330 km po Alpach w 133 godziny! Daniel Milewicz ukończył Bieg Gigantów

Daniel Milewicz
Daniel Milewicz • fot. arch. Daniela Milewicza Niesamowity wyczyn! Daniel Milewicz dobiegł do mety legendarnego ultramaratonu Tor des Géants – jednego z najtrudniejszych biegów górskich na świecie.
istotne.pl 1 maraton, daniel milewicz

330 kilometrów po Alpach pokonał w 133 godziny i 37 minut, a linię mety w Courmayeur przekroczył w piątek, 19 września o godz. 23:30. To osiągnięcie pokazuje, że granice naprawdę istnieją tylko w naszych głowach.

Skalna trasa w AlpachSkalna trasa w Alpachfot. Daniel Milewicz

Redakcja: – Jakie emocje towarzyszą Panu po ukończeniu tak morderczego biegu?

Daniel Milewicz: – Z jednej strony ogromna radość i satysfakcja, że udało się przetrwać tyle dni w ciężkich warunkach. Z drugiej – lekki niedosyt, że to już koniec. Człowiek tak długo przygotowywał się do tego startu, czekał na ten moment samotności w górach… a nagle wszystko się kończy.

– Jak wyglądał bieg od startu do mety? Które momenty były najtrudniejsze?

– Nie było zwątpienia – raczej ciekawość i niepewność, jak będzie wyglądać trasa i przede wszystkim pogoda. A ta bardzo się zmieniała: od chłodniejszych dni po upały sięgające 25 stopni. Na szczytach bywało bezwietrznie i wtedy słońce dawało mocno w kość. Musiałem wszystko dokładnie planować, żeby uniknąć odwodnienia – szkoda byłoby odpaść przez tak proste błędy. Dlatego starałem się wchodzić na najwyższe przełęcze nocą lub o świcie, zanim zrobiło się naprawdę gorąco.

Same podejścia były ekstremalnie wymagające – często powyżej 2800–3000 m n.p.m. Myśleliśmy, że zbieg w dół będzie łatwiejszy, a okazywał się jeszcze trudniejszy i bardziej obciążający dla kolan. Wielu zawodników miało kontuzje. Na szczęście na punktach czekali fizjoterapeuci i masażyści – ratowali nam nogi i pozwalali iść dalej.

– Biegł Pan w grupie czy samotnie?

– Na początku mijaliśmy się z innymi zawodnikami, czasem chwilę porozmawialiśmy. Ale po dwóch, trzech dniach odległości między nami zrobiły się tak duże, że człowiek zostawał sam. I dla mnie to było najlepsze – uciec od kontaktu, zanurzyć się we własnych myślach. To też jest dla mnie sens takich zawodów.

– Jakie są plany na przyszłość?

Daniel Milewicz: Ten bieg był marzeniem od lat – i udało się go zrealizować. Ale w głowie mam już kolejne cele: ultramaraton na 450 km po lodowcach w Courmayeur, 700 km w Alpach, a nawet bieg przez Pireneje na dystansie około 900 km. To są ogromne wyzwania, dla wielu niewyobrażalne, ale mnie fascynują. Nie chodzi tylko o udowadnianie sobie czegokolwiek – po prostu w trakcie takich biegów czuję się najlepiej.