Pani Danuta z Chocianowa była jedną z pierwszych osób, którym w Zespole Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu podano osocze ozdrowieńca. Kiedy trafiła do bolesławieckiego szpitala, była w bardzo ciężkim stanie. – Walczyła o każdy oddech – mówi Jarosław Kuc, kierownik oddziału anestezjologii i intensywnej terapii. – Pogłębiały się objawy niewydolności oddechowej, cały czas była na tlenie – dodaje Elżbieta Dzikońska-Bywalec, szefowa oddziału neurologii.
Chocianowianka choruje na raka. Po chemii źle się poczuła, dostała bardzo wysokiej gorączki – 39,5 °C. Trafiła do szpitala. Okazało się, że – na domiar złego – jest zakażona koronawirusem.
W połowie maja zapadła decyzja o podaniu kobiecie osocza ozdrowieńca. – Czułam się źle, myślałam, że z tego nie wyjdę – podkreśla pani Danuta. – Ale miałam świadomość, że trafiłam w bardzo dobre ręce. Doszłam do wniosku, że to jest jedyna rzecz, która może mi pomóc.
Obaw związanych z przyjęciem osocza nie miała. Bo przecież kiedy miała wypadek, podawano jej krew. Sama zresztą jest krwiodawczynią.
Efekty terapii przeszły najśmielsze oczekiwania. – W ciągu doby stan pacjentki zaczął się poprawiać: zaczęła siadać, później chodzić, wrócił jej apetyt – wylicza E. Dzikońska-Bywalec. – Ta progresja powrotu do zdrowia wywołała u nas duży uśmiech, nie spodziewaliśmy, że tak szybko się to stanie – zaznacza J. Kuc.
Pani Danuta jest już zdrowa, została wypisana ze szpitala. – Czuję się rewelacyjnie – stwierdza była pacjentka bolesławieckiego ZOZ-u. Teraz czeka ją walka z rakiem.
O sprawie pisaliśmy już na naszych łamach. Jak rzecz wygląda od strony logistycznej? – Nie możemy trzymać osocza na miejscu – wyjaśniał wcześniej J. Kuc. – Kiedy jest pacjent i kiedy mamy pewność, że wyrazi zgodę na takie leczenie, wówczas zamawiamy osocze i organizujemy transport.
Szpital w Bolesławcu jest jednym z trzech ośrodków na całym Dolnym Śląsku, w których ta terapia, zatwierdzona przez Państwową Agencję Badań Naukowych pod kierownictwem profesora Grzegorza Mazura z wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego, jest testowana. Wszystkie dane z Bolesławca trafią do prof. G. Mazura.
Skąd pomysł na podawanie pacjentom zakażonym koronawirusem osocza ozdrowieńców? – To stara metoda, która była używana i w epidemii SARS, i w epidemii eboli. Dawała dobre skutki – dodał Jarosław Kuc. – Nie jest to metoda niebezpieczna.