Jak tancerka brzucha przekręca nasz felieton i reklamuje się, korzystając z roli ofiary hejtu

Taniec brzucha
fot. freeimages.com (marczini) Instruktorka tańca orientalnego nasz felieton nazwała najpierw „intrygującą recenzją”. Potem stwierdziła, że obraził on wszystkich parafian. Jednocześnie pod felietonem zaczęła... za darmo się reklamować. Później na swoim facebooku napisała, że upokorzone zostały jej uczennice, sama zaś ustawiła się w roli ofiary hejtu. Jednak zupełnie jakoś jej to nie przeszkodziło w przemyceniu kolejnej reklamy, tym razem cyklu o tańcu.
istotne.pl 86 taniec, hejt

Reklama

Dlaczego instruktorka nie napisze, że chodzi o darmową o reklamę? Po co stawia się w roli ofiary hejtu? Zasada nieważne, co o mnie mówią, byle mówili, może nie być zbyt rozsądną strategią marketingową. Chyba, że dzięki niej rzeczywiście oferty na taniec orientalny zaczną spływać obficiej.

Cała „afera” zaczęła się od felietonu: Taniec brzucha dla Jezusa, a dziesięcina na Kościół. O tańcu orientalnym były tam następujące słowa:

Wielki festyn parafialny przy Orzeszkowej sfinansowali ludzie. Ofiarowali fanty, upiekli ciasta, wystąpili na scenie i za wszystko zapłacili oglądając arabski taniec płodności, który w Hollywood filmowcy zamienili w taniec erotyczny, a lewacka Europa uważa go za wyraz wyzwolenia i samoakceptacji kobiet. Na to wszystko z obrazu na scenie patrzył Jezus.

Fanty, jedzenie i atrakcyjne tancerki, wiadomo, ściągną tłumy, a z tłumem portfele. To, że taniec brzucha stereotypowo postrzegany jest jako taniec erotyczny, który ma rozpalać zmysły i żadnemu heteroseksualnemu mężczyźnie nie trzeba tego udowadniać, to się jakoś przełknie.

Dla każdego logicznie myślącego człowieka ze słów felietonu wynika, że:

  1. taniec orientalny jest arabskim tańcem płodności
  2. to filmowcy z Hollywood zamienili go w taniec erotyczny
  3. w Europie taniec orientalny uważany jest za wyraz samoakceptacji kobiet
  4. taniec orientalny jest stereotypowo postrzegany jako taniec erotyczny.

To neutralne słowa o tańcu orientalnym, często zamiennie określanym tańcem brzucha (sama instruktorka na swojej stronie reklamuje się pisząc: Pokazy Tańca Orientalnego – Taniec Brzucha).

W felietonie:

  1. nikt nie był hejtowany
  2. nie obrażono parafian
  3. żadne dzieci nie zostały upokorzone.

Te określenia pojawiają się jedynie w postach instruktorki.

Owszem, felieton Grażyny Hanaf był krytyczny, ale mówił o schemacie, w jakim zbierane są pieniądze na kościół. Czyli: ludzie sami przygotują festyn, sami sponsorują fanty, sami tańczą i sami za wszystko płacą. A pieniądze idą na potrzeby kościoła. O tym był felieton. Można to samemu sprawdzić.

W kilkadziesiąt minut po publikacji felietonu instruktorka napisała:

Gratuluję przebicia drugiego dna i obrażenia wszystkim parafian (...) Rozumiem, że artykuł z przeprosinami już jest w redakcji...

Po czym chwilę później już pisała w takim stylu:

Korzystam z okazji i zapraszam na zajęcia z pięknego tańca orientalnego wszystkie dzieci i kobiety w każdym wieku (...).

Trudno po tym wszystkim i po reklamach, jakie umieszcza tancerka pod naszymi materiałami, uwierzyć w jej szczerość, kiedy pisze, jak została potraktowana w mediach i jaki ją spotkał rzekomy hejt z naszej strony.

Wyjaśnijmy, że instruktorka w bolesławieckiej placówce publicznej uczyła tańczyć za pieniądze podatników, ale w pandemii zmieniły się zasady i musiała zacząć pobierać od uczennic opłaty. Zrozumiałe jest więc w takich trudnych warunkach, że każda reklama jest dla instruktorki tańca atrakcyjna. Czy to taniec brzucha na parafialnym festynie z banerem z Jezusem w tle, czy to na weselach, spotkaniach biznesowych czy świętach lokalnych.

Koleżankom instruktorki życzymy czytania ze zrozumieniem. Po ich wpisach na facebooku można bowiem odnieść wrażenie, że budują kolejny stereotyp: tancerki, która rusza wszystkim, poza głową. A tak przecież nie jest, co udowadnia bolesławiecka instruktorka sprytnie przemycając reklamy przy okazji grania roli ofiary hejtu.

Reklama