Usłyszałem o pracach nad ustawowym zakazie wyścigów samochodowych na ulicach miast oraz o zakazie jazdy kładami w miejscach, gdzie ktoś sobie tego nie życzy. Nie ważne są szczegóły, tylko kierunek myślenia, w mojej ocenie błędny, przesycony lękiem nie o bezpieczeństwo obywatela, lecz o władzę. Takie decyzje władz cechuje brak dalekowzroczności wspólny dla ludzi małych, którzy nigdy nie powinni kierować nawet kioskiem RUCHU.
Czym taki zakaz skutkuje? Rosnącym brakiem zaufania do władzy. Dlaczego? Bo o problemie nie dyskutuje się z ludźmi, których zakaz będzie dotyczył, decyzje podejmuje się arbitralnie. O samochodach ciężarowych nie dyskutuje się z kierowcami i właścicielami, o policjantach nie rozmawia się z zwykłymi funkcjonariuszami, przykłady można mnożyć
Pytam więc, skąd te pomysły na zakazy? To pomysły tak zwanych polityków, którzy w momencie wyborów doznają olśnienia, a po wyborach swoje deklaracje zamieniają na "wiedzę" o wszystkim i uznają, że już nie muszą nikogo o nic pytać.
Zakaz jazdy na kładach czy kręcenia „bączków” nie zniknie w momencie uchwalenia ustaw zakazujących i karzących kierowców. Jeżeli jest tak wielka rzesza młodych i nie tylko młodych ludzi, chcących to robić to trzeba im stworzyć do tego warunki i zaproponować tym ludziom kompromis.
Państwo woli tworzyć przestępców
Niech młodzi zakładają kluby, tworzą zasady i trzymają nad tym pieczę. Niech tworzą reguły bezpieczeństwa. Państwo woli tworzyć przestępców i ludzi, którzy nienawidzą swój kraj. Sam spotkałem się z młodymi pasjonatami jazdy na kładach. Jest to proste do zrobienia, można im pomóc. Władza jednak myśli, że prościej jest zakazać i wyprodukować nowego rodzaju przestępców. Ilu upartych ludzi wcześniej prześladowanych doprowadziło do tego, że ich pasje są obecnie szanowanymi rodzajami sportów w tym olimpijskich? Ale lepiej poprawić dumnie ministerialny krawat i zrobić z młodego człowieka z pasją zwykłego przestępcę!
Nie chcę być źle zrozumiany, ale państwo polskie woli mieć więcej batów na społeczeństwo niż go słuchać. Posłuchajcie dumni posłowie i wysocy urzędnicy swoich dzieci, wnuków i ich znajomych. Posłuchajcie czego oni pragną. Zamiast obstawiać się ochroniarzami, wyjdźcie do ludzi, a nie do pochlebców i lobbystów. Wyjdźcie do zwykłych ludzi.
Potrzeby zwykłych ludzi bardzo różnią się od tego, co robicie na ulicy Wiejskiej. Walka ze społeczeństwem nigdy nie kończyła się dobrze dla rządzących. Tutaj kłania się historia, którą zresztą też niebezpiecznie kręcicie bączki, choćby próbując z miernot robić bohaterów.
Chyba czas zamknąć restaurację sejmową i otworzyć bar mleczny to i rolnicy mieliby zbyt na płody rolne, co z kolei obniżyłoby ich pretensje do świata. „Czekam... na wiatr co rozgoni..."