Major Szczęsny o Smoleńsku: gotowa recepta na katastrofę

Arkadiusz Szczęsny
Arkadiusz Szczęsny • fot. istotne.pl Pilot, major Arkadiusz Szczęsny (KO Nowogrodziec) w programie Jana Pińskiego mówił o patologiach w polskim lotnictwie, które doprowadziły do katastrofy smoleńskiej.
istotne.pl 86 wywiad, katastrofa smoleńska

11 kwietnia w programie Jana Pińskiego na YouTube ekspertów mjr rez. Arkadiusz Szczęsny po raz kolejny wystąpił jako gość, by podsumować całą wiedzę jaką zgromadził na temat katastrofy smoleńskiej, jej przyczyn i odpowiedzialnych za nią ludzi.

Major odpowiadał obszernie na pytanie, dlaczego 10 kwietnia 2010 rok rano samolot rządowy wystartował, a następnie rozbił się w Smoleńsku. By to wyjaśnić, cofnął się w czasie do dwóch innych incydentów.

Pierwszy miał miejsce 12 sierpnia 2008 rok w Gruzji, kiedy Lech Kaczyński chciał, by jego samolot wylądował w Tbilisi, jednak pilot odmówił mu ze względów bezpieczeństwa. Major Grzegorz Pietruczuk, który odmówił Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi, został publicznie upokorzony przez Kaczyńskiego.

– Temu (upokarzaniu i naciskom – red.) przyglądał się jako drugi pilot mjr Arkadiusz Protasiuk (w 2010 roku pilot Tupolewa – red.) – wyjaśniał mjr Arkadiusz Szczęsny. – Patrzył jak traktowany jest dowódca załogi, który odmawia wykonania rozkazu prezydentowi. Lech Kaczyński udzielił wywiadu, w którym powiedział, że każdy, kto decyduje się być oficerem, nie może być lękliwy – dodał major.

Drugim ważnym wydarzeniem, według Szczęsnego, była katastrofa lotnicza Bryzy w Gdyni – Babie Doły w marcu 2009 roku, w której zginęła 4-osobowa załoga. Jej skutkiem było opracowanie wytycznych do lotów instruktorskich, które podpisał gen. Błasik i zlecił je podwładnym.

– Incydent gruziński był preludium katastrofy smoleńskiej – mówił Arkadiusz Szczęsny u Pińskiego. – To wtedy doszło do poważnego złamania prawa przez prezydenta i ministrów kancelarii premiera oraz oficerów sił powietrznych. Nie powinno być takiej sytuacji, w której dowódca załogi pod naciskiem oficerów ma łamać regulamin. Generał Andrzej Błasik 10 kwietnia 2010 roku skorzystał z wytycznych do lotów instruktorskich, stworzonych po katastrofie Bryzy, które pozwalały przejąć dowodzenie załogą w powietrzu i decydować za załogę przez osobę wyznaczoną przez dowódcę sił powietrznych. Wytyczne te były spełnieniem oczekiwań prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ludzi związanych z prezydentem. Chodziło tylko o to, by skorzystać z tych wytycznych w sytuacji, w której prezydent nie mógłby zdecydować o tym, co się dzieje na pokładzie. 10 kwietnia 2010 roku generał Andrzej Błasik skorzystał z tych wytycznych, bo nikt z załogi nie był wyszkolony w minimalnych warunkach atmosferycznych – dowodził ekspert.

Major Arkadiusz Szczęsny zarzuca części cywilnej ekspertów komisji Millera, że nie bardzo przyłożyli się do tego, by zrozumieć przepisy lotnictwa wojskowego.

– Komisja Millera określa przyczyny katastrofy, ale nie kojarzy faktów – mówił wojskowy. – Piloci w komisji to byli ludzie, od których zależało bezpieczeństwo od wielu lat i działali we własnej sprawie w tej komisji. Niewyszkolona załoga nie miała prawa lądować w Smoleńsku, dowódca sił powietrznych przejął dowodzenie, by wykonać z załogą lot szkoleniowy i to jest clou. Gen. Błasik objął dowodzenie mimo, że siedział w „saloniku” i sobie popijał. To on dowodził tym samolotem oficjalnie. Bo ci chłopcy (piloci – red.) nie mieli uprawnień, by wykonać ten lot, nie mieli o tym zielonego pojęcia. Błasik znał dokładnie ten system i procedurę. Rosjanie podali komunikat pogodowy 15 minut przed startem, że warunki są minimalne. Załoga powinna potwierdzić, wydać oficjalny komunikat, że posiada uprawnienia, by w takich warunkach wykonać lot. Ten dokument został sfałszowany, bo załoga nie posiadała takich uprawnień. Komunikat sfałszowany poszedł do Rosjan, dlatego pozwolono na lot z Warszawy i obiecano przyjęcie w Smoleńsku. Przed lądowaniem piloci byli przerażeni tym, że pogoda jest tak zła. W nagraniu z kokpitu słychać, jak młodzi piloci dyskutują o tym, że boją się lądować w takich warunkach. Na zapisie jest też moment, w którym załoga podczas pierwszej wizyty generała Błasika w kokpicie wyczuła alkohol od Andrzeja i mówiła o tym, że on sobie „grabi”, „doginamy kawał drogi, a on sobie pił”. Andrzej był moim rówieśnikiem ze szkoły w Dęblinie i wiem, że na wyjazdach za kołnierz nie wylewał. Percepcja Błasika była na tyle zaburzona, że on sobie potraktował lekko lądowanie z powodu upicia – dodaje wojskowy.

Major Szczęsny wybrał prawdę o katastrofie smoleńskiej.

– Dla mnie ważniejsi są młodzi piloci zmuszeni do lądowania niż jeden prezydent i generał, któremu przypina się broszki, który działał na szkodę bezpieczeństwa. Dla mnie wybór jest prosty: wybieram prawdę. Katastrofa nie była przypadkiem, ani zbiegiem nieszczęśliwych okoliczności. Istnieje grono oficerów, którzy nie chcą ujawnić potężnych patologi w lotnictwie wojskowym, a skala patologii była ogromna. I była to gotowa recepta na katastrofę, która się wydarzyła – podsumowuje major Arkadiusz Szczęsny.

Cała rozmowę można wysłuchać na kanale Jana Pińskiego.