenta RP w zeszłym roku.

Ważne dla mnie były też trzy wywiady z bolesławieckimi artystkami: Magdaleną Olgą Konieczną, Joanną Mysłek-MichnowskąKatarzyną Sas. Skromne, wielkie i utalentowane strażniczki sztuki. Tak bym je nazwała. Artystki, które uczą dzieci i młodzież i przyznają z prostotą, że uczą się też od swoich wychowanków patrzenia na świat i twórczość. Takich szanujących dzieci pedagogów należy i hołubić, i o nich dbać.

Na koniec smaczek i tekst terapeutyczny dla pracowników BOK-MCC. Franciszek Uściński, dyrektor BOK w latach 1980-90, opowiada o propozycjach kulturalnych placówki w tamtym okresie. Dyrektor najgorzej wspomina „wymagania władz miejskich i partyjnych do stałej gotowości BOK-u do obsługi (sala, dekoracja, nagłośnienie, program artystyczny…)”. Oraz ubolewa, że przy bogatej ofercie kulturalnej, świetnych koncertach i wydarzeniach nikt nigdy nie docenił pracy „wspaniałych, oddanych sprawie ludzi” – wszystkich pracowników ośrodka. Jednym słowem nic się w tym względzie nie zmienia i chyba nie zmieni. Tradycja to wielka moc.

(informacja: Grażyna Hanaf)

Reklama