Dominik K., który zabił mężczyznę, nie idzie do więzienia! Jest wyrok sądu

Rozprawa Dominika K.
fot. istotne.pl Dominik zabił 36-letniego konkubenta własnej matki, a ją dźgnął nożem w brzuch. Sąd umorzył postępowanie i skierował Dominika na terapię.
istotne.pl 183 sąd, zabójstwo, dominik k.

Reklama

Prokurator żądał pięciu lat pozbawienia wolności. Sąd nie przychylił się do tego wniosku. Sprawę umorzono, bo uznano niepoczytalność Dominika. Oznacza to, że nie miał w chwili zabójstwa świadomości tego, co robi. Umorzenie oznacza mniej więcej tyle, co uniewinnienie. Dominik K. nie pójdzie do więzienia, może planować przyszłość jak wolny człowiek. Będzie musiał przejść terapię.

Prokurator ma 7 dni na złożenie ewentualnego odwołania.

Czy zgadzasz się z wyrokiem sądu?
Tak
86.23 % głosów: 545
Nie
12.97 % głosów: 82
Nie mam zdania
0.79 % głosów: 5

Przypomnijmy. O sprawie pisaliśmy na naszych łamach wielokrotnie. Do tragedii doszło w październiku 2017 r. w mieszkaniu przy ulicy Spokojnej w Bolesławcu. Dominik zabił 36-letniego konkubenta własnej matki, a tę ostatnią dźgnął nożem w brzuch.

Sytuacja w domu chłopaka od dawna była zła. Matka Agnieszka K. i jej konkubent Rafał P. nadużywali alkoholu. 19-latek pracował i uczył się, ale jego pieniądze rodzina roztrwaniała. Feralnego dnia dowiedział się, że część jego rzeczy matka sprzedała w lombardzie. To przelało czarę goryczy. Chłopak zaatakował kobietę i jej partnera.

Zobaczcie pierwszy telewizyjny wywiad z Dominikiem i jego dziadkiem.

Na fakt, że Dominik opuścił areszt i może odpowiadać z wolnej stopy, wpłynęło zaangażowanie wielu ludzi; skuteczne działanie zespołu prawników w tym mecenasa Wojciecha Kasprzyka, poręczenie Dawida Karola Kołodzieja oraz akcja zbierania podpisów, w którą włączył się portal istotne.pl.

Poniżej wypowiedzi Dawida Karola Kołodzieja i Wojciecha Kasprzyka.

Z zeznań Dominika wyłaniał się trudny do przyjęcia obraz cierpienia. Życie z mamą alkoholiczką, która praktycznie nie trzeźwiała, traktowała syna jak bankomat, z którego pieniądze wydobywa się, grożąc mu i zastraszając.

Konkubent matki towarzyszył jej w piciu i szykanowaniu syna. Nie krępowali się, kiedy ze sobą współżyli, a on był w tym samym pokoju.

Zamykali drzwi domu na klucz, tak że Dominik nie mógł się dostać do środka. Wtedy szedł na strych, gdzie miał materac, koc i poduszkę lub szedł do babci. W ostatnim czasie przed tragedią to Dominik dbał o dom i go utrzymywał. Matka pracowała dorywczo. Ale wszystkie pieniądze szły na wódkę.

Najbardziej dramatyczne było wyznanie Dominika, że kochał matkę, kocha ją i nigdy nie przestanie. Żałuje, że ją zranił, i wciąż chce ją wspierać i pomagać w życiu.

Dominik w dniu zabójstwa wyszedł na 7:00 do pracy. Do domu wrócił po 15:00. Jak zawsze sprawdził, czy matka i konkubent nie sprzedali mu rzeczy na wódkę. Czuł złość. Zniknęły kolejne jego rzeczy, na które ciężko pracował. To były gry.

Dominik był zły i jednocześnie przerażony. Nóż ze stołu w kuchni wziął, by ich postraszyć. Szydzili z niego. Kopnął w drzwi do pokoju. Rozleciała się szyba. Matka pobiegła do niego pierwsza. Chwyciła go za gardło, drugą ręką strąciła telewizor. Dominik ją pchnął. Myślał, że raz.

Matka upadła na łóżko. Wtedy na Dominika rzucił się konkubent. Pijany jak matka. Może trochę mniej niż ona. Zaczął Dominika szarpać, bić po głowie. Szamotali się. Mężczyzny nie dało się odepchnąć, bo był od niego silniejszy i większy. Dominik zaczął uderzać go nożem. Nie wiedział, ile ran zadał. Myślał, że dwie. W rzeczywistości było ich 14.

Kiedy mężczyzna upadł, Dominik wrócił do matki. Poprosił, by wezwała pogotowie. Kiedy otworzył drzwi, był pewny, że to ratownicy. Pierwsza przybyła policja.

Kiedy funkcjonariusze zobaczyli, co zrobił, a on przyznał się do winy, zakuli go w kajdanki.

Reklama