Pusty pokój dziecka, o którego „dobro” walczą dorośli w sądzie

Pokój pięciolatka
fot. istotne.pl Głównym bohaterem jest tu nieobecne dziecko. Pięciolatek. Dorośli w sądzie rozpoczęli walkę w imię jego dobra. Dobra, którego dziecko nie doświadczy przez cały czas trwania procesu, a możliwe, że i po wydaniu wyroku.
istotne.pl 86 dziecko, sąd rejonowy

Reklama

Historia tego dziecka, którego potrzeby stabilizacji, przynależności do rodziny ojca i matki, bezpieczeństwa i miłości nikt tutaj nie szanuje, zaczyna się jak wiele takich historii: od pisma do sądu.

Wniosek o uregulowanie kontaktów z dzieckiem i ograniczenie władzy rodzicielskiej ojcu składa mama pięciolatka Marzena (imię zmienione). Marzena chce, by sąd pozwolił ojcu dziecka Mariuszowi (imię zmienione) spotykać się z synkiem Markiem (imię zmienione) tylko sześć razy w tygodniu (dwie soboty w miesiącu i wszystkie środowe popołudnia). Marzena chce też, by dziecko mieszkało z nią, aż sąd nie postanowi inaczej oraz by sąd ograniczył ojcu prawa rodzicielskie, czyli decyzje związane z wychowaniem i nauczaniem dziecka pozostawił matce.

Marzena wie, że synek jest bardzo związany z dziadkiem ze strony ojca i to właśnie budzi jej niepokój i niezgodę. Ograniczenia władzy rodzicielskiej i kontaktu z dzieckiem mają niejako zmusić ojca do zajęcia się synem oraz ograniczyć w ten sposób kontakt dziecka z dziadkiem. Małego Marka niby wszyscy pytają, czego by chciał, ale nikt nie dostosowuje się do jego wypowiedzianych potrzeb. Potrzeb, które są proste. Mały Marek chce, jak przez cztery lata swojego życia, mieć swobodny dostęp do całej rodziny: mamy, taty oraz dziadków, w tym jasno mówi psychologowi, że dziadka Mikołaja (imię zmienione) bardzo kocha i chce się z nim często widywać.

Ukochany dziadziuś

Każdy, kto był pupilem dziadka, wie, jaka to miłość. Jest tak silna, tak intensywna, że dziadek i wnuczek po prostu za sobą szaleją. Dziadek spełnia wszystkie zachcianki dziecka, ale przede wszystkim wnuk ma jego pełną uwagę. Dla malca z zapracowanymi rodzicami jest to najważniejsze. Kocha dziadka całym sercem i potrafi protestować  płacząc, kiedy się z nim rozstaje.

Dziecko z mamą i tatą do marca 2023 roku mieszkało w Bolesławcu. Dziadek Mikołaj mieszkał w małej miejscowości oddalonej od Bolesławca o około 40 minut jazdy autem.

„Dziadek Mikołaj – napisała w piśmie do sądu mama jako zarzut – każdą wolną chwilę chce spędzać z wnukiem. Twierdzi, że sobota, niedziela oraz święta są jego czasem na zabieranie wnuka. W każdą sobotę przyjeżdża i żąda wydania dziecka. Każe spakować dziecko bez względu na to, czy mam coś zaplanowane z dzieckiem na ten dzień. Nie chce odjechać, zanim nie wydam mu dziecka. Tato Marka pozwala na takie zachowanie swojego ojca. Zdarza się, że Mariusz, gdy jestem w pracy, wydaje małoletniego dziadkowi bez mojej wiedzy i zgody. Pan Mikołaj ma bardzo duży wpływ na wnuka i syna oraz inne osoby znajdujące się w jego otoczeniu”.

Dziadek Mikołaj to 54-letni mężczyzna średniego wzrostu, krępy, zadbany. Wypowiada się zdecydowanie i jasno, ma w swojej postawie widoczną gołym okiem pewność i solidność. Mimo, że jasno komunikuje niechęć i brak serdeczności wobec matki wnuka, nie używa słów niekulturalnych, a nawet jest skłonny do obiektywnej oceny sytuacji partnerki syna. Opowiada też o próbach rozmów, negocjacji i porozumienia się z młodą mamą. To mężczyzna, który poruszy niebo i ziemię dla wnuka. Ogromne przywiązanie do dziecka jest widoczne w sposobie, w jak mówi o Marku, jakie historie przytacza.

– Matka dzwoniła do mnie, bym przyjechał do Bolesławca, by wyciągnąć dziecku kleszcza – opowiada jedną z historii. – Dziecko ufało tyko mi i tylko przy mnie się uspakajało. Kiedy Marek musiał wziąć antybiotyk, ale matka ze swoją matką nie potrafiły mu go podać, ja uspakajałem dziecko przez telefon, bo w końcu po mnie zadzwoniły. Chciały mu na siłę wcisnąć ten antybiotyk i tak zestresowały dziecko, że dostało ataku paniki – mówi dziadek.

Z opowiadanych historii wynika, że dziadek zajmował się wnukiem od urodzenia. Spędzał z nim każdą wolną chwilę, pracując w tygodniu zawodowo. Organizował też wyjazdy do parków rozrywki podczas ferii i wakacji. Na dowód dziadek pokazuje spersonalizowany kalendarz, który wykonała i dała mu w prezencie Marzena. Na zdjęciach uwiecznione są wyjazdy dziadka z małym Markiem do Świeradowa i Szklarskiej Poręby.

Z informacji uzyskanych od dziadka wynika, że wspierał syna i mamę Marka finansowo, dokładał się do czynszu wynajmowanego w Bolesławcu mieszkania i spłacał w części kredyty zaciągnięte przez młodych. Kupował też Markowi ubranka, buty i zabawki oraz sponsorował wyjazdy z dzieckiem podczas wakacji i ferii.

Kuratorka wysłana przez sąd do domu dziadka Mikołaja, gdzie w marcu przebywał mały Marek, w sprawozdaniu  z wizyty zapisuje: "W rozmowie z małoletnim ustaliłam, że lubi przebywać u dziadków. Chłopiec pytany, powiedział, że czeka aż tata wróci z pracy, chce widzieć się z mamą, ale nie chce z nią mieszkać, czego w żaden sposób nie argumentował." Jest też zapis: "Mówił (chłopczyk – przyp. red.), że zabawy i pozyskane umiejętności zawdzięcza dziadkowi. Małoletni nie wymieniał w ów czynnościach zarówno taty jak i mamy".

Mimo, zdawałoby się przychylnej dziadkowi opinii kuratorki, sąd zleca przymusowe odebranie Marka od dziadków i ojca oraz przekazanie go matce. I od tego czasu (koniec marca 2023 roku) Marek mieszka z mamą, a jego tata postanowieniem sądu odwiedza go w środy oraz zabiera na soboty. Wtedy Marek widuje się z dziadkiem Mikołajem.

Ojciec dziecka

W piśmie, jakie do sądu wysyła Marzena, jej partner nie jest opisany jako wzorowy ojciec. Kobieta zarzuca partnerowi, że bywa agresywny, regularnie uczęszcza na imprezy klubowe, pije alkohol. Kobieta podejrzewa go również o spożywanie środków odurzających. Marzena skarży się przed sądem, że partner wypowiada się o niej negatywnie jako o matce w obecności dziecka. Ponadto kobieta twierdzi, że by ją ukarać, partner zabiera jej synka do dziadków i nie odwozi go przez dłuższy czas. Dodatkowo dorzuca, że Mariusz nie dokłada się do utrzymania dziecka, nie płaci za przedszkole, nie kupuje dziecku ubrań ani butów odpowiednich do pory roku, nie dokłada się na dodatkowe zajęcia ani atrakcje, w jakich uczestniczy dziecko.

Mariusz to wysoki, szczupły, dobrze utrzymany mężczyzna po trzydziestce. Łagodny w obyciu, spokojny. Na pytania odpowiada rzeczowo. Przy ojcu widać, że nie mają podobnych temperamentów. Dziadek cały chodzi, kiedy opowiada o tym, co spotkało ich rodzinę. Jego syn jest o wiele spokojniejszy, chociaż równie przejęty.

Tato dziecka pracował od kiedy Marek przyszedł na świat, teraz też jest na stałe zatrudniony. Pracuje w trybie zmianowym w dużej firmie. Czy wygląda na imprezowicza? Trudno to stwierdzić. Faktem jest, że pracuje regularnie i utrzymuje się w pracy. Jeśli imprezuje, to musi to być zwyczajne spędzanie wolnego czasu, a nie tryb życia.

– Pamiętasz jak musiałem zwolnić się z pracy jeszcze – zwraca się do swojego ojca, kiedy padają zarzuty, że nie interesuje się synkiem. – I podgrzać markowi mleko w butelce, bo ona nie umiała? – przypomina ojcu zdarzenie sprzed około trzech lat.

Mariusz w inny sposób wyraża swoją troskę o dziecko. Sposób, w jaki to robi, dowodzi, że między nim a partnerką brakuje zaufania.

– Założyłem ukrytą kamerkę, bo kiedy byłem w pracy, nie mogłem się dowiedzieć, co dzieje się między matką a synem – wyjaśnia, kiedy pytam, dlaczego nagrywał partnerkę po kryjomu. – Przychodziłem do domu z pracy, ona była w jednym pokoju i płakała, syn w drugim. Marzena nie chciała mi wyjaśnić, co zaszło. Dlatego postanowiłem ją nagrywać – dodaje Mariusz.

Nagrania, które zarejestrowała ukryta kamera, są teraz dowodami w sprawie. Marzena jak mówi na spotkaniu, jeszcze ich nie widziała. Pokazuje za to SMS-y, jakie dostała od Mariusza, kiedy pytała go, kiedy przywiezie Marka, bo spóźniał się będąc z chłopcem podczas ustanowionych przez sąd godzinach. Poraża ilość przekleństw i słów obraźliwych, jakie tam widnieją. SMS-y wysłane do partnerki są jednym ciągiem bluzgów: „Ty fałszywa szm*to, ty k***o”. Nie można tego sposobu wypowiedzi wobec drugiej osoby niczym usprawiedliwić. Marzena zapytana o historię zwolnienia się Mariusza z pracy, by przygotować mleko dla Marka, odpowiada, że niczego takiego nie pamięta. Dodaje tylko, że Mariusz nabrał kredytów, również na nią i to te kredyty spłacał dziadek Mikołaj.

Matka jest najważniejsza

Łatwo jest być dziadkiem, nie ma się już odpowiedzialności, jaką za wychowanie dziecka mają rodzice. Aby postawić się w roli Marzeny, wyobraziłam sobie sytuację, w której młoda kobieta bez kompetencji rodzicielskich, stara się spełnić swoje wyobrażenia o byciu mamą. Wymagania, jakie stawia jej środowisko, rodzina i kultura oraz poczucie braku wsparcia, jakiego jej potrzeba ze strony partnera. Wyobraziłam sobie, że mały człowiek z jego potrzebami, to dla młodej mamy za dużo i za ciężko. Pomoc, jaką otrzymuje matka w opiece nad dzieckiem, którą oferuje zakochany we wnuku dziadek, mogła być z początku bardzo atrakcyjna, ale z czasem kobieta poczuła, że przestaje panować nad sytuacją, że rodzicielstwo wymknęło się jej z rąk, że to już nie ona ma wpływ na to, jakimi zasadami kieruje się dziecko.

Synek wielbi dziadka, powtarza to, co dziadek mówi. Dla kilkulatka filozofia życiowa dziadka, sposób postępowania i jego zasady są niepodważalne. Dodatkowo ten sam dziadek nie jest, delikatnie mówiąc, fanem młodej matki. Może nie krytykuje jej wprost, ale wystarczą gesty czy atmosfera. Młoda kobieta mogła niechęć dziadka do siebie dopowiedzieć, a na koniec nawet wyolbrzymić. Dziadek mógł mieć w jej oczach pewność w wychowywaniu jej synka, której mamie brakowało. Mikołaj dostawał też całą uwagę a dziadek, jak mogło się wydawać mamie, całą miłość dziecka, której mama chciałaby również doświadczać. A dostawała od syna tę część, z którą trudno sobie radzić: frustrację, złość, i krytykę wprowadzanych przez nią zasad.

Dziadek nie musiał do niczego wnuka zmuszać. Dziecko spędzało z nim czas wolny: weekendy, ferie, wakacje lub czas, kiedy było chore. Kiedy mama, idąc do pracy, musiała malca zawieźć do przedszkola, ten, jak większość dzieci, nie współpracował. Powoływał się na dziadka, który go z pójścia do przedszkola zwalniał, więc był lepszym opiekunem niż matka. Marzena potwierdza te domysły. Mówi, że miała wrażenie, że z całego rodzicielstwa na nią spadają tylko jego trudy, a chciałaby też mieć z tego frajdę. Naturalne jest pytanie matki, pretensja: dlaczego ten dziadek nie nastawił wnuka tak, żeby dziecko rozumiało obowiązek pójścia do przedszkola? Dlaczego przez dziadka musiała się z synem szarpać? Dlaczego nie ułatwiał jej, ale utrudnił codzienne życie z synkiem? Do tego partner, który nie stawał po jej stronie. Jak uważa Marzena, ojcu Marka zachowanie ojca nie przeszkadzało.

– Mariusz to taka marionetka – mówi Marzena o partnerze. – Co ojciec powie, on zrobi. Chciałam się z nim dogadać. Chciałam, by zajął się Markiem. By z nim spędzał czas, a nie zostawiał go ojcu. Chcę nadal, by Marek miał ojca. Popełniam błędy, nie jestem najlepszą matką na świecie. Czas, kiedy się rozstawaliśmy, był naprawdę trudny. Marek się nasłuchał. Teraz, kiedy nie jesteśmy razem, mieszkam sama z Markiem, jest już lepiej. Jest nam dobrze. Mamy taki zwyczaj, że na urodziny jedziemy z Markiem nad morze. Nie ma takich tradycyjnych urodzin, tylko ten wyjazd. Marek już na ten wyjazd czeka. Urodził się latem. Wzięłam w pracy wolny poniedziałek, by mieć przedłużony weekend. Mariusz nie chce puścić Marka w sobotę, bo sąd mu wyznaczył soboty do kontaktów. Trudno, pojadę na dwa dni w niedzielę. Proponowałam Mariuszowi, by pojechał z nami, wziął sobie drugi pokój, nawet jak chce, powiedziałam, z dziewczyną jakąś niech jedzie. Byle był z synem, ale nie chciał się zgodzić – mówi Marzena.

Marek – dziecko, którego dobro dla wszystkich jest najważniejsze

Mały Marek, kiedy Marzena rozmawiała ze mną, bawił się na bolesławieckim rynku przy fontannie. Zadowolony, uśmiechnięty, był ze swoimi drugimi dziadkami (rodzicami Marzeny), miał obiecane lody.

W trakcie rozstania swoich rodziców i walki o jego dobro dużo płakał, skarżył się na ból brzucha, moczył się w nocy, wymiotował, trudno było mu rozstać się z dziadkiem Mikołajem, którego widywał rzadziej z powodu „zabezpieczenia” go przez sąd przy matce. Przeżył traumę odebrania go od ukochanego dziadka przez policję.

Marzena mówi, że pytany, kogo kocha, wymienia wszystkich członków rodziny: dwóch dziadków, dwie babcie, mamę i tatę.

O tym, co dla Marka „dobre”, zdecyduje sąd.

Rozprawy będą się ciągnęły. Dorośli, z tego, co wstępnie widać, nie zrezygnują tak łatwo z walki o dobro dziecka.

Reklama