To oni bronili i wspierali oskarżonego Dominika

Dziadkowie i obrońcy Dominika K.
fot. istotne.pl Sprawą Dominika żyło całe miasto. Od dnia, w którym napisaliśmy o tragedii na ul. Spokojnej, czyli zabiciu pijanego konkubenta i poważnym zranieniu pijanej matki przez Dominika, do dnia wydania wyroku, czyli umorzenia sprawy. Wyrok umarzający sprawę i uniewinniający Dominika mówi, jak ujął to mecenas Wojciech Kasprzyk, że nie wolno skazywać człowieka za to, co zrobili mu inni.
istotne.pl 86 sąd, zabójstwo, wojciech kasprzyk, dominik k.

Reklama

Dominik zadzwonił do babci po tragedii w październiku 2017 roku mówiąc jej: „Przepraszam, ale chyba ich zabiłem”.  Dominik zabił 36-letniego konkubenta matki, a ją dźgnął nożem w brzuch.

Sytuacja w domu chłopaka od dawna była zła. Matka i jej konkubent Rafał P. nadużywali alkoholu. Dominik pracował i uczył się, ale jego pieniądze rodzina roztrwaniała. Feralnego dnia dowiedział się, że część jego rzeczy matka sprzedała w lombardzie. To przelało czarę goryczy. Chłopak zaatakował kobietę i jej partnera.

Obrony Dominika na prośbę rodziny podjął się mecenas Wojciech Kasprzyk, potem dołączyła do niego adwokat Małgorzata Gruszecka, mająca ogromne doświadczenie prawne. Ta sprawa od początku była dobrze prowadzona. Jednym z elementów wsparcia było zbieranie podpisów poparcia dla Dominika, zainicjowane przez Dawida Karola Kołodzieja, prezesa Polskiego Towarzystwa Psychopedagogicznego.

Akcja „Uwolnijmy Dominika!”

Skuteczne działanie zespołu prawników, poręczenie Dawida Karola Kołodzieja oraz akcja zbierania podpisów, w którą włączył się nasz portal istotne.pl, wpłynęło na fakt, że Dominik opuścił areszt po ponad trzech miesiącach i mógł odpowiadać z wolnej stopy.

Dominik po wyjściu z aresztu nie mógł kontaktować się z matką, tę czekała rozprawa o znęcanie się nad synem. Chłopak znalazł schronienie u dziadków i wrócił do pracy, gdzie czekano na niego i serdecznie go witano. Podczas rozpraw jego koledzy zeznawali, jakim Dominik jest spokojnym, rzetelnym i lojalnym współpracownikiem.

– Sprawa z Dominikiem rozpoczęła się w 2017 roku i od tego momentu z nim pracuję – mówi Dawid Kołodziej. – Podejmując z Dominikiem pracę psychoterapeutyczną, czułem i wiedziałem, że jest to dobry człowiek. Nie zapomnę momentu, w którym Dominik dowiedział się o wyroku. Odetchnęliśmy z ulgą, rzuciliśmy się sobie w ramiona, poklepaliśmy się po plecach. To był jego pierwszy prawdziwy odruch emocjonalny od czasu zdarzenia. Jak mi opowiedział, to był ten moment, w którym poczuł się wolny i swobodny. Niezmiernie się cieszył i przełamał odczucie, że radość to coś złego. Każda rozprawa, każdy wyjazd, badania psychiatryczno-psychologiczne, rozmowa z biegłymi, byłem z nim razem. Wspierałem go jako przyjaciel i jako terapeuta, podnosiłem na duchu, zabrałem na wycieczki, pokazywałem inny rodzaj życia. Taki, który dla większości ludzi jest normą, dla niego był czymś niezwykłym. Wyjście do kina, wyjście do galerii, zwiedzanie muzeum. Nasza relacja nadal będzie funkcjonować, będę go dalej wspierać w życiu codziennym. Obiecałem to Dominikowi, jak i zespołowi biegłych z Warszawy. Przemiana Dominika z biegiem czasu zaczyna być coraz większa. Dominik chodzi na piłkę, rozmawia z kolegami, których wcześniej nie miał, planuje przyszłość. I cieszy mnie to, że te działania przynoszą efekt, a Dominik odżywa – dodał prezes Polskiego Towarzystwa Psychopedagogicznego.

Mowy końcowe: pięć lat więzienia czy uniewinnienie?

Na sali sądowej w decydującej o życiu Dominika rozprawie zderzyły się dwie przeciwstawne racje: prokuratora i obrońców. W mowie końcowej prokurator Sebastian Woźniak zażądał dla Dominika pięciu lat więzienia. Jak powiedział, ofiara Dominika, konkubent jego matki, miał prawo żyć, miał dziecko i rodzinę. Chociaż sam prokurator nie bronił ofiary. Powiedział, że to, jak konkubent zachowywał się w stosunku do oskarżonego, jaki tryb życia prowadził, pozostawia wiele do życzenia i nie ma na to zgody i społecznej akceptacji.

– Mamy do czynienia z drastycznym wydarzeniem – mówił prokurator. – Wnioskuję o nadzwyczajne złagodzenia kary i w sumie orzeczenie pięciu lat pozbawienia wolności. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych taki wniosek jest szokujący, ale nie jestem tutaj po to, by to rozgrywać emocjami. Osobiście jest mi żal oskarżonego, ale emocje nie mogą brać tu góry, ważne są dowody i ich analiza. Z pełną odpowiedzialności stawiam taki wniosek – zakończył swoją wypowiedź Sebastian Woźniak.

Wojciech Kasprzyk odpowiedział prokuratorowi, że w tej sprawie emocje są i muszą być i nie wolno skazać człowieka za to, co zrobili mu inni.

– W tego typu sprawach muszą być emocje, bo jeśli my nie mamy emocji, to z nami jest coś źle – powiedział adwokat Dominika. – I trzeba też pochylić się nad każdą kwestią. Nad tą, że nie żyje człowiek, i nad tą, że ten sam człowiek spowodował to, że Dominik dziś siedzi na ławie oskarżonych. Aparat państwowy zawiódł na całej linii. O tym też trzeba powiedzieć. Byli kuratorzy, pracownicy PCPR, była policja, dzielnicowi, pedagodzy, nauczyciele. Niby wszyscy wiedzieli, że jest źle, bo brata Dominika zabrano, ale o Dominiku zapomniano. Uznano, że ma te 17 lat, to niech sobie żyje w tym grajdołku, niech go leją, biją i tak dalej. Przepraszam za moje kolokwializmy, ale tu emocje były i powinny być. Nie możemy skazać człowieka za to, że całe życie się nad nim znęcano. A to znęcanie było okrutne. Dzisiaj ludzie żądają krwi, nie takiej prawdziwej, symbolicznej, chcą by Dominik poszedł do więzienia. Nie wiem, co ja bym zrobił na miejscu Dominika w tym tragicznym dniu. Niektórzy mówią: „Wyszedłbym z domu”. A jak się nie ma dokąd pójść, jak się zostaje w tym złym miejscu z nadzieją, że będzie lepiej? Często słyszymy o samobójcach, ten skoczył z wiaduktu, ten powiesił się, inny utopił. Przechodzimy obok tego obojętnie, nie pytamy, dlaczego się zabił? Dominik wytrzymał wszystko i cieszmy się, że nie popełnił samobójstwa, bo byśmy się dziś na tej sali nie znaleźli. Nic byśmy o jego cierpieniu nie wiedzieli – dodał mecenas.

Adwokat Małgorzata Gruszecka w swojej mowie podkreśliła wartość społeczną tego wyroku, który ma szanse obudzić organy państwowe, które, jak określiła adwokat, śpią i spały w takich przypadkach jak znęcanie się nad dziećmi przez rodziców-alkoholików.

– Kiedy mówimy o działaniu w afekcie, jak w wypadku Dominika, wiemy, że za taki czyn nie ma odpowiedzialności – mówiła Małgorzata Gruszecka, uzasadniając wniosek o uniewinnienie Dominika. – I musimy się z tym zmierzyć wszyscy: sąd, prokurator, adwokaci. Wszyscy w wykonywaniu naszych obowiązków musimy się zastanowić, jak zapobiec tego typu zdarzeniom, komu zwrócić uwagę, by do tragedii nie doszło. W sądzie w Bolesławcu mamy cztery tomy akt kuratorskich, z których wynika to, jakich krzywd doznał Dominik. I kiedy na sali stanęła oskarżona matka Dominika, która powiedziała „proszę o ułaskawienie mojego syna, a skazanie mnie”, zrozumieliśmy jedno: Dominik musiał tak skończyć, bo nikt temu nie zapobiegł. Tym wyrokiem możemy zapobiec prawdziwej krzywdzie. Będzie miał on duży wymiar społeczny, bo obudzi organy, które śpią i spały. A Dominik ma prawo wrócić do życia, jakiego nie znał.

Sędzia Daniel Strzelecki we wnioskach uzasadniających wyrok mówił o ciężkiej sytuacji oskarżonego, który od dziecka mierzył się ze zbyt ciężką, jak na swój wiek, sytuacją ciągłego zagrożenia ze strony matki i jej partnerów.

 – Życie oskarżonego to była walka o przetrwanie – mówił sędzia. – Żył w ciągłym zagrożeniu. Sprawował od najmłodszych lat opiekę nad młodszym bratem, nie będąc do tego przystosowany jako osoba nastoletnia. Prowadził do przedszkola, odbierał, szykował mu jedzenie, kiedy matka wybywała z domu na ciągi alkoholowe, zabezpieczał mu podstawowe poczucie bezpieczeństwa, był z nim i się nim opiekował. Te wszystkie okoliczności doprowadziły biegłych do słusznego wniosku, że im głębsze zaburzenie i większa frustracja u tak młodej osoby w okresie kształtowania się osobowości, im większe rany, tym niekontrolowany wybuch agresji, z którym mieliśmy do czynienia, jest większy. Na skutek wieloletniej frustracji, lęku, zagrożenia i na skutek ataku matki i konkubenta w krytycznym momencie, emocje oskarżonego przestały podlegać jego intelektualnej kontroli. Ten czyn wymknął się spod jego kontroli i oskarżony znalazł się – w swojej ocenie – w sytuacji bez wyjścia. Te wszystkie okoliczności sprowadziły się do tego, że sąd nie dostrzegł w postępowaniu oskarżonego poczytalności, nawet w stopniu ograniczonym. Sąd dostrzegł też potrzebę środka zabezpieczającego w postaci terapii, by instytucjonalnie zapewnić oskarżonemu wsparcie psychologiczne – uzasadnił swój wyrok Daniel Strzelecki.

To bardzo ważny wyrok dla ofiar latami maltretowanych przez domowych katów. Obrońcy takich ofiar na pewno w przyszłości będą się nim posiłkować. Ważna jest też dogłębna analiza psychologiczna oskarżonego, która pokazuje, jakiej dewastacji doświadcza dziecko i jego osobowość wychowywane przez rodziców alkoholików.

Prokurator Sebastian Woźniak nie wyklucza ewentualnego zaskarżenia wyroku, mimo że nie jest nim zaskoczony, biorąc pod uwagę rozwój przewodu sądowego i opinię warszawskich biegłych.

Reklama