Kolejna rozprawa radnego Dariusza F. miała kilka wątków. Najmocniejsze zeznania złożył mąż Ewy, pokrzywdzonej pracownicy cmentarza komunalnego. Mężczyzna swoimi zeznaniami sprowokował radnego do wydania oświadczenia, w którym Dariusz F. wyraził obawę o swoje bezpieczeństwo.
– Jak słyszę te wywody, bardzo żałuję, że kilka lat temu byliśmy normalną rodziną, bo teraz nie wiem: czy dostanę w mordę, jak wyjdę, czy mi powie dzień dobry? Ja mogę się czuć zagrożony. Bardzo żałuję, że pomogłem komuś z rodzinny, tutaj Ewie. Nie będę udawał, jestem bardzo rozczarowany, tym co usłyszałem od kuzyna. I jest mi przykro, że człowiek, który był świadkiem na moim weselu, takie rzeczy opowiada. Ja rozumiem, że to jest mąż. Będę bronił swoich praw i udowodnię, o ile sąd mi pozwoli, że groził mi, że chce mnie zniszczyć, bo są na to świadkowie – oświadczył Dariusz F. przed sądem.
Zeznania męża pokrzywdzonej
Mąż poszkodowanej w swoich zeznaniach opowiadał o podupadaniu żony na zdrowiu, o najczarniejszym okresie w jej życiu zawodowym: stresie, strachu, upokorzeniu.
– Tego jest tyle, aż nie wiem, od czego zacząć. Żona zaczęła pracę na cmentarzu w kwiaciarni i tam wydawało się, że wszystko w miarę jest w porządku – mówił mąż. – Zdarzały się dni gorsze, ale generalnie nie było źle. Któregoś dnia oskarżony zaproponował żonie pracę w biurze, bo ktoś odszedł na emeryturę. Żona ucieszyła się z tego, ale szybko to, co miało być kolejnym szczęśliwym etapem, okazało się tragedią. Moja żona jest z natury osobą skrytą, cichą, nie lubi się kłócić, nie wybucha złością i prawdopodobnie oskarżony uznał to za jej słabość. Uznał ją za najsłabszą w tym całym zakładzie pracy i wyładowywał na niej swoje frustracje z coraz większą bezczelnością i bezwzględnością. A że jest z natury osobą tchórzliwą, nie przeciwstawiał się osobom o silnym charakterze, tylko wybrał sobie moją żonę na ofiarę. Chciał z niej zrobić taką pracownicę do wszystkiego: przynieś, wynieś, pozamiataj. Ciągle jej powtarzał: ty jesteś tu tylko do pomocy, tobie się pieczątka nie należy, tobie nie wolno podpisywać faktur. Krótko mówiąc, chciał mieć służącą na cmentarzu. Jeśli chodzi o wolne i urlopy, to już była droga przez mękę – dodał mąż pokrzywdzonej ze swojej perspektywy.
Za przykład świadek podał dwie sytuacje: uzyskiwanie zgody na wyjazd na pielgrzymkę i wyjazd z dzieckiem na wizytę kontrolną do lekarza. W obu przypadkach, jak twierdził, żona nie uzyskiwała zgody łatwo, a sama myśl o poproszeniu o wolny dzień, miała ją mocno stresować.
– Po tej sytuacji z wyjazdem z dzieckiem (do lekarza – przyp. red.), nie wytrzymałem i zadzwoniłem do niego (oskarżonego – przyp. red.), choć żona nalegała, bym tego nie robił. Powiedziałem mu parę słów, nie będę ich powtarzał, bo były to słowa wulgarne. Zapytałem, co mam zrobić, by się odczepił od mojej żony i on zaczął te swoje: a ty wiesz, że ona popełnia błędy... Każdy popełnia błędy, zwłaszcza jak nie można się skupić w pracy, przez oskarżonego – dodał świadek.
Świadek mówił też o stanie zdrowia swojej żony, które pogarszało się w okresie zatrudnienia jej na stanowisku biurowym na cmentarzu.
– Żona dostała zapalenia barku, lekarz stwierdził, że jest to z powodu braku urazu, skutek długotrwałego stresu – mówił świadek. – Do dzisiaj żona jest pod opieką psychologa i zażywa środki antydepresyjne i nie jest już tą samą osobą, jaką była: wesołą, radosną, uśmiechniętą, zanim zaczęła pracować na cmentarzu – dodał mąż pokrzywdzonej.
Zeznania dotyczące kondycji psychicznej pokrzywdzonej potwierdziły też dwie inne świadkinie: siostra pokrzywdzonej i jej koleżanka z koła modlitewnego.
SMS-y i podpisy na karteczkach
Podczas przesłuchania świadków pierwsza kobieta zeznawała w sprawie SMS-ów, które jakoby miała rozsyłać pokrzywdzona do osób związanych z parafią do której należała. Treść rzekomych SMS-ów była znana świadkini ze słyszenia. Nie widziała ich, nie dostała ich, a osoba, która jej o nich powiedziała, miała je natychmiast wykasować, z uwagi na ich nieprzyjemną treść. Świadkini opowiedziała też o swoim spotkaniu z pokrzywdzoną, kilka miesięcy wcześniej.
– Pani Ewa zwierzała mi się, jakie ma relacja z oskarżonym, jak wracałam z plebanii, to ona mnie zatrzymała i powiedziała, że sprawę podała do sądu i że go zniszczy (Dariusza F. – przyp. red.). Odpowiedziałam: pani Ewo, nie może pani tak zrobić, bo zniszczy pani piękną rodzinę, czyli rodzinę oskarżonego, a ona na to: mnie też niszczy – dodała świadkini.
Druga kobieta, która zastępowała pokrzywdzoną w pracy, zeznała z kolei, że przez przypadek odkryła kartki z podpisem oskarżonego radnego pod kalendarzem na biurku, przy którym pracowała wcześniej pokrzywdzona.
– Taka była sytuacja, że siedziałam przy biurku pani Ewy, na nim był duży kalendarz-notes, pod który nigdy nie zaglądałam. I niefortunnie go zahaczyłam i wszystko spadło mi na podłogę – zeznawała świadkini. – W biurze byłam sama, a kierownik był u siebie. Zaniepokojony hałasem zapytał, co się stało. Odpowiedziałam, że spadły mi rzeczy. Widząc jakieś karteczki, chciałam je wyrzucić, ale zapytałam, czy mogę to zrobić i poprosiłam, by kierownik je zobaczył. Wśród nich była mała karteczka z jakąś pieczątką z podpisami. Kierownik zaczął fotografować te karteczki. Podpisy wyglądały, jakby to pan Dariusz F. się podpisywał. Kierownik był bardzo zaskoczony i mówił, że to nie jego podpisy. Kierownik sporządził notatkę i poprosił, bym się pod tą notatką podpisała – dodała kobieta. To zeznanie sugeruje, że pokrzywdzona ćwiczyła sobie podpis kierownika, ale czy ta historia jest prawdziwa, oceni sąd.
Kobieta zeznała też, że nie miała żadnych problemów z oskarżonym w pracy, a jej praca była dobrze oceniana. Dodała też, że nie zauważyła żadnej sytuacji, aby w zachowaniu kierownika były znamiona mobbingu, ale nie rozmawiała z pracownikami na temat kierownika. Kontrolując księgi osób pochowanych w okresie 2018-19 kobieta odnajdywała w nich błędy popełnione przez pokrzywdzoną i również kierownika Dariusza F.
Obrońca oskarżonego poprosił sąd o zwrócenie się do Urzędu Miasta Bolesławiec o udzielenie odpowiedzi, gdzie znajdują się dokumenty dotyczące konkretnych wpisów i błędów we wpisach w księgach popełnionych przez pokrzywdzoną w okresie objętym aktem oskarżenia.
– Na chwilę obecną wiemy, że dokumenty zostały złożone, miały być w siedzibie spółki, a ich nie ma, o czym zeznawał dyrektor MZGM Kazimierz Łomotowski – wyjaśniał obrońca.
Dzięki tym dokumentom, według obrońcy, można będzie ocenić, ile błędów popełniła w księgach pokrzywdzona.