Ginekolog nastraszył i zainkasował

Ręka lekarza i stetoskop
fot. www.sxc.hu Młoda bolesławianka poszła do prywatnego gabinetu, bo chciała wykonać profesjonalne badanie. Została jej postawiona fałszywa diagnoza, za którą słono zapłaciła.
istotne.pl 0 zdrowie, rak

Reklama

O sprawie poinformowała nasza czytelniczka. Młoda dziewczyna wciąż się uczy i korzysta raczej z wizyt u lekarzy mających umowy z NFZ. Wybrała się jednak do prywatnego gabinetu ginekologicznego w Bolesławcu. – Dotychczas chodziłam państwowo. Ale tam w gabinecie na wyposażeniu jest tylko fotel. Zdecydowałam się na wizytę prywatną. Dla mnie bardzo drogą, bo jej koszt wyniósł 150 zł – mówi dziewczyna.

Bardzo profesjonalnie i bardzo drogo

Młoda kobieta skarżyła się na infekcję dróg rodnych. Po zbadaniu lekarz poinformował ją, że ma nadżerkę [ubytek nabłonka lub błony śluzowej szyjki macicy – przyp. red.].

– Powiedział mi, że nadżerka jest ogromna – opowiada dziewczyna. – Uwierzyłam. Przepisał bardzo drogie globulki, bo nie zdecydował się na jej wypalenie. Radził, by nadżerkę zaleczyć. Zrobił mi też cytologię [badanie komórek w kierunku raka szyjki macicy – przyp. red.]

Pacjentka wahała się nad wykupieniem drogiego leku, ale dolegliwość była dokuczliwa. W końcu zaczęła leczenie. Po zaaplikowaniu czterech globulek stan jej się pogorszył. W tym czasie dostała też wezwanie do gabinetu lekarza, bo przyszły wyniki badania cytologicznego.

Pierwsze badanie, które przeraziło młodą kobietęPierwsze badanie, które przeraziło młodą kobietęfot. istotne.pl

Kiedy badanie cytologiczne wychodzi dobrze i nie wykrywa się żadnych zmian, pacjentka nie jest wzywana specjalnie. Wezwanie oznacza kłopoty. Nasza czytelniczka opowiada, że po otrzymaniu telefonu z gabinetu poszła na wizytę z ciężkim sercem i dużym lękiem.

To może być rak

Pacjentka odczuwała spory ból okolic intymnych. – Powiedziałam lekarzowi, jak źle się czuję. Wtedy on mnie poinformował, że wyniki badania są bardzo złe. Chciałam, aby mnie zbadał, obejrzał. Cierpiałam. Ale dowiedziałam się od niego, że mój stan jest przedrakowy. Nie zbadał mnie, tylko przyjął przy biurku, na moje prośby odpowiedział: „Co ja mam teraz z panią zrobić? Tu trzeba działać natychmiast”. I zaproponował mi kolejne drogie zabiegi – opowiada nastolatka.

Jednym z badań miała być biopsja, czyli pobranie fragmentów tkanki do dalszych badań w kierunku raka. Biopsja, według słów dziewczyny, miała kosztować prawie 200 zł. Inne zaproponowane badanie miało kosztować ponad sto złotych.

– Lekarz za wizytę, podczas której tylko mnie poinformował o wynikach i polecił dalsze badania, zainkasował 50 zł – mówi czytelniczka.

Dziewczyna wróciła do domu zapłakana i przerażona stanem swojego zdrowia. Nie uspokajały jej też wciąż odczuwane dolegliwości. To kobiety w jej rodzinie poleciły wizytę u innego lekarza i sprawdzenie diagnozy. Następnego dnia wybrała się do innego ginekologa, również prywatnie, bo w gabinecie państwowym nie ma sprzętu, by wykonać niektóre badania natychmiast.

Raka nie ma

Lekarz, do którego się zwróciła, obejrzał badania swojego kolegi i powiedział tylko jedno słowo: „Szczecin”.

– Badania cytologiczne poprzedni doktor wysłał do laboratorium w Szczecinie. Podobno, jak mi powiedział nowy ginekolog, nie byłam jedyną pacjentką, które w panice, że ma raka, przychodzi do jego gabinetu i pokazuje wyniki wykonane właśnie w Szczecinie. Podobno za każdym razem są tak samo złe – wyjaśnia dziewczyna.

Lekarz zbadał pacjentkę. Okazało się, że za pogorszenie jej stanu odpowiadają drogie globulki, które się nie rozpuściły. Wystarczyło je tylko usunąć, by poprawić stan pacjentki. Kolposkopia [oglądanie szyjki macicy za pomocą wziernika i szkła powiększającego – przyp. red.] nie potwierdziła wyników badania ze Szczecina.

Drugie badanie wykonane u innego lekarzaDrugie badanie wykonane u innego lekarzafot. istotne.pl

– Potem jeszcze czekałam na kolejne badanie cytologiczne – kończy swoją opowieść dziewczyna. – Ono też wyszło dobrze. Mam niewielką nadżerkę, ale następne badanie mam zrobić za 12 miesięcy. Jestem zdrowa.

W sumie pacjentka za nastraszenie, że ma raka i uspokojenie, że go nie ma, wraz z przepisanymi globulkami, zapłaciła około 400 zł. – Ginekolog, u którego miałam pierwszą prywatną wizytę, powiedział mi przekazując złe wieści, że niestety zdrowie kosztuje i każde pieniądze się na nie wyda – mówi z przekąsem ale szczęśliwa i zdrowa czytelniczka.

(informacja: Grażyna Hanaf)

Reklama