Niełatwo jest być pisarzem w dzisiejszych czasach. Zwłaszcza takim, który zgarnia nagrody, wzbudza zainteresowanie czytelników i na dodatek ma odwagę publicznie wyrazić swoje uczucia. Ale cóż, nawet najwięksi twórcy mierzą się z bolączkami życia codziennego – chociażby tym, że dziennikarze nie piszą dokładnie tego, czego by sobie życzyli.
"Sławku, gratuluję super wystąpienia w sprawie równości małżeńskiej i oczywiście życzę samych dobrych rzeczy!" – napisał Gwizdała z uznaniem. Co na to Gortych? Podziękował – jak najbardziej – ale zaraz potem wylał żale, doprawione złośliwościami. Nie, nie za treść artykułu, ale za to, że redakcja istotne.pl skupiła się na jego publicznych oświadczynach, a nie na treści książki, plebiscycie czy jego literackich dokonaniach. No bo przecież to, że człowiek zdobywa nagrodę i jeszcze w dodatku wyznaje miłość na scenie, to żadna sensacja, prawda?
Reklama
Gortych oskarżył redakcję o brak rzetelności i skupianie się na jego orientacji, zamiast na tym, że jego książka zdobyła rekordową liczbę głosów. W wiadomościach grzmiał, że to manipulacja. Jak wiadomo, każda redakcja powinna najpierw z nim konsultować, o czym i jak ma pisać...
Zabawne (i chyba nieco paradoksalne) jest to, że sam artykuł w istotne.pl pt. „Autor Kryminału Roku oświadczył się na Targach Książki” przypisał Gortychowi pewną opiniotwórczość w tak ważnej i społecznie istotnej sprawie, jak równość małżeńska. Nie każdy pisarz, odbierając nagrodę za swój dorobek, decyduje się na gest tak odważny i publiczny. Tym samym artykuł podkreślił nie tylko jego status literata, ale i postaci publicznej, która swoimi działaniami może kształtować debatę społeczną. Trudno więc uznać, że redakcja wyrwała jedno zdanie z kontekstu i zamieniła artykuł w tani clickbait.
Gwizdała wyjaśnił Gortychowi, że to dziennikarze decydują o tym, co uznają za istotne dla swoich czytelników. "Nie wypada wpływać na dziennikarską niezależność" – odpowiedział dziennikarz na sugestię, że należy zmienić artykuł. Ciekawe, że Gortych, tak wrażliwy na wszelkie przejawy stronniczości, w tym przypadku nie miał problemu, by domagać się ingerencji w treść czyjegoś tekstu.
Reklama
Nie da się ukryć, że jest w tej historii pewien tragikomiczny akcent. Oto pisarz, którego przemówienie (wraz z oświadczynami) na gali staje się przedmiotem publicznej dyskusji, nie chce być bohaterem tej debaty, a jednak bezustannie podtrzymuje temat w wiadomościach z dziennikarzem. Nie zadowala go fakt, że został pokazany jako osoba opiniotwórcza w ważnej społecznie sprawie. Co więcej, zarzuca mediom, że skupiły się na czymś, co sam uczynił spektakularnym punktem swojego wystąpienia.
Kulminacja? Rozmowa Gwizdały i Gortycha kończy się fochem i ironicznym „dziękuję za rozmowę” ze strony pisarza.
A czy wy też, tak jak Gortych, źle odebraliście nasz tekst? Czy to rzeczywiście artykuł powinien być w ogniu krytyki, czy może po prostu fakt, że autor bestsellera nie do końca rozumie, jak działają niezależni dziennikarze?