Ile trzeba czekać na SOR-ze? Będą lepsze warunki na oddziale?

Szpital Powiatowy w Bolesławcu
fot. MZ Około godziny trwała dyskusja na temat powiatowego szpitala w czasie marcowej sesji Rady Powiatu Bolesławieckiego.
istotne.pl 0 szpital, sesja rp

Reklama

Głos zabrał szef powiatowego ZOZ-u Adam Zdaniuk, który mówił m.in. o tym, że placówka jest w dobrej kondycji. (Wspomniał, że szpital zajął 4 miejsce w Polsce w rankingu sporządzonym przez firmy Magellan oraz Deloitte Polska; pisaliśmy o tym w materiale Powiatowy szpital na 4 miejscu w Polsce w rankingu „Dziennika. Gazety Prawnej”).

Adam ZdaniukAdam Zdaniukfot. GA
Jesteś zadowolona/zadowolony z obsługi na SOR-ze?
nie
85.16 % głosów: 109
tak
12.50 % głosów: 16
nie obchodzi mnie to
2.34 % głosów: 3

Nie zabrakło jednak krytycznych uwag. Przewodniczący Rady Powiatu Karol Stasik:

Czy jest możliwość, żeby wywiad z pacjentami na SOR-ze był przeprowadzany w jakimś pomieszczeniu, a nie za okienkiem, za którym siedzi pani i w obecności wszystkich siedzących zadaje różne pytania, czasem intymne, a ludzie, czerwieniąc się, odpowiadają, bo nie mają innego wyjścia?

Jan Kozak, Karol Stasik i Michał BojanowskiJan Kozak, Karol Stasik i Michał Bojanowskifot. GA

Jan Russ, radny Prawa i Sprawiedliwości:

Zgłaszający się z nagłym przypadkiem, np. ze skręceniem nogi w stawie skokowym, musiał przebywać na oddziale 7 godzin, żeby zostać zaopatrzony. Czy to się poprawi?

Na te pytania odpowiedział już Nikolai Lambrinow, dyrektor ds. lecznictwa w Zespole Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu:

SOR jest oddziałem, który został powołany do życia nie jako przychodnia wielospecjalistyczna, tylko jako oddział, który ma zajmować się wstępnym zaopatrzeniem, diagnostyką chorych w stanie zagrożenia życia i zdrowia. Może być tak, że z drobnym urazem osoba będzie czekać 12 godzin, to normalna praktyka na świecie. W pierwszej kolejności są zaopatrywane osoby, które tego wymagają, i decyduje nie kolejność zgłoszeń, lecz ocena personelu, który się tymi ludźmi ma zająć.

Rocznie na SOR-ze hospitalizowanych jest ponad 7,5 tys. osób. To daje średnio około 20 osób dziennie, i to rozłożonych nierównomiernie w ciągu doby. To nie jest tak, że co godzinę przychodzi jedna osoba. Są takie dni, kiedy wszyscy są załatwiani od ręki, ale są też takie, gdy część osób musi czekać. A zwłaszcza ze skręconym stawem skokowym, który może być spokojnie zaopatrzony na następny dzień w poradni chirurgicznej, bez szkody dla zdrowia, oczywiście. Dodam też, że jest bardzo duża część osób, które zgłaszają się na SOR z dolegliwościami trwającymi 3–5 dni.

Nikolai LambrinowNikolai Lambrinowfot. GA

Wiceszef szpitala odniósł się również do słów Karola Stasika:

Projekt otwartej recepcji, otwartego triażu, powstał w uzgodnieniu z ówczesnym wojewódzkim konsultantem i znanym konsultantem krajowym prof. Juliuszem Jakubaszką. To było jego wyraźne życzenie. Chodziło o to, aby była transparentność działań personelu.

Nie można tego robić w pokoju. Część osób czeka i te osoby muszą być pod jakimś nadzorem. Nie może być tak, że siedzą w zamkniętym korytarzu i tylko wchodzą do pokoju, mówią, że przyszły, i wychodzą. To jest niemożliwe.

Ale zaraz dodał, że władze szpitala postarają się poprawić warunki, w jakich odbywają się wywiady z pacjentami. Ta część SOR-u ma bowiem zostać przebudowana, o ile znajdą się na ten cel pieniądze.

– Zmartwili mnie panowie dyrektorzy słowami, że 7 godzin oczekiwania to za mało, że może być nawet 12. Ja rozumiem, że to nie był ciężki uraz. Ale była to osoba po wypadku, samotna. W ciągu tych 7 godzin udanie się o jednej nodze gdziekolwiek, choćby do toalety, stanowi pewien problem – odpowiedział J. Russ. I dodał: – Wiem już, dlaczego chodzą takie pogłoski, że pacjenci nie bardzo lgną do naszego szpitala.

N. Lambrinow powiedział, że liczba 15 tys. pacjentów rocznie świadczy o czymś innym. I opisał sytuację ze środy 30 marca. Ok. 9:00 była kolizja, przywieziono 5 poszkodowanych. A potem o 11 były dwie kolizje na autostradzie. I... przyjechało kolejnych trzech pacjentów.

– Nie ma technicznych możliwości, żeby powiedzieć tym osobom: państwo poczekają, bo jest uraz stawu skokowego – tłumaczył dyrektor ds. lecznictwa. – Proszę się zapoznać, jak to wygląda na innych SOR-ach. Część osób przekonuje się, jak dobrze jest gdzie indziej dopiero, gdy tam pojedzie. Proszę np. pojechać do wrocławskiego szpitala na Borowskiej i przekonać się, że jest się 58. w kolejce. I nikt nie robi z tego problemu. Albo za granicę. I tam spróbować z urazem stawu skokowego dostać się na ostry dyżur.

– Są takie sytuacje – kontynuował N. Lambrinow – że jest przywieziona osoba, która wymaga zabiegów resuscytacyjnych. I ja potrafię ocenić, że w ciągu 2,5 godz. nie przyjmę nikogo innego, a już na pewno nie z czymś, co nie zagraża życiu.

Przedstawiciele ZOZ-u tłumaczyli, że na SOR-ze są trzy strefy przyjęć. Pacjenci w poczekalni widzą tylko jedną, tę zieloną, tę dla osób chodzących, przytomnych, z drobnymi dolegliwościami i urazami; nie widzą zaś części obserwacyjnej i resuscytacyjnej.

W dyskusję włączył się radny Ziemi Bolesławieckiej Antoni Stec, który opowiedział, że zgłosił się do naszego szpitala z podejrzeniem zawału serca, ale nie został przyjęty. – Miałem to szczęście, że zawieziono mnie do Zgorzelca – zaznaczył.

Nikolai Lambrinow zapowiedział, że to sprawdzi. I podkreślił: – Bardzo martwi mnie osobiście, i jako szefa, i jako lekarza, że od 9 lat na tej sali ciężko jest usłyszeć cokolwiek pozytywnego na temat waszego szpitala. Bo to jest wasz szpital, nie mój. Słyszę na tej sali głosy, że okoliczne szpitale są świetne. Przyjęliśmy 7,5 tys. osób. Jeśli państwo przypuszczacie, że nikt nie popełnił żadnego błędu, to to jest nieprawidłowe myślenie; błędy były i będą wszędzie. Chciałbym też, żeby zostały zauważone pewne pozytywy. To, że co tydzień nie mówimy w telewizji, że uratowaliśmy 5, 6, 8, 10 osób, to jest naturalne, bo na tym polega nasza praca.

Starosta Dariusz Kwaśniewski:

Trzeba być w szpitalu jednym, drugim, trzecim, żeby zrozumieć, gdzie jest dobrze, a gdzie źle. W ostatnich miesiącach byłem kilka razy w różnych szpitalach, najpierw w naszym. I naprawdę byłem zadowolony. Potem jednak okazało się, że powinienem się udać do innego szpitala, który świadczy usługi, których ten nasz nie świadczy. Po tygodniu okazało się, że lekarze w Zgorzelcu powiedzieli: nie potrafimy panu pomóc. I trafiłem do kliniki, szpitala uniwersyteckiego. Tak wygląda ta piramida.

Czy możemy się porównywać ze Zgorzelcem? Niestety nie, ale to wcale źle o nas nie świadczy. My mamy niespełna 40 mln zł kontraktu, oni 106. Są trochę innym szpitalem, mają kardiologię i kardiochirurgię, nie dziwię się, że pana Antoniego tam zawieziono.

Uzupełniajmy mapę usług medycznych, niech każdy specjalizuje się w swoich. A to, że udało się naszym dyrektorom stworzyć pododdział neurologiczny, to tylko się cieszyć.

Dariusz KwaśniewskiDariusz Kwaśniewskifot. GA

Dyskusję podsumował Karol Stasik, który przypomniał, że zadłużenie szpitala to obecnie 5,8 mln zł, a był czas, kiedy było to ponad 40 mln zł. I dodał: – Staram się pogodzić obie strony: szpital znacząco poprawił zakres usług, sposób ich świadczenia, jest też na dobrej drodze do skasowania długu. Zawsze będzie tak, że ktoś będzie niezadowolony, ale uważam, że temu zarządowi szpitala należą się pochwały.

Co o tym wszystkim myślicie? Zapraszamy do dyskusji i udziału w naszej sondzie.

Reklama