Bolesławianin oficerem łącznikowym na Darze Młodzieży

marynarz-flaga
fot. Mirosław Małek Mirek Małek uczestniczył w zlocie żaglowców The Tall Ships Races 2013 w Szczecinie. Ta międzynawowa impreza pozwoliła spotkać się razem zakochanym w żaglach Polakom.
istotne.pl 0 charytatywność

Reklama

The Tall Ships Races są corocznymi regatami organizowanymi w różnych częściach Europy. W tym roku żaglowce odwiedziły Aarhus, Helsinki, Rygę i Szczecin. W zlocie uczestniczyło 94 jednostki w tym 22 żaglowce oraz 72 większych i mniejszych jachtów. Ideą organizacji Sail Training International jest popularyzacja żeglarstwa wśród młodzieży.

Do Szczecina przyjechało parę tysięcy młodych ludzi, którymi opiekowali się oficerowie łącznikowi. Kilka miesięcy przed wakacyjnym zlotem wszyscy wolontariusze spotykali się w weekendy, by omówić i przygotować plan działań. Uczestniczyło nim 140 osób z całej Polski: młodzież, studenci, ale również ludzie którzy mają już pracę i własne firmy.

– Nie byliśmy prawdziwymi oficerami – mówi Mirek Małek. – Byliśmy wolontariuszami. Nikt nam nie zapłacił za poświęcony czas, ani nie zwrócił pieniędzy za dojazdy. Przez parę dni biegaliśmy w upale, otrzymując w zamian posiłki na stołówce oraz ogromną satysfakcję. Poznawaliśmy nowych niesamowitych ludzi, a niektórzy zmieniali przy tym całe swoje życie – opowiada Mirek.

Oficer łącznikowy starał się, aby załoga poczuła się jak u siebie w domu. Do jego zadań należało przedstawienie planu zlotu, organizację zajęć dla załóg (zawody sportowe, zwiedzanie miasta), informowanie kapitanów o zebraniach, dostawie wody i zaopatrzeniu, odbiorach śmieci i prania oraz informowanie kiedy i gdzie organizowane są imprezy lub parady załóg.

Kapitan grający na organach w kościele

Najciekawszą częścią pracy oficerów łącznikowych jest spełnianie specjalnych życzeń kapitanów. Sześć lat temu jeden z zagranicznych kapitanów miał urodziny. W rozmowie ze swoim oficerem łącznikowym powiedział, że zawsze marzył, by zagrać w kościele na organach. W tym roku w Szczecinie kapitan spełnił swoje marzenie.

Inna załoga potrzebowała kilkaset kilogramów lodu na imprezę. To marzenie również spełnili oficerowie łanikowi.

– Co robiliśmy na Darze Młodzieży? – śmieje się Mirek. – My, w przeciwieństwie do naszych kolegów nie ganialiśmy po kościołach, ani chłodniach. Dar Młodzieży potrzebował szczegółowych map wyspy Rugii, które zamówiliśmy w pobliskim sklepie żeglarskim. Musieliśmy zawieźć szlifierki pasowe do remontu. A jeden z oficerów potrzebował pagony do nowego munduru. Natomiast komendant (na żaglowcach szkoleniowych kapitan jednostki jest tytułowany komendantem szkoły) potrzebował pojechać do.. fryzjera. Po paru tygodniach pływania potrzebował porządnie wyglądać. Dzień później na pokładzie Daru Młodzieży miał gościć Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Bronisław Komorowski – opowiada o swoich zadaniach Mirek.

Dostarczyć żonę kapitanowi

Nielada wyzwaniem okazało się jednak inne zadanie. Dzień po wizycie prezydenta miał się odbyć kapitański obiad, w oddalonej od portu części miasta. Kapitanowie byli odwożeni specjalnymi autobusami. W tym samym czasie miała przyjechać żona komendanta Daru Młodieży. Zadanie brzmiało: w czasie nieobecności komendanta bezpiecznie dostarczyć jego drugą połowę na pokład.

– Dostaliśmy szczegółowy rysopis małżonki– mówi Mirek. – Miała to być niewielkich rozmiarów blondynka z krótkimi włosami, z wielką pomarańczową torbą. Podobno jedyną taką w Polsce.

Pociąg z żoną komendanta ma mieć półgodzinne spóźnienie. Dwoje oficerów łącznikowych (Mirek i Magda) wyjechali wcześniej. Szczecin był zakorkowany, a polskie koleje zrobiły im psikusa i pociąg przyjechał zgodnie z rozkładem. Na dworcu panowało zamieszanie i oficerowie zgubili bezcenną dla kapitana „przesyłkę”.

– Rozdzieliliśmy się z Magdą i zaczęliśmy szukać po całym dworcu – opowiada Mirek. – Po 15 minutach biegania znaleźliśmy żonę kapitana. Czekała na ulicy, na przystanku. Dzięki pomarańczowej torbie rozpoznałem ją w tłumie. Magda zaopiekowała się panią komendantową, natomiast ja zaopiekowałem się wielką, ciężka jak czort pomarańczową torbą.

Torba okazała się podręczna biblioteczką. Żona komendanta zdradziła, że kocha czytać i wypakowała ją lekturami na najbliższe parę tygodni. Mirek melduje komendantowi o dostarczeniu żony na pokład i jedzie po stęsknionego małżonka. W Nagrodę oficerowie łącznikowi zostają zaproszeni do apartamentów kapitańskich – słynnej rufy daru Młodzieży zaprojektowanej przez Zygmunta Chorenia w 1982 roku. To spełnienie marzeń Mirka.

Parada załóg i silent party na zamku

W letnią niedzielę odbyła się widowiskowa parada załóg. Przez centrum Szczecina przeszły wszystkie załogi z 94 jednostek. Parada skończyła się w Teatrze Letnim, gdzie były rozdawane nagrody dla poszczególnych jednostek. Wieczorem w Zamku Książąt Pomorskich została zorganizowana dyskoteka dla załóg. W obu przypadkach oficerowie łącznikowi zajmowali się logistyką przedsięwzięć.

Dyskoteka na zamku była wyjątkowym wydarzeniem. Na jednym dziedzińcu pod parasolami stoły uginające się pod przygotowanymi smakołykami. Na dziedzińcu tłok, gwar, kilkaset, a może parę tysięcy osób, słychać języki z całego świata, długie kolejki za jedzeniem i jeszcze dłuższe za piwem. A nad głowami gwiazdy upalnej sierpniowej nocy.

Na drugim, większym dziedzińcu stał wielki namiot i parkiet z desek, DJ na scenie, muzyka typowo dyskotekowa. Napływało coraz więcej osób. Bawili się Polacy, Niemcy, Meksykańczycy, Brazylijczycy, Anglicy, Francuzi. Tańczy cały świat.

W jednej z sal zamkowych silent party. Na końcu sali podwyższenie i trzech DJ-ów w słuchawkach. Sala jest wypełniona ludźmi, którzy tańczyli, jednak w miejscu tym panowała zupełna cisza. Każdy tańczy w słuchawkach. Słuchawki miały 3 kanały, by swobodnie je zmieniać, jeśli miało się ochotę na zmianę rytmu.

Pożegnanie

Po zabawie powrót do codziennych zajęć. Następnego dnia oficerowie łącznikowi odprowadzili załogi na zawody sportowe, poinformowali o wycieczkach, basenie i temu podobnych imprezach. Odebrali z naprawy szlifierki pasowe i ostatecznie ustalili, że w Szczecinie w najbliższych dniach nie da się załatwić pagonów dla pierwszego oficera. Najspokojniejszy dzień zlotu.

We wtorek koniec. Wypływają wszystkie żaglowce i jachty. Szczecin który tętnił życiem jak Rio de Janerio podczas karnawału, w którym co wieczór odbywały się koncerty, przez który przeszła parada z całego świata, miał nagle, w przeciągu paru godzin, opustoszeć.

Oficerowie łącznikowi: Mirek, Basia i Magda w nagrodę za swoją pracę płyną jeszcze na Darze Młodzieży do Świnoujścia. Stoją na burcie żaglowca. Machają tłumowi, który na kei żegna odpływające statki.

– Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi – opowiada Mirek. – Płynęliśmy Darem Młodzieży „Białą Fregatą” jak nieraz jest nazywany nasz żaglowiec.

Dar Młodzieży wypłynął jako ostatni żaglowiec, a przed nami widać było osiem większych i mniejszych jednostek, z największym Kruzenszternem. Żaglowiec mijał w połowie zalewu Generała Zaruskiego, szkuner, który niedawno został gruntownie wyremontowany przez miasto Gdańsk.

Przy wejściu z Zalewu Szczecińskiego do Kanału Piastowskiego niebo ściemniało, nadeszły bardzo ciężkie chmury, zerwał się olbrzymi szkwał. Wiał tak mocno że nie można było nabrać powietrza. Dar Młodzieży przychylił się dobrych parę stopni na prawą burtę, pomimo że nie było postawionych żagli na rejach. Zaczęło padać. Świat zniknał za ściana zimnego deszczu, w tej olbrzymiej zawierusze nie widać było prawie nic.

Żaglowiec płynął nie na wprost, ale po skosie w lewo. Po bokach mielizny, na wprost wejście do kanału, z rozwartymi ramionami falochronu najeżonymi kamieniami. Wiatr wiał z okrutną siłą z boku, spychał żaglowiec na mieliznę. Silniki Daru są nowe, dlatego przezwyciężyły napór wiatru.

Gorzej wyglądała sytuacja Kruzenszterna. Był już w kanale na spokojniejszej wodzie, jednak bardzo mocno dryfował, znosiło go mocno ku mieliznom. Musiał płynąć praktycznie w poprzek toru, co znów stanowiło zagrożenie dla Daru Młodzieży, który w obawie przed mieliznami nie mógł się zatrzymać.

Na dziobie Daru zgromadziła się cała wachta, obserwowali widowisko i cieszyli się że w końcu powiało. Szkwał jak szybko się pojawił, to tak szybko ustał. Dar Młodzieży i inne żaglowce bezpiecznie dopłynęły do Świnoujścia.

– To były piękne dni – mówi Mirek. – Dni, podczas których spotkałem wielu ciekawych i wartościowych ludzi. Dni podczas których uwierzyłem w siebie w 150 procentach. Po tym zlocie uwierzyłem, że mogę góry przenosić. Mam nadzieję że jeszcze długo będę się tak czuł – dodaje wolontariusz, oficer łącznikowy na Darze Młodzieży, Mirek Małek.

(informacja: Mirek Małek/ii)

Reklama