Bolesławianka z Mołdowy

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Nadszedł niedawno na mój adres domowy obszerny list Eugenii Linickiej z Mołdowy (czyli z Mołdawii, która jest jednym z państw powstałych na gruzach ZSRR). Do listu dołączono metrykę urodzenia wystawioną przez niemiecki USC w Bolesławcu. Czytamy, że "Genia Lenitzki" urodziła się 16 grudnia 1944 r. w miejscowym szpitalu. Matka – więźniarka Antonina, zatrudniona w obozie pracy przy dzisiejszej ulicy Ciesielskiej, ojciec Jewgenii jest więźniem zatrudnionym w fabryce położonej na terenie obozu pracy w Szprotawie.
Oto streszczenie jej listu. Matkę jej -będącą w ciąży – Niemcy aresztowali w czasie obławy na Ukrainie i przywieźli z grupą więźniarek do Bolesławca. Obóz znajdował się przy dzisiejszej ulicy Ciesielskiej, przy której były zabudowania fabryczne. Produkowano tu pod ziemią części do samolotów. Obok Rosjanek, Ukrainek, były Polki, także jeńcy włoscy, francuzcy i inni. Matka żyje, ma już 88 lat. Wszystko o czym pisze, wie z ust matki, która wiele razy opowiadała o swych przeżyciach obozowych.
W lutym 1945 r., gdy miała ona ok. 6 tygodni, Niemcy wszystkich więźniów wywieźli na zachód Niemiec, gdyż zbliżały się wojska radzieckie. "Szliśmy pieszo w mrozach i śniegach, potem jechaliśmy koleją. Na miejscu, pod koniec wojny, strażnicy obozowi chcieli nas wszystkich zamordować strzałami. Wielu padło od kul. Matka została ranna w głowę, upadła, a ja z nią, gdyż stale matka miała mnie przy sobie. Mnie od kul uratowała Polka, padając bowiem zakryła mnie swoim ciałem. Sama została ranna w obie nogi. Jej zawdzięczam życie. W ostatniej chwili – przed wymordowaniem wszystkich – wyzwolili nas żołnierze angielscy. Potem powrót koleją do domu. Ale wojska sowieckie zawiozły nas do obozu w Berezie Kartuzkiej na Polesiu. Tam siedzieliśmy długo, sprawdzano nas politycznie, czy nic jesteśmy zdrajcami ojczyzny... A potem powróciliśmy do domu. Niedawno dowiedziałam się, że miasto to nazywa się teraz Bolesławiec. Proszę przesłać jakieś zdjęcia itd. i nic zapominajcie o nas".
Przesłałem jej gruby plik fotografii, mapek, folderów o naszym mieście. Musimy z nią utrzymywać kontakt. Może ją zaprosić? Zobaczymy co odpisze na mój list.
Fakt ten nasuwa refleksje na temat hitlerowskich obozów w naszym mieście: jest ku temu okazja, gdyż zbliża się jubileusz powrotu miasta do Macierzy! Miasto i powiat bolesławiecki nie miały szczęścia do opracowania dziejów tych obozów. Wojewódzka komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich we Wrocławiu zebrała odnośnie naszego powiatu bardzo skromny materiał. Sekretarz tej komisji, pani sędzina Sądu Wojewódzkiego we Wrocławiu, już nie pamiętam jej nazwiska, przyjeżdżała do Bolesławca. Rozmawiała z komendantem powiatowym MO i prokuratorem powiatowym, zostawiła notatki, które miały naprowadzić na losy tych obozów. A przecież obszar Borów Dolnośląskich na północ od Bolesławca, od Lipian i Krzyżowej po Gromadkę i dalej -miał zbudowane całe miasteczko obozowych baraków, gdzie więźniowie i jeńcy wojenni pracowali w niewolniczych warunkach w przemyśle zbrojeniowym (przeniesionym z Niemiec zachodnich i centralnych z powodu coraz bardziej intensywnych nalotów).
Żyli ludzie, osiedleni w Gromadce, Osiowej, którzy byli tam zatrudnieni. Pani sędzina dała te nazwiska. Należało ich przesłuchać. Ale dla komendy MO i prokuratury nie była to ważna sprawa. Odkładano na później, tak mijały lata. Dzisiaj już nic nie da się ustalić. Nie poznamy pełnej prawdy w tej jakże istotnej przecież sprawie.
Pisząc te słowa mam przed sobą ok. 700-stronicowy dokument. Jest to encyklopedyczny informator "Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich" wydany w 1979 r. przez PWN. Autorem jest zespół badaczy Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Czarna płócienna oprawa, suche, krótkie zdania, cyfry, za którymi kryją się tragedie tysięcy, wielu tysięcy ludzi, zatrudnionych w niewolniczych, katorżniczych warunkach, ich cierpienia i powolna śmierć wielu...
W Bolesławcu jest wiele takich miejsc, lecz tylko w jednym miejscu wzniesiono głaz pamiątkowy, który ufundowali miastu Bolesławiec harcerze Chorągwi... Wałbrzyskiej, gdy zabierali ziemie do urny, zawiezionej do obozu śmierci w Gross Rosen (Rogoźnica). Na stronach 113 i 428 znajdujemy w informatorze niepełne informacje o obozach w Bolesławcu. I o dziwo! Nie ma tam obozu pracy położonego na terenie obecnego zakładu pracy – jakim jest Bolesławiecka Fabryka Fiolek i Ampułek! Czy były tam podziemia jak pisze Mołdawianka, w których urządzono fabrykę zbrojeniową -chyba nic?
Jakie obozy i podobozy znajdziemy w tym informatorze?
1)Dwa oddziały robocze składające się z jeńców z obozu "Stalag VIII-a" w Zgorzelcu. Było to tzw. komanda 55 i 56. Nie ustalono, jakiej byli narodowości, z ilu osób oddziały składały się, gdzie mieściły i gdzie były zatrudnione. Trzeba tu wspomnieć, że takie "komanda" znajdowały się niemal w każdej wsi pow. bolesławieckiego. Pracowali na roli, w przemyśle drobnym, żwirowniach itp.
2)Filia obozu zagłady Gross Rosen (Rogoźnica) założona w 1940 r. przekształcona w podobóz koncentracyjny w maju 1944 r. – dziś przy ulicy Staroszkolnej, gdzie harcerze ustawili głaz pamiątkowy. Ilu przeszło przez obóz więźniów, jakiej byli narodowości – nie wiemy. Zatrudnieni byli w znajdującym się tu dużym zakładzie produkcji drzewnej, gdzie produkowano przenośne baraki, atrapy samolotów ustawianych na pozorowanych lotniskach i szybowce dla wojska.
3)"Russenlager" – czyli obóz pracy dla więźniów Słowian Wschodnich (jak nasza Mołdowka-Mołdawianka?). Obóz mieścił się przy ulicy Orlej (dzisiaj zakłady tkanin technicznych "Concordia"). Mieściły się tu zakłady produkujące części do samolotów. Nie znana liczba więźniów ani data założenia obozu.
4)Filia obozu zagłady Gross Rosen (Rogoźnica) położona jak "Russenlager" tj. na terenie "Concordii". Obóz został założony 1.07.1944 r. Przeciętny stan ok. 1000 osób. Więźniowie pracowali w miejscowym zakładzie produkującym części do samochodów i silników lotniczych.
Nic ma w informatorze żadnej informacji o obozie jenieckim dla żołnierzy włoskich, którzy w liczbie kilkuset znajdowali się w naszym mieście w dniu 12 lutego, czyli zajęcia miasta przez wojska sowieckie.
10-11 lutego 1945 r. a więc tuż przed walkami w mieście, wszystkie obozy zostały ewakuowane do zachodnich Niemiec. Był to straszliwy marsz nazwany marszem śmierci, gdyż więźniowie pędzeni na zachód w mrozach ok. 25 stopni C i zaspach śnieżnych -ginęli jak muchy. Wiadomo tylko, że z ko. 1000 więźniów z obozu wymienionego w pkt. 4 – dotarło 16 marca, a więc po pięciotygodniowym marszu tylko 441 więźniów umieszczonych w innym obozie śmierci Mittelbau-Dora.
Dlaczego marsz śmierci nic objął żołnierzy włoskich i grupy ok. 25 jeńców francuskich (byli w lipcu zakwaterowani, zresztą na własną rękę w jednym z domów przy ulicy Prusa od podwórka. Dopiero kilkanaście lat temu zamalowano wielki napis po francusku, mówiący, że tu kwaterują żołnierze francuscy.
Nie wiemy, gdzie grzebano zmarłych lub zamordowanych więźniów w Bolesławcu i ile było ofiar? Przed pół rokiem bawiła w naszym mieście dziennikarka niemiecka z Berlina, pracująca dla telewizji kanadyjskiej. Przyjechała zrobić reportaż o zdarzeniu podobnym jak w filmie "Lista Schindlera". Zwróciła się o to grupa Żydów kanadyjskich. Otóż szefem obozu – filii Gross Rosen przy ulicy Staroszkolnej, gdzie znajduje się dziś głaz pamiątkowy, był jakiś ludzki esesman. Który gdy rozpoczął się marsz śmierci miał wszystkich Żydów, młodych, przybyłych z Gross Rosen -wymordować. Nie uczynił tego. Zostali ewakuowani na Zachód i tam wyzwolili ich żołnierze brytyjscy. Dziennikarka ta nie mogła zrozumieć, dlaczego o tym fakcie nic nie wiemy. Że nie możemy jej nic pomóc, a chodziło jej o odszukiwanie, czy ustalenie nazwiska esesmana. Lecz najbardziej ją zdziwiło, że nie możemy wskazać jej grobów zmarłych lub pomordowanych w Bolesławcu więźniów tych obozów. A umierali i byli mordowani – to fakt potwierdzony przez ocalałych Żydów. Tłumaczyliśmy jej długo i szeroko. W kilka miesięcy potem napisała mi z Berlina, że nie mogła nakręcić reportażu filmowego jak zaplanowała. Ale coś zrobiła, nakręciła obrazki z miasta i budynków obozowych. Są to długie baraki-hangary, potrzebne dla tego rodzaju produkcji drzewnej.

Reklama