Jak zginął Bolesław Kubik? Sprawa mocno kontrowersyjna

Jak zginął Bolesław Kubik?
fot. R. Bacmaga, Archiwum Główne Akt Dawnych/Wikimedia Commons Bolesław Kubik – pierwszy powojenny, polski burmistrz Bolesławca – zginął w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach.
istotne.pl 0 historia, paweł skiersinis, bolesław kubik

Reklama

Kwestia jego śmierci budzi po dziś dzień wiele kontrowersji. Dyskusja na ten temat jest bardzo ożywiona. Wypowiedziało się już kilku autorów, historyków i lokalnych badaczy historii. Także mieszkańcy Bolesławca mają swoje zdanie w tej sprawie. Zainteresował mnie ostatnio tekst Sebastiana Zielonki pt. „Dawny Bolesławiec: ulica Bolesława Kubika” (Istotne.pl). Rozgorzała pod nim dyskusja. Zaczęto wskazywać na niektóre fakty, które nie pokrywają się z prawdą. Jeden z internautów napisał: „I wyszła ignorancja […] i powielanie bzdur. Kubik i inni nie zginęli od miny, to był niewybuch [...]”. Inny komentujący stwierdził: „Ale bzdurą […] jest twierdzenie, że w Bolesławcu i »na tym terenie« działało niemieckie podziemie!”.

Zatem jak to dokładnie było? Nieścisłości jest wiele. Aby odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania, należy przede wszystkim skupić się na momencie wypadku (jeśli był on rzeczywiście przypadkiem) i śmierci Kubika. Należy także skonfrontować fakty: czy istniało – i w jakiej formie – niemieckie podziemie? Tylko wówczas pojawi się pełniejszy obraz do dalszej dyskusji.

Jednym z pierwszych tekstów, który obala spiskową teorię, jest tekst Dominika Broniszewskiego zatytułowany „Jak się robi historię bolesławiecką” (bobrzanie.pl). Autor wskazuje, że nie ma żadnych przesłanek, aby twierdzić, że tragiczna śmierć burmistrza to efekt spisku. Wskazuje też powielanie nieprawdy, m.in. przez Wikipedię. Sam kiedyś dotarłem do takiej spiskowej wzmianki w Wikipedii, została ona jednak zmieniona i nie mówi w żadnym przypadku o zamachu.

Tematem zajęli się również Bernard Łętowski („Przypadek czy zamach?” na łamach bolesławiec.naszemiasto.pl) oraz Zdzisław Abramowicz, wymieniany w tym tekście. Obaj autorzy zastanawiają się, czy faktycznie była to zorganizowana akcja pohitlerowskiego podziemia, czy zwykły tragiczny wypadek. Z. Abramowicz wysuwa tezę, że przecież nikt nie spodziewał się, iż nowa administracja miasta będzie pracować przy żniwach w jednym z dawnych gospodarstw. Ponadto w pracach udział brali także sami Niemcy, a Freies Deutschland (dalej: FD) nie ryzykowałoby śmierci swoich rodaków. Co więcej, ewidentna wina FD to także efekt PRL-owskiej propagandy. Według Z. Abramowicza, Bolesław Kubik został ciężko ranny w wyniku wybuchu miny przeciwpiechotnej lub innego niewypału.

Takie założenie jest faktycznie racjonalne, mimo wszystko najlepiej sięgnąć do źródeł i samemu wyrobić sobie swoje zdanie. Jednym z podstawowych źródeł historycznych jest protokół przechowywany w lubańskim oddziale Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Oto treść protokołu:

Protokół
zeznania naocznych świadków tragicznego wypadku śmierci śp. ob. Jasztala Józefa, Kubika Bolesława i innych wskutek wybuchu miny dnia 21.7. b.r. we wsi Tylinów (Tillendorf) koło Bolesławca.

Świadek: Jamski Włodzimierz urodzony 25 IX 1921 r. (IX ręcznie poprawione) zeznaje:

Dnia 21.7.b.r. została zorganizowana z inicjatywy Starostwa akcja żniwna, w której brali udział urzędnicy jak i miejscowa ludność niemiecka. O godz. 9.30 w majątku miejskim Tylinów (Tillendorf), przy wynoszeniu powróseł do wiązania snopów, nadepnięto na zamaskowaną minę, skutkiem wybuchu której 4 osoby zostały zabite. Jasztal i Kubik na skutek ciężko odniesionych ran zmarli w szpitalu.

[…] Bolesławiec, dnia 29.10.1945”.

Jak zginął Bolesław Kubik?Jak zginął Bolesław Kubik?fot. R. Bacmaga, Archiwum Główne Akt Dawnych/Wikimedia Commons

Protokół Jamskiego ewidentnie wskazuje, że przyczyną odniesionych ran i późniejszej śmierci było nadepnięcie na minę. Zamyka to spekulacje co do eksplozji niewybuchu. Czarno na białym świadek zdarzenia wskazuje na minę.

Innym źródłowym dowodem jest metryka śmierci, w której potwierdzono, że Bolesław Kubik, urodzony 12.07.1918 r. w Starachowicach, zmarł w Bolesławcu 22.07.1945 r. Metrykę wystawiono 24 lipca 1945 roku.

Kubik, ciężko ranny w brzuch, zmarł na drugi dzień w szpitalu. Pierwotnie pochowany został na cmentarzu przy ulicy Garncarskiej. Następnie jego szczątki zostały przeniesione na nowy cmentarz przy ulicy Śluzowej. Na miejscu w majątku zginęli Anna Pawełkiewicz, Władysław Orlik, Władysław Burakowski oraz jeden Niemiec.

Bolesław Kubik w chwili śmierci miał zaledwie 27 lat. Do Bolesławca przyjechał wraz z pełnomocnikiem rządu na obwód 36. Swoje obowiązki burmistrza wykonywał zaledwie kilka tygodni. W lipcu, podczas żniw, postanowił wraz ze swoimi współpracownikami zebrać plony z 20-hektarowego gospodarstwa. Chciał w ten sposób uzupełnić zasoby zboża, które przecież było niezmiernie potrzebne. Nieszczęśliwy wypadek skończył się tragicznie. Wiemy prawie na pewno, że podziemie pohitlerowskie nie brało udziału w tym zdarzeniu, ale czy istniały struktury niemieckiego podziemia w Bolesławcu i jego okolicy?

Struktury takie istniały na pewno i organizacja Freies Deutschland („Wolne Niemcy”) była jedną z najaktywniejszych niemieckich bojówek. W samym Bolesławcu (niemieckim Bunzlau) mieszkało po wojnie, do momentu wysiedleń, ok. 3000 Niemców, a w samym powiecie bolesławieckim ok. 6000. Rola FD, jako groźnej organizacji, mającej destabilizować i niszczyć polską administrację, była znacząca. Taką tezę wysuwają też Robert Primke i Maciej Szczerepa, którzy w swojej pracy „Werwolf tajne operacje w Polsce” nie pomniejszają roli tej organizacji, a wręcz odwrotnie. Jakiś czas temu na moim blogu pojawił się ciekawy komentarz dotyczący FD. Internauta napisał w nim m.in.

FD to wymysł komunistycznej propagandy, nawet Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu sądzący tę rzekomą grupę w 1946 roku ustalił, iż brak jest dowodów na przypisanie oskarżonym winy za zniszczenie wymienionych zakładów [mowa o zakładach w Czernej i Zebrzydowej (gmina Nowogrodziec), podpalonych przez organizację „Wolne Niemcy”].

Natomiast źródła stwierdzają jednoznacznie, że podpalenia obu zakładów dokonało FD. Relację taką przedstawia Wiesław Dobrzycki („W potrzasku”):

Nocą oddział dywersyjny wyruszył do Czernej. Kilkuosobowe grupy sabotażystów wtargnęły do fabryki. Jedni polewali benzyną maszyny, inni wkładali w nie ładunki wybuchowe. […] Gdy nadbiegli pierwsi polscy robotnicy, w płonących zabudowaniach fabrycznych zaczęły wybuchać ładunki wybuchowe. O podjęciu akcji ratunkowej nie mogło być mowy. Potężne detonacje wstrząsnęły ścianami hal fabrycznych. Ogień strawił maszyny i urządzenia. […] Fabryka spłonęła prawie doszczętnie. [R. Primke, M. Szczerepa, Werwolf. Tajne operacje w Polsce, s. 110, Kraków 2008].

Spalenie fabryki dachówek w Czernej miało miejsce w listopadzie 1945 roku. Kilka dni później dochodzi do zniszczenia zakładów ceramicznych w Zebrzydowej. Bojówkarze podczas odwrotu po udanej akcji zastrzelili 2 milicjantów. Na terenie Bolesławca także dochodziło do podobnych wydarzeń. „Wolne Niemcy” dokonały sabotażu na cegielnię w Bolesławcu. Podłożono również minę na basenach, w wybuchu której zginęło 38 sowieckich żołnierzy. Mina eksplodowała w bolesławieckich koszarach – śmierć poniosło kilku polskich żołnierzy. Prawdopodobnie również członkowie FD wysadzili radziecki pociąg towarowy. W wyniku zdarzenia zginęło 7 Sowietów.

Jak widać, FD („Wolne Niemcy”) to nie jedynie wymysł polskiej propagandy. Aby to zrozumieć, należy mieć na uwadze fakt, że rejon Dolnego Śląska, jako Ziemie Odzyskane, to rejon szczególny. Na Dolnym Śląsku nie było ugruntowanej polskiej administracji. Nie istniały polskie struktury, a przede wszystkim ludność niemiecka stanowiła przeważającą większość. Tym łatwiej niemieckim bojówkom było się organizować i działać. Posiadały one wsparcie niemieckiej ludności. Bolesławiec i okoliczne miejscowości otaczały gęste lasy, ułatwiające konspirację.

Na terenie Bunzlau przebywało ok. 200 członków „Wolnych Niemiec”. Ich przywódcą był znany w mieście inżynier Artur Kühne. Oswobodzony z radzieckiej niewoli, rozpoczął prace mające ponownie uruchomić w mieście sieć elektryczną i wodociągową. Był to człowiek niezwykle przebiegły, który wykorzystał swoją pozycję. Otoczył się niemieckimi robotnikami, którzy de facto również wchodzili w skład dywersyjnej organizacji. Inżynier często wyjeżdżał do Wrocławia, a nawet Berlina, w celu zdobycia części zamiennych, które były niezbędne do funkcjonowania sieci. O części te nie było w tamtym okresie łatwo. Wyjazdy jednak miały także charakter łącznikowy. Kühne zdawał relacje swoim przełożonym. Informował, co dokładnie dzieje się w Bolesławcu i jak funkcjonuje polska administracja.

„Wolne Niemcy” po około roku swojej działalności zostały rozbite. Niestety, działania śledcze prowadzone były trochę na oślep. Przykładem tego jest tragiczny przypadek księdza Paula Sauera.

Duchowny został bezpodstawnie oskarżony o współpracę z FD. Taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał Urzędowi Bezpieczeństwa. Dywersyjna działalność księdza doskonale ukazywała, jak to niemiecki ksiądz niszczy wszystko, co polskie. Niestety, wszelkie donosy na ks. Sauera były sfałszowane. Donosy te i fałszywe meldunki pisał dr Georg van Tall, z pochodzenia Holender. Ów lekarz był agentem UB, współpracował także z radzieckimi służbami – NKWD lub Smerszem. Doktor van Tall był cynicznym człowiekiem, pozbawionym honoru. Sam zapraszał księdza do siebie na słuchanie audycji radiowych. Twierdził później w swoich raportach, że ksiądz dokładnie zapisywał informacje, jak usłyszał w radiu. Na podstawie tych notatek miał m.in. szerzyć nieprawdziwe informacje, jakoby miała wybuchnąć wojna między Ameryką a Rosją, a Dolny Śląsk nigdy nie będzie polski.

Ksiądz Sauer był więziony i torturowany w piwnicach obecnego Młodzieżowego Domu Kultury. Został zwolniony, jednak na skutek tortur zmarł w niedługim czasie po odzyskaniu wolności.

Przykład księdza pokazuje, jak bardzo zależało władzy na rozprawieniu się z Freies Deutschland. Podczas śledztwa aresztowano 100 osób zaangażowanych w działalność antypolską. Na śmierć skazano m.in. inżyniera Kühna i jego bliskich współpracowników. Stracono także niemiecką młodzież w wieku 14–16 lat, która rzekomo należała do FD. Pojawił się wyżej zarzut, że sąd wojskowy nie znalazł żadnych dowodów na istnienie takiej organizacji i dokonanie przez nią akcji sabotażu. Gdyby jednak tak było, to wielu osób, w tym nieletnich, nie skazano by na śmierć. Wielu członków FD zmarło w więzieniu.

Myślę, że rola FD jest mimo wszystko dziś niedoceniania. Tak szalone reperkusje wobec Niemców są jednym z dowodów na to, że panicznie bano się niemieckich bojówek. UB musiało za wszelką cenę rozwiązać ten problem. W wielu przypadkach działano na ślepo, ale udało się schwytać główne kierownictwo „Wolnych Niemiec”. Udana akcja Urzędu Bezpieczeństwa została wykorzystana propagandowo. Źli Niemcy zostali pokonani i schwytani przez świetnie działające polskie służby.

Zatem sprawa śmierci burmistrza Bolesława Kubika może wydawać się definitywnie zamknięta. Natomiast będzie budzić wątpliwości kwestia działania Freies Deutschland. Przeczytałem ostatnio wiele różnych komentarzy w dyskusji na ten temat. Wiele osób zaprzecza, jakoby taka organizacja istniała. Inni wskazują, że to komunistyczna propaganda, a tezy te można wyrzucić na śmietnik historii. Jednak jeśli przyjmiemy, że „Wolne Niemcy” to fikcja, to jak wytłumaczyć podpalenie fabryki dachówek w Czernej i zakładów ceramicznych w Zebrzydowej? Kto zaś wysadził w powietrze most na szlaku kolejowym biegnącym do Jeleniej Góry i na tej samej trasie także wlot do tunelu (8 maja 1945 roku)?

Te wydarzenia miały miejsce i ktoś dokonać ich musiał. Przypisuje się je niemieckiej bojówce i jest to fakt trudny do obalenia. To, że ludowa propaganda uczyniła z Freies Deutschland i Wehrwolfu „wielkie i niebezpieczne organizacje”, to jedno, natomiast istniały one faktycznie i realnie stanowiły zagrożenie dla polskiej państwowości na Ziemiach Odzyskanych.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Więcej na blogu Pawła Skiersinisa.

Reklama