Bezdomny Kuba – Rocky z Bolesławca

Kuba osiemnastolatek wyrzucony z domu
fot. istotne.pl Kuba ma 18 lat i niewiarygodny instynkt przetrwania. Mimo wszystkim i wszystkiemu. To moje pierwsze, silne wrażenie, jakie mam po krótkiej rozmowie z chłopakiem. Dlatego kiedy wspomina mi, że chce zostać zawodowym bokserem, skojarzenie z Rockym Balboą jest nieuniknione.
istotne.pl 86 bezdomność

Reklama

Kuba opowiada o sobie i swoim życiu krótkimi, rwanymi zdaniami. Wyciągam z niego jedną prostą wypowiedź po drugiej, ale są to konkrety. Gdzie mieszkał, jakiej pracy szukał, ile ma rodzeństwa. Zastanawiam się, jak pytać, by niczego mu nie sugerować. Siedzimy na ławce przed budynkiem schroniska dla osób bezdomnych w Bolesławcu. Kuba ma na sobie ciepłą kurtkę w kolorze miodu. Dostał ją w prezencie. Lubi ją. Pozwala się w niej sfotografować. Jest otwarty, uśmiecha się i chce rozmawiać, ale to tylko dzięki temu, że zapowiedziała mnie jego samozwańcza opiekunka, pani Agnieszka. Bo Kuba obcym nie ufa. To podstawowa zasada przetrwania. Jak mówi Agnieszka, Kuba boi się: sądu, policji, taty i mamy.

Pytam Kubę o plany i marzenia. I od razu słyszę, że chce zostać zawodowym bokserem. Dowiaduję się, że Kuba ma w dniu naszego spotkania po południu swój pierwszy trening. Idę go tam zobaczyć.

Sala gimnastyczna Zespołu Szkół Elektronicznych przy ul. Bielskiej jest siermiężna, wystrój jak z lat 70. ubiegłego wieku: parkiet, drabinki, po jednej stronie powieszone są gruszki bokserskie i worki. Podczas treningu z zaplecza wyciągane są lustra. Ringu nie ma. Trener Tomasz Tomczyk zastrzega, że nie chce się skarżyć, ale ring to jego marzenie, nawet z demobilu. Byle tylko zawodnicy ćwiczący w TOP Boks Bolesławiec mieli obycie w ringu, bo trudno jest im walczyć z zawodnikami, którzy w ringu ćwiczą stale. Trener Tomasz jest synem bolesławieckiego boksera Ryszarda Tomczyka, złotego medalisty Mistrzostw Europy w 1971 roku w Madrycie.

Wchodzę na salę i widzę, że trening trwa w najlepsze. Wzrokiem szukam Kuby. Jest. Uśmiecha się do mnie, ale nie przerywa treningu. Jak wszyscy ćwiczący młodzi mężczyźni jest bardzo zaangażowany w trening. To pierwszy raz i jego ruchy są jeszcze bardzo nieporadne, ale trener chwali Kubę przede wszystkim za wytrwałość.

– To jest pierwszy trening – mówi Tomasz Tomczyk. – Kuba chciał zobaczyć, jak to jest na profesjonalnym treningu. Dużo nie można powiedzieć, ale Kuba wytrzymał rozgrzewkę, wytrzymał zajęcia…– trener urywa i krzyczy do zawodników „Zmiana!”. Instruuje ich, dozoruje trening. W sumie nie spuszcza zawodników z oczu. Widać, że jest to jego wielka pasja.

Grupa ćwiczy intensywnie z niewielkimi przerwami na napicie się wody. Kubie podobają się techniki, jakich próbuje. Ubrał po raz pierwszy rękawice. Uderza w worek treningowy. Trener wie, że brakuje chłopakowi techniki, ale podkreśla, że boks jest sportem, który nie tylko uczy zwinności, koordynacji, ale też jest dyscypliną energetyczną. To widzę. Tomasz Tomczyk jest potężnym mężczyzną, ale kiedy pokazuje ćwiczenia chłopakom widać, jak jest szybki, zwinny i aktywny. Zostawiam Kubę na sali. Za dwa dni, w niedzielę, spytam jak mu się podobało. Nadal jest pełen energii i mówi, że będzie chodził na ćwiczenia i że wcale nie ma zakwasów.

Runda pierwsza: życie bezdomnego

Nie każdy na osiemnaste urodziny dostaje od rodziców ultimatum: praca albo wyrzucam cię z domu. Kuba kończy 18 lat w kwietniu 2022 roku. I takie ultimatum dostaje od mamy. Mama mieszka z nim, ze swoim nowym partnerem oraz z młodszym rodzeństwem Kuby: siostrą, która chodzi do szkoły z internatem, i jedenastoletnim bratem Kuby.

Kuba opowiada mi, że pierwszą pracę znalazł sam. W piekarni w jednej ze wsi pod Bolesławcem. Ale pracował tam może dwa dni. Właściciel uznał, że Kuba do pracy piekarza się nie nadaje, że mógłby zrobić krzywdę sobie lub innym. Potem Kuba wraz z mamą idą do Badera, ale tam też po okresie próbnym, czyli po około miesiącu, nie przyjmują Kuby na stałe do pracy. Praca w Baderze jest szybka, na akord, takiej Kuba nie jest w stanie wykonać. Wydaje się, że to kończy cierpliwość mamy. Z tego, co udaje mi się ustalić z Kubą, w lipcu mama wiezie pełnoletniego syna do Urzędu Gminy w Warcie Bolesławieckiej, gdzie każe mu się wymeldować z mieszkania w Szczytnicy. Pytam Kubę, dlaczego zgodził się wymeldować?

– Pomyślałem, że ta osoba będzie mnie tak męczyć, nasyłać policję, że lepiej, jak się wymelduję – odpowiada mi Kuba.

Kuba zgodził się mówić o matce, ale uparł się nazywać ją „tą osobą”. Staramy się go z panią Agnieszką, u której Kuba spędzał weekend, trochę od tego pomysłu odwieść. Za mało wiemy o matce Kuby, o jej życiu, by serwować jednoznaczne wyroki. Mamy też wiele pytań o ojca chłopca, który nie występuje w tej historii zbyt często. I z tego, co mówi Kuba, nie mieszka z mamą od przyjazdu do Polski z Anglii.

– Jak wróciliśmy z urzędu ta osoba powiedziała, że mam pół godziny, by się wynieść z domu – opowiada mi Kuba i nagle okazuje się, że to określenie, jakim nazywa matkę, w takiej sytuacji może pasować. – Wziąłem plecak, ciuchy, spodnie, bluzę i wyszedłem – mówi Kuba (i jest w tym jakaś taka dziecięca duma, głowę trzyma wysoko, potrząsa nią, chce pokazać, że wcale go to nie obeszło, że został wyrzucony z domu przez tę osobę).

Jednak zaraz po tej rozmowie Kuba prosi Agnieszkę, by mu pozwoliła wyjść do drugiego pokoju, bo rozbolała go głowa. Emocje są naprawdę duże. Ciężko się tej historii Kuby słucha.

– Na początku miałam taki odruch, by porozmawiać z tą kobietą, jak matka z matką – opowiada Agnieszka. – Zapytać, czy ona wie, w jakim miejscu mieszka jej bezdomny syn? Bo jak mi Kuba powiedział, gdzie znalazł sobie miejsce po wyrzuceniu z domu, miałam w sobie tyle emocji, że wyszłam na zaplecze, by nie płakać przy nim. Nie umiałam w tym miejscu umiejscowić człowieka. Gdyby mój kot spędził tam noc, miałabym problem ze sobą, a co dopiero dziecko. Ale im więcej informacji zbierałam o Kubie, tym trudniej było mi się spotkać i porozmawiać z matką – dodaje ciszej Agnieszka.

Kuba łatwo znalazł pustostan, bo bawił się w Szczytnicy jako dziecko. Wówczas mieszkał jeszcze w Anglii, bo tam pracowali rodzice, ale na wakacje przyjeżdżali do Szczytnicy. Kuba znał miejscowość i jej zakamarki. Cała rodzina wróciła do Polski trzy lata temu. Teraz, po wyrzuceniu z domu, miał plan, by iść na piechotę do Anglii, albo jeszcze dalej, ale w końcu powiedział, że mu się nie chciało. Rozbroił mnie tą swoją naiwnością.

Kuba mimo strasznych warunków w pustostanie został i pożywienia szukał przy restauracjach. Szczytnica to miejscowość przy autostradzie. Od kierowców ciężarówek dostawał bony na zupę, pomagały mu też kobiety pochodzenia romskiego, które sprzedawały na parkingu telefony. Bardzo przejęły się losem bezdomnego chłopca. Wspierały go jak umiały. Chłopiec i Agnieszka wspominają szczególnie ciepłą i pomocną Carmen.

W końcu Agnieszka zostaje samozwańczą opiekunką Kuby i tu rozgrywa się kolejna walka.

Runda druga: Agnieszka i Ośrodek Pomocy Społecznej w Warcie Bolesławieckiej

Agnieszka, którą odwiedzam w jej mieszkaniu w Szczytnicy, przyjmuje mnie bardzo serdecznie. To drobna, delikatna kobieta o dużych, ciemnych oczach w ładnej oprawie. Pracuje na 12-godzinych zmianach w jednej z restauracji przy autostradzie. Zajęła się Kubą jako jedyna. To ona uruchomiła cały medialny cyrk. Wezwała na pomoc TVN Uwagę. Dziennikarzom jest wdzięczna za pomoc, ale zmęczona też medialnym szumem.

Agnieszka postanowiła znaleźć dla Kuby miejsce w schronisku dla bezdomnych. Zadzwoniła w tej sprawie do Ośrodka Pomocy Społecznej (OPS) w Warcie Bolesławieckiej, do którego Szczytnica przynależy. Pierwszy kontakt z pracownicą społeczną, nazwijmy ją Olgą, nie był w ocenie pani Agnieszki zadawalający. Agnieszka poinformowała Olgę o bezdomnych chłopaku, ale urzędniczka miała odmówić szukania bezdomnego po pustostanach. Na propozycję spotkania się z bezdomnym Kubą w mieszkaniu Agnieszki, urzędniczka miała również zdecydowanie odmówić.

W końcu Agnieszka zawiozła Kubę do OPS własnym samochodem. Był początek września. Agnieszka dostała dokumenty, które trzeba było złożyć w Starostwie, by Kuba mógł starać się o ewentualną grupę inwalidzką i przysługującą mu z tego tytułu rentę.

Oficjalna informacja z OPS, jaką otrzymała nasza redakcja we wrześniu, brzmiała:

Kuba zgłosił się do naszego OPS-u w piątek tj. 09. 09.2022 r. Przedstawił nam swoja sytuację życiową. Nie miał przy sobie żadnej dokumentacji na temat swojego zdrowia. Stwierdził, że śpi w pustostanie. Z naszej strony otrzymał propozycję zamieszkania w schronisku dla bezdomnych w Bolesławcu. Podpisał taką zgodę. Wszczęliśmy procedurę przygotowania dokumentów w celu uzyskania orzeczenia o niepełnosprawności Kuby. Byłoby to podstawą do objęcia go szerszym wsparciem w ramach przepisów ustawy o pomocy społecznej. Nawiązaliśmy kontakt z Matką Kuby, która przybyła do naszego ośrodka i przedstawiła sytuację syna. W dniu dzisiejszym rozmową przeprowadzono z ojcem Kuby, który ma do nas wykonać telefon. Pracownik socjalny rozmawiał również z Kuratorem Sądowym na temat Kuby. W chwili obecnej Pracownik socjalny wraz z Policją udał się do Szczytnicy w celu rozpoznania sytuacji.

Elżbieta Żerdzińska, Kierownik Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Warcie Bolesławieckiej

Agnieszka nie uważa, że pracownica Olga potraktowała ją i Kubę z należytą starannością. Czuła się przez cały czas traktowana przez Olgę jak intruz. Miała poczucie, że ani Olgi, ani nikogo w OPS sytuacja Kuby nie zajmuje. To poczucie bezradności i braku odzewu popchnęło Agnieszkę do tego, że wezwała na pomoc media.

– Jestem w pracy, kiedy słyszę krzyk  – opowiada Agnieszka. – Ktoś mnie woła. Mówi, że jest policja, że jest Kuba i że jestem potrzebna. Pani Olga w asyście policji przyjechała zabrać Kubę do schroniska. Ale to było, jak już TVN Uwaga przyjechała. Kuba bał się obcych, a przede wszystkim policji. Nie wsiadłby do radiowozu za nic. Powiedziałam, że z nim pojadę. Ze mną się czuł bezpiecznie. I tak z kamerami umieściliśmy Kubę w schronisku – kończy Agnieszka i się uśmiecha.

Elżbieta Żerdzińska, kierowniczka OPS zaprzecza, jakoby na decyzję o umieszczenia Kuby w schronisku i zajęcie się sprawą bezdomnego 18-latka mieli wpływ dziennikarze. Nie mam powodu, by nie wierzyć w szczerość jej słów. Kierowniczka mówi o procedurach, o skomplikowanej sytuacji Jakuba. W schronisku powiatowym gmina Warta Bolesławiecka ma 4 miejsca, gmina płaci za nie 10 tys. zł rocznie. Osoby bezdomne, które zgłaszają się do schroniska, a ich ostatnie miejsce zameldowania było w gminie Warta Bolesławiecka,  muszą zostać odpowiednio przypisane. Kierowniczka OPS mówi też, że bezdomni mają obowiązek zarejestrować się w Urzędzie Pracy i 30% swoich dochodów, jakie by nie były, przeznaczyć na opłatę schroniska. Kuba na razie nie może spełnić tego obowiązku.

Kierowniczka pisze też do redakcji istotne.pl, że Agnieszka dla urzędniczek z OPS nie jest stroną w całej sprawie i nie mają obowiązku z nią współpracować. Kiedy mówię, że tylko Agnieszka zainteresowała się losem Kuby, bo ani ojciec, ani matka, ani rodzeństwo Kubie nie pomogli, dyrektorka zgadza się ze mną. Ale szybko dodaje, że Kuba jest osobą, która wzbudza zaufanie u ludzi, a nawet litość, ale sam nic dla siebie nie robi. Nie ciągniemy jednak tego tematu. Musiałabym pytać, dlaczego rodzice Kuby nie zrobili tego, co zrobiła dla ich syna Agnieszka, a obie wiemy, że tu nie ma odpowiedzi. Przypominam tylko, że mimo, że Agnieszka nie jest stroną w sprawie, to jednak dostała dokumenty, które należy złożyć do Starostwa, by ewentualnie komisja przyznała Kubie grupę inwalidzką. Kierowniczka odpowiada, że każdy takie dokumenty może sobie pobrać. A pobrała je również matka Kuby. OPS ma możliwość sprawdzenia, czy zostaną złożone w Starostwie i kto je złożył. Na tym kończymy rozmowę.

Runda trzecia: wniosek o umieszczenie Kuby w szpitalu psychiatrycznym

Spotykam się z pełnomocniczką Jakuba, adwokat Justyną Olechnowicz w jej gabinecie. O sprawie, jaka toczy się obecnie w sądzie rodzinnym, nie rozmawiamy, ale dopytuję o sytuację prawną Kuby.

– W sprawie został skierowany wniosek (złożyła go matka Jakuba i OPS w Warcie Bolesławieckiej – przyp red.) o umieszczenie uczestnika postepowania (Jakuba – przyp. red.) w szpitalu psychiatrycznym na podstawie art. 29 Ustawy o Ochronie Zdrowia Psychicznego – mówi adwokat Justyna Olechnowicz, pełnomocniczka Jakuba. – Na podstawie tej ustawy może być przyjęta osoba do szpitala psychiatrycznego bez swojej zgody, gdy jest chora psychicznie bądź upośledzona umysłowo, niezdolna do zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych, a uzasadnione jest przewidywanie, że leczenie w szpitalu psychiatrycznym przyniesie poprawę jej stanu zdrowia. Na tę chwilę nie ma jeszcze rozstrzygnięcia w sprawie. Następny termin jest wyznaczony z urzędu, sąd prawdopodobnie będzie dopuszczał dowód z uzupełniającej lub też drugiej opinii biegłego sądowego. Zgodnie z wolą uczestnika postepowania (Jakuba – przyp. red.) jestem przeciwna umieszczeniu go w szpitalu psychiatrycznym – dodaje pełnomocniczka.

Kuba nie chce iść do szpitala psychiatrycznego. Po kilku próbach samobójczych był umieszczany na oddziałach psychiatrycznych, m.in. na oddziale w Bolesławcu. Opinie z pobytu w szpitalu ma dobre: po przyjęciu ma problemy z przestrzeganiem regulaminu, jest niespokojny, ale po czasie uspakaja się i podporządkuje.

W wywiadzie, jaki medycy przeprowadzili telefonicznie z matką w maju 2021 roku, Kuba to dziecko stwarzające problemy od małego. Pojawia się w wywiadzie określenie „wiecznie siedział na karnej poduszce”. Nie wiem, co to może być, bo Kuba opowiadał mi, że klęczał jako kilkulatek za karę na ziarnach ryżu. Jeden obraz utkwił mi w pamięci. Kuba opowiadał, jak cała rodzina siedziała w salonie i oglądała telewizję, a on musiał za karę w kącie klęczeć na ryżu. Kiedy pytam go, za co był karany, odpowiada, że czasami za nic, a czasami za to, że nie poukładał swoich rzeczy w szafie. Wtedy ojciec wyrzucał mu te rzeczy przez okno w pokoju do ogródka albo na klatkę schodową. Kuba musiał tak długo układać ubrania, aż ojciec uznał, że jest dobrze. Sam ojciec, zdaniem Kuby, miał zawsze ułożone ubrania w swojej szafie bardzo starannie i układał je sam.

W ocenie matki Kuby jej syn jest nieposłuszny, leniwy, w domu nic nie chciał robić, jest wpływowy, nieposłuszny, agresywny, kradnie, by zdobyć papierosy, które pali od 15 roku życia. Wielokrotnie uciekał z domu. Był trudny dla rodzeństwa.

Spaceruję z Kubą po Szczytnicy. Jest piękny, słoneczny dzień. Kuba pyta, czy może zapalić papierosa w lufce. Mówię, że mi to nie przeszkadza. Chłopak puszcza mi swoje ulubione kawałki: hip-hop i rap. Młodzi muzycy rytmicznie wykrzykują swój żal do świata, swój ból, swoją niezgodę na podłość ludzi, swoje przywiązanie do braci. Opisują w swoich tekstach świat okrutny, w którym miłość, lojalność, braterstwo i szacunek to bardzo rzadkie skarby.

Kuba prowadzi mnie pod blok swojej mamy. Tej osoby. Pokazuje okna mieszkania. Pyta, czy chcę wejść na klatkę schodową. Zgadzam się. Stajemy przed drzwiami jego byłego mieszkania. Na nowych drzwiach kredą symbole K + M + B = 2022. Myślę, że tej rodzinie nie powinno brakować ani środków materialnych na utrzymanie Kuby, ani drogowskazów moralnych, by się chłopcem z niepełnosprawnością zaopiekować. Kuba tylko podchodzi pod drzwi mieszkania matki i prosi, by nie pukać. Schodzimy. I znów jesteśmy na słońcu. Kilkanaście metrów dalej chłopak wskazuje mi mieszkanie ojca. Pokazuje też samochód, którym ojciec jeździ.

Po tym smutnym spacerze, wracamy do domu Agnieszki słuchając raperów, którzy mówią o straconych złudzeniach i świecie bez miłości. Nagle mija nas auto. Zauważam ładną dziewczynę, kilkunastoletnią, w czarnym nakryciu głowy, która wygląda przez opuszczoną szybę. Kuba zatrzymuje się, ogląda za siebie, patrzy za samochodem, który nas minął. Myślę, że chce znaleźć mi jeszcze jeden utwór, dlatego się zatrzymał, ale on mówi, że właśnie minęła nas jego matka z partnerem, a dziewczyna w oknie auta to była jego siostra.

Czekam aż ochłonie, bo jest bardzo poruszony. Ja też, bo samochód się nie zatrzymał. Minął nas jak obcych. Dziewczynka nawet nie drgnęła na widok brata. A Kuba, zauważam to nagle, zapomniał się i powiedział „matka” zamiast „ta osoba”.

Grażyna Hanaf

Reklama