Oni uratowali poranionego maluszka

lekarze
fot. istotne.pl Dzięki zespołowi medycznemu z bolesławieckiego szpitala dwulatek, który został ciężko poraniony przez własną matkę, wciąż żyje.
istotne.pl 0 dziecko, szpital, matka, tragedia, ul. opitza

Reklama

– Dwulatek jest nadal w stanie ciężkim. Po takich obrażeniach, jakich doznał, jego stan pewnie nieprędko drastycznie się poprawi. Ale widzimy symptomy poprawy – mówi Tomasz Kozieł, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy. I dodaje: – Naprawdę dobrą pracę wykonali chirurdzy, którzy operowali go zaraz po tym zdarzeniu.

Część zespołu lekarzy i pielęgniarek, którzy uratowali maluszka: chirurg Paweł Remiszewski, anestezjolog Grzegorz Szocińki, pielęgniarka operacyjna Edyta Babiasz, chirurg Krzysztof Mildner, pielęgniarka operacyjna Barbara Fraś, ordynator SOR Nikolaj LambrinowCzęść zespołu lekarzy i pielęgniarek, którzy uratowali maluszka: chirurg Paweł Remiszewski, anestezjolog Grzegorz Szocińki, pielęgniarka operacyjna Edyta Babiasz, chirurg Krzysztof Mildner, pielęgniarka operacyjna Barbara Fraś, ordynator SOR Nikolaj Lambrinowfot. Krzysztof Gwizdała

Zespół medyczny ze szpitala powiatowego w Bolesławcu przyznaje, że przez moment myślano o odesłaniu małego pacjenta do szpitala specjalistycznego. – Tyle że stan chłopca był taki, że być może dojechałby tam żywy, ale jego operacja stałaby się niezwykle trudna – podkreśla Nikolaj Lambrinow, dyrektor ds. lecznictwa. – Z perspektywy czasu z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że kluczowe było zajęcie się dzieckiem tutaj – dodaje Paweł Remiszewski, chirurg, który operował chłopca..

– To był złożony problem. Nie tylko z tego względu, że był to mały pacjent – opowiada Krzysztof Mildner, chirurg, główny operator. – Wszystkie narządy dziecka są mniejsze, a to wymaga większej precyzji przy operowaniu.

– Poza tym jest kwestia chociażby narzędzi, które w takim przypadku są za duże – wyjaśnia Barbara Fraś, pielęgniarka operacyjna.

– Ważna była też kwestia podania odpowiedniej dawki znieczulenia. Operowanie tak małych dzieci nie jest dla nas codziennością – mówi Grzegorz Szociński, anestezjolog.

Co więcej, zespół medyczny z bolesławieckiej lecznicy miał świadomość, że operacji dwulatka nie można przeciągać w nieskończoność. Lekarze cały czas pamiętali o tym, że mają się jeszcze zająć matką, która trafiła do placówki z lekko pociętymi nadgarstkami i dwiema ranami brzucha. Ona także wymagała operacji.

Zarówno matka, jak i dziecko żyją. To zasługa przede wszystkim naszych lekarzy i ratowników medycznych. Ci ostatni, jak podkreślają lekarze, zachowali się bardzo profesjonalnie, bo nie ograniczyli się tylko do przewiezienia obojga pacjentów. Tak naprawdę w ratowanie maluszka zaangażowanych było wiele osób. – Ale to jest sport drużynowy – stwierdza Paweł Remiszewski.

Bolesławiecki ZOZ dziękuje za pomoc i wsparcie koleżankom i kolegom z Legnicy.


Przypomnijmy: tragedia miała miejsce we wtorek, 1 kwietnia, w mieszkaniu przy ulicy Opitza. Przed 15:00 bolesławieccy policjanci otrzymali zgłoszenie, że do szpitala trafiły dwie osoby – 36-letnia matka i jej dwuletni synek. Kobieta miała pocięte nadgarstki i dwie rany brzucha, maluch miał aż pięć ran kłutych brzuszka i ranę przedramienia.

36-latka ma dwójkę dzieci. Jedno z nich było u babci, która mieszka w sąsiednim lokalu. W pewnym momencie starsza kobieta przyszła do mieszkania córki i zauważyła, że jej dziecko i wnuczek leżą we krwi. Z pomocą przybiegła sąsiadka, która kiedyś pracowała na bloku operacyjnym. Dzięki jej opanowaniu poszkodowani nie wykrwawili się przed przyjazdem pogotowia.

1 kwietnia pisaliśmy, że 36-latka prawdopodobnie sama poraniła swojego syna i próbowała podciąć sobie żyły. Jak się okazało, sprawczyni tragedii przyznała się do winy. Usłyszała zarzut usiłowania zabójstwa i została tymczasowo aresztowana na trzy miesiące. Grozi jej nawet dożywocie. Co więcej, prokuratura wystąpiła do sądu o odebranie 36-latce praw rodzicielskich.

Reklama