Autostopem w nieznane

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec, teresa bancewicz

Reklama

Jak daleko sięgam pamięcią w dzieciństwie, zawsze widzę siebie, wędrującą samą, a wcześniej z matką. Podobne wspomnienia mają moje dzieci, z którymi przemierzaliśmy polskie szlaki i kraje sąsiednie.
Każde z nas wybrało inny sposób oglądania świata. Miłosz z góry z lotni, Przemysław zwiedza dalekie lądy i morza, bo pływa. Córka Dorota bada życie na ziemi od środka – jest biologiem. Penetracje męża to utrwalanie obrazu, tego, co piękne, co stworzył człowiek lub natura.
Moim pragnieniem jest poznanie ludzi pod wszystkimi szerokościami geograficznymi, ich zwyczajów i tradycji, jak mieszkają i żyją. Interesuje mnie kultura pokoleń, które odeszły i te, które tworzą żyjący.
Od kilku lat tworzę kompozycje malarsko-roślinne w formie kart okolicznościowych. Traktowałam je dotąd raczej jako upominki, dlaczego nie miałabym mojej twórczości wykorzystać tam, gdzie tego typu praca jest ceniona? Podejmowałam ryzyko, ale wierzyłam, że moją twórczość zamienię w walutę. W Polsce wykupiłam "Kartę Międzynarodowych Schronisk Młodzieżowych – są to najtańsze hotele międzynarodowe. Na moją prośbę Ambasady Polskie w Finlandii i Szwecji przysłały mapy rozmieszczenia interesujących mnie hoteli. Dalsze sprawy organizacyjne to zgromadzenie słowników i rozmówek, wiadomości geograficznych i historycznych.
Z Przejęsławia wyruszyłam auto-stopem 29 sierpnia. Obciążona kilkunastokilogramowym plecakiem (ciepła odzież, 2 kg płatków owsianych, mleko w proszku, śpiwór, no i kilka kilogramów moich kompozycji).
Bez problemów zdążyłam autostradą na Wrocław, następnie Kalisz, Łowicz, Warszawę, Olsztyn. Był to pierwszy, ale jedyny tak długi etap.
W miejscu, gdzie zaplanowałam nocleg, byłam o pierwszej w nocy. Czas i łatwość pokonania drogi utwierdziły mnie w przekonaniu, że wybór sposobu podróżowania wybrałam trafnie. Ciekawość i zainteresowanie przedsięwzięciem kobiety w moim wieku, szybko przeradzały się w sympatię i entuzjazm kierowców. Często zmieniali trasy, naddawali sobie drogi, podrzucali mnie do miejsc, skąd łatwiej było "łapać" następne pojazdy. Ludzie odczuwają ogromną potrzebę czynienia dobra bez przymusu, z własnej woli.
Rano wyruszyłam w kierunku granicy w Bezledach, przekroczyłam ją w towarzystwie polsko-rosyjskim. Jechaliśmy do Kaliningradu – kiedyś Królewca.
Znalazłam się w centrum Królewca. Było południe. Musiałam wyjść z miasta na autostradę do Kłajpedy na Litwie. Idąc miałam okazję oglądać architekturę, górujące nad miastem wieże katedry i starych kościołów. Dobrze utrzymane zabytki -między nimi historyczna twierdza. Miasto czyste, dużo zieleni, ludzie sympatyczni.
Byłam tak pochłonięta tym, co widzę, tempem podróży, nie czułam głodu, zapomniałam, że gdzieś muszę spać.
Jechałam w kierunku Niemna. W pamięci szukałam literackich opisów i przykładam do tego, co mnie otaczało.
Jadę samochodem osobowym z parą Rosjan i usiłuję rozmawiać w ich języku.
Po pogodnym dniu zapadał zmrok. W plecaku miałam śpiwór; przez moment wyobrażałam sobie mój nocleg na plaży nad Bałtykiem. Las, woda i cisza. Nie zdążyłam zdradzić moich planów, kiedy Irina i Giennadij zaprosili mnie do swojego domu. Po kolacji siedzieliśmy długo. Tyle było do powiedzenia o rodzinie, o przemianach, jakie zaszły, zachodzą u nich i u nas. Pokazywali fotografie z wycieczek na południe Rosji, na Krym, do Gruzji. Teraz jest im ciężko, ale słowiańskiej gościnności mają w nadmiarze.
Rano w słońcu oglądam morze. Pierwszy i ostatni raz w tej podróży pływam, chociaż do jej końca będę miała Bałtyk w zasięgu wzroku. Zbieramy z Iriną bursztyny. Plaża piękna, morze czyste. Natura sama rządzi swoimi prawami, nie widać interwencji człowieka.
Spieszno mi. Dzisiaj planuję przeskoczyć Litwę. Żegnamy się serdecznie. Na pamiątkę dostaję bursztyny, ja daję moje kompozycje.
Rosyjsko-litewska autostrada w dobrym stanie biegnie wśród lasów. Zza drzew widać morze, jego szum towarzyszy mojemu marszowi. Idę długo, bo samochodów bardzo mało. Oddycham czystym, morskim powietrzem. Spotykam staruszka kopiącego dołek dla zabitego psa. Człowiek płakał po swoim przyjacielu, a mnie ogarnęło wzruszenie. Staruszek – dziecko.
Jestem już nad Niemnem. Proszę kierowcę, żeby się zatrzymał. Zdejmuję trampki, zanurzam stopy w wodzie rzeki. Jedziemy wolno długim mostem. Nad wodą wędkarze, na wodzie rybacy z sieciami, a Niemen płynie leniwie spokojnie. Granica rosyjsko-litewska. Do Kłajpedy wiezie mnie Polak z Litwy. Dlaczego trafiłam na Polaka? Może sprawił to biało-czerwony proporczyk, który akcentuję w całej podróży moją przynależność narodową? Rozmowa toczy się wartko i szczerze, wynika z niej, że Polacy na Litwie czują się krzywdzeni. Jest mi smutno i żegnając się, życzę wszystkim Polakom lepszego losu.

Reklama