Co strasznego dzieje się w podstawówce nr 5 przy ulicy Dolne Młyny?

Szkoła Podstawowa nr 5 w Bolesławcu
fot. istotne.pl Rozmawialiśmy z mamami uczniów „piątki”, którzy ze strachu wymiotują przed pójściem do szkoły, mają bóle brzucha, komunikują, że nie chcą do tej szkoły iść. Jeden z chłopców miał myśli samobójcze, inny tnie ze strachu spodnie. Dyrektorka, szkolna pedagog i nauczyciele widzą problem... w matkach. Straszą je sądem rodzinnym, kuratorem czy skierowaniem dziecka do ośrodka wychowawczego.
istotne.pl 86 dziecko, sp5 bolesławiec

Reklama

Matki boją się, że nauczyciele będą mścić się na ich dzieciach, jeśli zaczną „skarżyć się” na szkołę. Niektóre z nich załatwiają sprawę na własną rękę, po wielu rozmowach i naciskach zmuszają grono pedagogiczne do działania. Niektóre z nich nie mają takich umiejętności. Chodzą do szkoły, wnoszą swoje zażalenia, czasami postawione pod ścianą i zszokowane zachowaniem dyrektorki lub którejś z nauczycielek podnoszą głos, trzaskają drzwiami, ale wszystko to na próżno.

Historia Matki Pierwszej: wychowawczyni jak potwór w grach

Jej dziecko przez kilka tygodni miało silne bóle brzucha przed pójściem do szkoły. Nie chciało tam chodzić. Stres, jaki przezywało, był widoczny.

Dziecko jest w klasie, w której nikt nie lubi wychowawczyni. Kiedy dzieci z tej klasy bawiły się na domowej trampolinie, wymyśliły grę z panią w roli potwora. Na trampolinie położyli czerwoną piłeczkę, nazwali ją potworem z nazwiskiem wychowawczyni i cała gra polegała na tym, by skacząc nie dotknąć bestii.

W Dniu Nauczyciela rodzicom nie udało się znaleźć ani jednego ucznia w tej klasie, który chciałby dać pani symboliczny prezent. Rodzice wręczyli go wychowawczyni sami, okłamując ją, że dzieci po uroczystym apelu już się rozbiegły.

Ta mama jest obyta w prawie oświatowym, więc swoje sprawy załatwia samodzielnie ze szkołą, choć wymuszenie czegoś, co się jej dziecku należy, idzie z oporem i wcale nie jest łatwe.

Jej dziecko posądzono o to, że fascynuje je przemoc. Kiedy mama zapytała, co takiego mogłoby o tym świadczyć, dowiedziała się, że kiedy dostało zadanie z rysunku, namalowało żołnierzy (ludzi) strzelających do siebie. Mamie zasugerowano, że sobie z dzieckiem nie radzi oraz potrzebę nadzoru kuratorskiego. Wybroniła się. Chociaż z jej opowiadań wynika, że było bardzo ciężko i przypłaciła ten kontakt z dyrektorką i nauczycielami dużym stresem. Jej dziecku starano się przypiąć łatkę klasowego łobuza.

Łatka musiała przylgnąć, bo dziecko dostało naganę, kiedy leżało chore w domu. Nauczyciel pomylił je z innym uczniem, z automatu uważając, że w klasie jest tylko jeden „łobuz”. Matka, odpisując na naganę nieobecnego w szkole dziecka, zaproponowała, że w celu weryfikacji i identyfikacji, wyśle nauczycielowi zdjęcie dziecka. Nagana została usunięta.

Historia Matki Drugiej: ośmioletnie dziecko wsadzone do kosza na śmieci

Szkoła Podstawowa nr 5 przez wiele lat tolerowała poważnego agresora. Chłopak, nazwijmy go Jan Koza, gnębił słabsze oraz młodsze dzieci latami. Szkoła zupełnie sobie z tym nie radziła. Janek bił dzieci, szykanował, wyzywał, tworzył grupę, której był przywódcą i która wspierała go w dręczeniu uczniów i uczennic.

W maju przed wakacjami 2022 roku 15-letni Koza ośmioletnie dziecko wsadził do kubła na śmieci na szkolnym korytarzu. Uratowała chłopczyka pani sprzątająca. Z kubła powylatywały śmieci, pękł worek. Dziecko było tak przerażone, że nie powiedziało nic w domu. Mama dowiedziała się od innej osoby, że Koza dręczył jej dziecko. Wściekła na całą sytuację matka żądała wideo z kamer na korytarzu, gdzie dochodziło do znęcania się.

– Mówili, że to moje dziecko prowokuje Kozę i za nim lata. I to nie było wsadzanie, tylko posadził go Koza na śmietniku, tak powiedziała dyrektorka – opowiada mama.

Nagrań wideo z monitoringu nigdy jej nie pokazano, zaproponowano jednak, by sprawę zgłosiła na policję. Podobno uspakajano ją, że Koza opuszcza szkołę po wakacjach i nie będzie więcej problemu.

W końcu kobieta dowiedziała się, że dyrektorka szkoły złożyła wniosek do sądu o: wgląd w sytuację rodzinną małoletniego i podjęcie stosownych działań zabezpieczających. Wniosek dotyczył jej młodszego dziecka, które też chodzi do „piątki”.

– Chyba dlatego mnie podały, że zgłaszałam te sprawy z Kozą, mi na złość – snuje domysły mama.

Jej młodsze dziecko ma wykryte ADHD i ma orzeczenie o niepełnosprawności. Dziecko było nadpobudliwe i przeklinało. Wszystkie zachowania wynikały z jego zaburzeń. Teraz dzięki wizytom u specjalisty jest dużo lepiej, jeśli chodzi o zachowanie dziecka. Niestety nie jest lepiej, jeśli chodzi o jego pobyt w szkole.

Sąd wniosek dyrektorki oddalił. Uznał, że matka dobrze sprawuje opiekę nad dziećmi, a zachowanie syna, jakie dyrektorka opisała we wniosku do sądu, wynika z jego zaburzeń, a nie z zaniedbań matki.

Historia Matki Trzeciej: straszą nas sądami, straszą nas odebraniem dzieci

Tam mama potwierdza, że w kontakcie ze szkołą to matki obarcza się winą za zachowanie dzieci, za każdą ich reakcję.

– Straszą nas sądami. Straszą nas odebraniem dzieci. Mówią, że nie umiemy ich wychować, że jest agresja – opowiada mama.

Jej ośmioletni syn zamknął się w łazience szkolnej, by ukryć się przed wychowawczynią.

– Uciekł, bo pani chciała z nim rozmawiać, bo podobno wyzwał jakąś dziewczynkę – wyjaśnia mama. – Nauczycielka twierdzi, że tak było, a mój syn zaprzecza. On ucieka, jeśli ktoś na niego kłamie. Pytałam, dlaczego syn nie chce zgłaszać wychowawczyni, jak ktoś mu dokucza? Odpowiedział, że nie chce przychodzić do pani, bo pani ciągle mówi, że on kłamie – dodaje mama.

Matka opowiada też o innym incydencie.

– Wzywają mnie do szkoły mówiąc, że syn zaczepiał chłopca i chłopiec go pobił – mówi mama. – Przyjeżdżam do szkoły i chcę zobaczyć to nagranie z monitoringu, a dyrektorka mówi, że oni już oglądali to nagranie i nie udostępniają takich nagrań. I że na nagraniu nie było sytuacji, że mój syn był pobity. A dziecko mi płacze, mówi, że boli je brzuch, że było pobite, a one uparcie twierdzą, że nie – opowiada mama.

Historia Matki Czwartej: syn chciał się powiesić

Dziecko było szykanowane w klasie, wychowawczyni nie reagowała. Chłopiec zaczął opuszczać lekcje, zamknął się w sobie, nie chciał z nikim rozmawiać.

– Nie miałam z nim kłopotów wcześniej, syn jest spokojny – opowiadała mama. – Wychowawczyni nie zwracała uwagi, że go koledzy szturchają, że mu coś wezmą. Szkoła musi zwracać uwagę na to, jak wychowawca zwraca się do dziecka. I mi powiedział „Mamo ja mam dość życia.”. Mówiłam, że syn mi mówi, że ma myśli samobójcze, że to przez sytuację w klasie. Pedagożka mówiła, że syn sobie coś ubzdurał – opowiadała mama

Nikt mamie i dziecku nie pomógł. Mimo że chłopak miał dobre oceny, to i tak z powodu frekwencji zostawiono go na rok w tej samej klasie. Paradoksalnie zmiana wychowawczyni i klasy pomogła. Chłopiec się zaadaptował. Kolejny problem rozwiązał się sam.

Za jednego złego ucznia nauczycielki karzą całe klasy

Z informacji, jakie zebraliśmy, wynika, że w Szkole Podstawowej nr 5 niektóre nauczycielki stosują szczególną metodę, by spacyfikować „trudnego” rodzica, a nawet pozbyć się dziecka z klasy.

Metodą tą jest nieorganizowanie wycieczek szkolnych z powodu... złego zachowania jednej lub kilku osób w klasie. O tej swoistej karze informowani są wszyscy rodzice. Najczęściej reakcją rodziców jest złość, że za jednego czy dwóch uczniów karana jest cała klasa. Na forach internetowych przekazują sobie informacje, że w innych klasach ciągle są jakieś wyjazdy i w mediach społecznościowych inne klasy wciąż pokazują zdjęcia z wycieczek, a ich dzieci cierpią przez klasowych ancymonów.

Rodzice dochodzą więc do wniosku, że gdyby tych ancymonów nie było, ich klasa jeździłaby na wycieczki szkolne. Dlatego starają się wziąć sprawy w swoje ręce i proponują, by „niewygodne” dzieci przenosić do innych szkół lub klas. Jednym słowem rodzice sugerują, by pozbyć się takiego dziecka. Nauczycielka ma wtedy czyste ręce. I oczywiście zgadza się z wolą rodziców.

Część mam, które z nami rozmawiały, i tak walczy o przeniesienie ich dzieci do innych szkół. Mają dosyć kontaktu z pracownikami „piątki”.

– Wolę już do sądu iść, niż do dyrektorki tej szkoły – mówi jedna z mam. – Chcę zabrać dzieci z tej szkoły, bo tu się musi kadra zmienić. Nie ufam żadnym zapewnieniom, że te osoby, które w niej pracują, zmienią się na lepsze – dodaje.

Co na to Wydział Oświaty?

Wysłaliśmy zapytania do Wydziału Oświaty w Bolesławcu. Pytaliśmy między innymi o takie sprawy:

  • Jakie przepisy dotyczą ujawniania monitoringu w SP nr 5 rodzicom. Czy każdy rodzic może obejrzeć nagranie z monitoringu, w jakich sytuacjach szkoła może nie udostępnić nagrań rodzicom i kto musi być obecny przy odtwarzaniu monitoringu na prośbę rodzica?
  • Czy w SP nr 5 stosowane są kary dla całej klasy w formie niejechania na wycieczki szkolne z tego powodu, że jest w tej klasie uczeń (kilkoro) sprawiający problemy wychowawczyni?
  • Czy w SP nr 5 stosuje się wykluczanie uczniów sprawiających kłopoty nauczycielom z wycieczek szkolnych?
  • Czy to prawda, że nie udostępniono mamie nagrań z monitoringu w (maj-czerwiec) 2022, kiedy prosiła o to, by sprawdzić, czy jej dziecko zostało wsadzone do kubła na śmieci przez starszego ucznia?

Pytaliśmy też o inne sprawy. Czekamy na odpowiedzi. Opublikujemy je, gdy tylko dostaniemy.

Reklama