Każdy, kto przyszedł na cmentarz komunalny w Bolesławcu, by uporządkować i przystroić groby bliskich przed 1 listopada, mógł widzieć tego mężczyznę. Ciemnowłosy, na oko około trzydziestki. Witał wchodzących na cmentarz ludzi, życząc im zdrowia. Po lekkim akcencie można było ocenić, że nie jest Polakiem. W wózku, który stał obok niego, siedziała mała dziewczynka. Prawdopodobnie córeczka.
Mężczyzna prosił o wsparcie. Nie dla siebie i nie dla dziecka. Na kartce miał informację:
Serdecznie proszę o pomoc. Szanowni Państwo. Ojciec jest ciężko chory po udarze mózgu, ma uszkodzone nerki i cukrzycę. Zbieram na leki dla ojca, które są bardzo kosztowne i na utrzymanie rodziny. Dziękuję za pomoc. Bóg zapłać.
Ludzie mijali go albo obojętnie, albo podchodzili i wspierali datkiem. Każda osoba była traktowana przez tego mężczyznę z wielkim szacunkiem. Wszystkim życzył zdrowia oraz bardzo serdecznie dziękował.
Jednak kiedy do proszącego o datki mężczyznę podszedł inny, potężnie zbudowany i wyższy, nie można było przewidzieć, jak to się skończy. Mężczyźni rozpoczęli ze sobą rozmowę. Polak, który podszedł, zadawał pytania, słuchał, aż w końcu zareagował w nieoczywisty sposób.
Po krótkiej rozmowie wzruszony objął cudzoziemca jak brata, okazał mu serdeczność i zrozumienie dla jego trudnej życiowej sytuacji. Była to bardzo wzruszająca scena. Serce rosło, że wciąż istnieje w nas, ludziach, empatia, miłość do bliźniego i zrozumienie dla ciężkiego losu innych ludzi.