Pruska twierdza na czeskiej ziemi

Pruska twierdza na czeskiej ziemi
fot. Paweł Skiersinis Jakiś czas temu wróciłem z wycieczki z Kłodzka. Już na studiach chciałem tam się wybrać, ale nigdy nie było czasu. Aż w końcu, przy planowaniu urlopu, padło na stolicę Kotliny Kłodzkiej.
istotne.pl 0 historia, kłodzko, paweł skiersinis

Reklama

Co przykuło moją uwagę w tym mieście? Przede wszystkim zabytki, które pokazują, jak mocno zarówno miasto, jak i Hrabstwo Kłodzkie były związane z Królestwem Czeskim (od X do XVIII w.). To właśnie wyodrębnienie hrabstwa z Ziemi Kłodzkiej doprowadziło do rozwoju Kłodzka i ukształtowało jego charakter.

Kłodzko, podobnie jak okoliczne tereny, przechodziło z rąk do rąk. Po pokoju wrocławskim między Bolesławem Krzywoustym a Sobiesławem I Ziemia Kłodzka przypadła Czechom. Na marginesie dodam, że także polscy Jagiellonowie zasiadali na czeskim tronie, ale to ich następcy, Habsburgowie, doprowadzili do powolnego przyłączenia Królestwa Czech do Austrii.

Wraz z panowaniem Habsburgów na czeskim tronie państwo naszych południowych sąsiadów zatraca swoją narodowość. Niby jest niezależne, ale nie do końca. Łączy Czechy i Austrię osoba jednego władcy, ale coraz bardziej Czechy przestają istnieć. Ziemia Kłodzka staję się austriacka, tak jak Śląsk.

Do górującej nad miasteczkiem twierdzy wprowadzają się wojska austriackie. Jednak inne bratnie – niemieckie – państwo ma chrapkę na śląski region i rozpoczyna się wojna śląska, a raczej 3 wojny, albowiem były jej aż 3 epizody. Wojna rozpoczyna się w roku 1740. Wojska pruskie wkraczają na austriacki Śląsk. 20 kwietnia 1742 r. armia pruska przejmuje kłodzką twierdzę. Prusacy sprowadzają ciężkie działa, na widok których austriackie wojsko kapituluje. Kapitulacja i opuszczenie twierdzy nastąpiło jednak honorowo: w pełnym rynsztunku, pod sztandarami Austriacy z nabitą bronią opuszczają fortecę. W tamtych czasach nawet wojna była podporządkowana etykiecie i swego rodzaju etyce wojennej. Szanowało się pokonanego przeciwnika.

W tym momencie nasza wspaniała twierdza przeżyła metamorfozę. Pewien holenderski inżynier, gen. Gerhard Cornelius von Walrave, wpada na genialny pomysł. U podnóża twierdzy buduje piwnice, a dokładnie sieć piwnic, korytarzy. Zasypuje wierzch ziemią. Po co? A po to, że gdy obce wojska podejdą pod mury, aby ustawić działa, to broniący się żołnierze w kłodzkim forcie odpalą ładunki wybuchowe i od spodu wysadzą podziemne korytarze wraz z najeźdźcami. Wydaje się to trochę dziwne, ale pamiętajmy, że ówczesne działa nie miały jeszcze gwintowanych luf, zatem aby zniszczyć dalszy obiekt, trzeba było armatę dość blisko podprowadzić. Wysadzanie korytarzy minerskich, bo tak się one nazywają, powodowało, że po bitwie lub zakończonej wojnie trzeba było odbudować zniszczenia. Pomysł był dobry, lecz pracochłonny.

W kłodzkiej twierdzy stacjonował 47 Pruski Pułk Piechoty, ok. 9 000 żołnierzy. Tyle samo, ile liczyło wówczas Kłodzko. Twierdza była swego rodzaju utrzymaniem dla miasta, choć w niej samej funkcjonowała piekarnia, browar, kasyno wojskowe, szpital (tzw. lazaret) – choć nikt raczej tego szpitalem dziś by nie nazwał. W lazarecie głównym zabiegiem było amputowanie kończyn. Oczywiście jedyne znieczulenie to trochę wódki i twardy kij między zęby. Przeżywał 1 na 10 pacjentów.

Browar w twierdzy funkcjonował po to, aby produkować dla żołnierzy piwo – ich podstawowy trunek. Nie pili oni wody, która często była brudna i zanieczyszczona. Powodowała choroby i biegunki, a złocisty napój był alkoholem, który zapewniał dezynfekcję i higienę. Trochę to oryginalne, ale tak wówczas uważano. Piwo było jednak odmiennej postaci niż to obecnie produkowane. Miało maksymalnie 2% alkoholu, było mętne. Nie przypominało dzisiejszego złocistego trunku, ale spożywano je masowo, także w lokalnych kłodzkich gospodach.

Pruscy dowódcy częstowali każdego ranka także wódką. Trunek, zaledwie 18-proc., był podawany jako poranna dezynfekcja organizmu.

Kim byli wojacy stacjonujący w twierdzy? Przede wszystkim zwykłymi ludźmi, najczęściej okolicznymi chłopami wciągniętymi do wojska już nawet w wieku 15 lat. Aby wychować żołnierza, codziennie stosowano liczne kary dyscyplinujące. Najczęściej bicie za najdrobniejsze przewinienia, ot tak, dla zasady. Takie poniżające działania miały zmiękczyć nieposłusznych, a z ludzi zrobić maszyny do wykonywania rozkazów i do zabijania. Pruska dyscyplina była znana w całej ówczesnej Europie.

Jak widać, służba w pruskiej armii to ogromnie ciężkie przeżycie. Nie oszczędzano nikogo, nawet inwalidów wojennych. Nie odsyłano ich do „cywila” po utracie ręki czy nogi. Absolutnie. Co przecież ów człowiek robiłby poza koszarami? Do pracy nikt kaleki nie przyjmie. Taki żołnierz stałby się żebrakiem lub ciężarem dla rodziny. Z takich osób powstawała w każdej twierdzy kompania inwalidów, którzy byli służbą pomocniczą w drobnych pracach, takich jak ogrodnictwo (jedynie gospodarcze, na potrzeby koszar), naprawa broni, utrzymywanie porządku.

Pod koniec XIX wieku twierdza straciła status fortecy obronnej. Powstało tam więzienie, które funkcjonowało do II wojny światowej. Tam m.in. zsyłano przeciwników Adolfa Hitlera.

Zatem Kłodzko to wspaniałe miasto do zwiedzania. Rocznie przewija się przez nie ok. 100 000 turystów. Jak na małe, prowincjonalne miasteczko (ok. 20 000 mieszkańców) – to dość sporo.

A wiecie, ile razy wysadzono w powietrze korytarze minerskie wokół twierdzy? Ani razu. Nigdy. Ta sieć labiryntów, ciągnąca się przez 10 km, momentami niska na 70 cm, nie została nigdy wykorzystana. Technika „zabiła” świetny pomysł holenderskiego inżyniera. W momencie wojen napoleońskich wymyślono już armaty z lufami gwintowanymi. Duże działa wystrzeliwały pociski na odległość ok. 2,5 km, nikt już nie musiał ciągnąć armat pod same mury. Kłodzka twierdza stała się reliktem przeszłości, choć jej struktura i budowa zadziwia po dziś dzień.

A co jeszcze przypomina nam o czeskim charakterze miasta? Z pewnością most św. Jana – przypominający most św. Karola w Pradze, w drodze na Hradczany. Jednak ten most, choć mniejszy, został wybudowany dużo wcześniej. To na nim stoi również figura św. Jana Nepomucena – czeskiego zakonnika, który nie zdradził czeskiemu królowi tajemnicy spowiedzi jego żony. Za odmowę został utopiony w Wełtawie, a na ówczesnym czeskim Śląsku stawiano jego figury.

Na marginesie tylko dodam, że Ziemia Kłodzka o mały włos nie wywołałaby wojny polsko-czechosłowackiej. Czesi byli niezadowoleni, że tereny hrabstwa w 1945 r. przypadły Polsce, choć de facto należały od zawsze do Czech. Ta niesprawiedliwość dziejowa odbija się w stosunkach sąsiedzkich po dziś dzień.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Reklama