Świadectwo sprzedawcy śmierci

Piotr Stępniak
fot. istotne.pl Na pierwszy włam poszedł, jak miał 11 lat. Był skinheadem, odzyskiwał długi, handlował bronią i narkotykami. Kiedy go skazano, sędzia powiedział, że oczyścił z niego kraj. Dostał ponad 25 lat. W więzieniu przyjął Jezusa. Dziś daje temu świadectwo.
istotne.pl 0 policja, kościół, stępniak

Reklama

Piotr Stępniak. Kryminalista. Miał własną grupę przestępczą, którą zorganizował po 1989 roku w nowej, wolnej Polsce. Handlował bronią, narkotykami, wymuszał spłaty długów. Jego ostatni proces trwał siedem lat. Sędzia, który skazywał go na 25 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, powiedział, że Polska została oczyszczona z takiego kryminalisty jak Stępniak. Kiedy trafił do zakładu karnego, był elitą – grypserem. Dzielącym więźniów na grypsujących ludzi i nieludzi, którzy musieli wypełniać jego wszelkie polecenia, nawet te najbardziej upokarzające. W swym życiu gnębił innych, niszczył, bił, pozbawiał i zakazywał wszystkiego, znęcał się, krzywdził. I był wściekły. Pamięta przede wszystkim nienawiść. Czuł ją do wszystkich i do wszystkiego. Jego kompani nazwali go Gepard. Bo to najszybsze zwierzę lądowe. Piotr Stępniak, jak gepard, był najszybszy w okazywaniu swej nienawiści i w krzywdzeniu ludzi.

Miłość potrafi przebaczyć i uratować nawet sprzedawcę śmierciMiłość potrafi przebaczyć i uratować nawet sprzedawcę śmiercifot. Krzysztof Gwizdała

Ojciec z kablem w ręku

Miłość w domu Piotra trwała krótko. Pamięta ją może do siódmego roku życia. Potem był tylko jej głód. Rodzice wpadli w poważne uzależnienie od alkoholu. Ojciec był kelnerem i pił już w pracy. Matka najpierw piła z mężem, potem sama. Zamiast utulania na dobranoc, ojciec potrafił zerwać z dziecka nad ranem kołdrę i okładać go kablem. Piotrek pierwszy raz uciekł z domu, jak miał 8 lat. Dwoje starszego rodzeństwa w końcu wyjechało. Piotrek został z młodszym bratem i pijącą mamą. Odebrano ich jej i umieszczono w domu dziecka. Uciekł stamtąd, by jej pilnować. To była jego pierwsza ucieczka z zakładu zamkniętego. Dom rodzinny zastąpili mu kumple. Był drobny, wszędzie się mieścił. Kradł z nimi. Kiedy ich łapali, brał winę na siebie. Był nieletni i mógł uniknąć więzienia. Aż za którymś razem wsadzili go do poprawczaka. Miał wtedy 13 lat.

Dom poprawczy wychował skinheada

Był nie tylko najmłodszy, ale również najniższy. Kiedy uciekał, bo nie mógł wytrzymać znęcania się nad nim innych dzieci, wychowawcy bili go drutem kolczastym. Twardą ręką uczyli, by nie robił więcej tego, co jest zakazane. Wychowali wściekłego skinheada. Po wyjściu z zakładu poprawczego ogolił głowę i wstąpił do grupy nazistów. Napadał na Żydów, kolorowych, Cyganów, homoseksualistów, pijaków, narkomanów. Mógł w zorganizowany sposób nienawidzić coraz większej ilości ludzi.

Jego pobyty na wolności były krótkie. Był skazywany i osadzany prawie we wszystkich więzieniach w Polsce. W zamknięciu, wyedukowany przez zakład poprawczy, szybko zdobywał posłuch. Uczył się i błyskawicznie adaptował. Wdawał się w bójki, samookaleczał. Stracił kontakt z całą rodziną. Odwiedzała go jedynie matka alkoholiczka. Jeździła do wszystkich zakładów, w których był osadzany. Była u niego w Łodzi, w Pińczowie, Kamińsku, w Łęczycy. Pytała go: „Po co ci to, synku? Inni mają domy, rodziny…” Słuchał, ale się nie zmieniał.

W 1981 i 1989 był prowodyrem ogólnopolskich buntów w więzieniach. Najpierw w Częstochowie, potem, po przeniesieniu, we Wrocławiu. Wypuszczono go w 1989 roku. Podejrzewa, że chciano się go pozbyć z więzienia, bo nie dawano sobie z nim rady. Nowe możliwości w Polsce postkomunistycznej zachwyciły go. Założył siłownię, zaczął werbować ludzi. Ściągali długi, handlowali narkotykami we wrocławskich dyskotekach. Gepard stanął na czele grupy przestępczej. Miał wszystko, czego zapragnął. Narkotyki, kobiety, pieniądze, posłuch, oddanych ludzi na posyłki. Tyle „dóbr” za sprzedawanie śmierci. Kiedy go ujęto, proces trwał siedem lat. Ginęli świadkowie, bo Gepard miał wciąż wielką siłę. Z aresztu bronił się po swojemu. Brutalnie i nie przestrzegając prawa. Kiedy go skazano, sędzia podkreślił, że uwalnia Polskę od wielkiego przestępcy. Skazano go na 25 lat i 6 miesięcy.

Jezus cię kocha

W więzieniu był grypserem. To najwyższa kasta więźniów. Miał własną celę. Telewizor, playstation, prochy, a nawet kobiety dowożone z agencji. Grał całe dnie, oglądał filmy pornograficzne, narkotyzował się. Przekupywał strażników i terroryzował innych więźniów. Pewnego dnia na spacerniaku podszedł do niego nieznany więzień. Powiedział tylko, że Jezus go kocha. Gepard oszalał. Najpierw pobił więźnia tak, że ten trafił do szpitala. A potem nie mógł przestać o tym myśleć. Wszędzie gdzie był, nieważne, co robił, wciąż słyszał to zdanie: „Jezus cię kocha”. Był przerażony i pytał sam siebie, co zrobił mu ten człowiek tym jednym zdaniem. Co mu wkręcił? To był strzał prosto w serce. Możliwe, że w tym dniu obcy więzień zabił „Geparda”.

Przemiana nie nastąpiła natychmiast. Jakiś czas później Stępniak, pobity przez szantażowanych przez siebie strażników, trafił do szpitala z pękniętym okiem i spuchniętą głową. Odkryto u niego raka. Diagnoza brzmiała: czerniak. Piotr Stępniak nie chciał żyć zżerany przez śmiertelną chorobę. Osiem razy próbował popełnić samobójstwo. Podrzynał sobie gardło, żyły, rozpruwał brzuch. Miał wprawę, bo okaleczał się wielokrotnie. Ale za każdym razem przeżywał. W końcu poszedł do biblioteki. Szukał informacji, jak wyjść z choroby. Znalazł gazetkę o świadectwach i nawróceniach. Napisał na adres redakcji. Dostał odpowiedź. Myślał, że od homoseksualisty, bo mężczyzna pisał mu o miłości. Doczytał jednak do końca. Treść była jednoznaczna. Chodziło o miłość Jezusa do ludzi. Kiedy zrozumiał, że Jezus może kochać również jego, oszalał ze szczęścia. Objawienie przyszło w nocy. Zaczął głośno wzywać imię Boga i dziękować. Do celi wpadli zaniepokojeni strażnicy. Zaczął ich ściskać i cytować Biblię. Następnego dnia rano zabrano go na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Po pięciu dniach obserwacji wyszedł. Nie wykryto u niego żadnych objawów choroby psychicznej. A potem działy się rzeczy, które Piotr Stępniak określa cudem i działaniem Jezusa w ludzkim życiu.

Sześć lat trwała walka z czerniakiem, którą, pomimo wyroku śmierci, wygrał. Nie został zabity przez więźniów za to, że zrezygnował z grypsowania. Ani przez tych, od których odszedł, łamiąc zasady, ani przez tych, których upokarzał i którzy mogli się na nim zemścić. Nie zgnił w wiezieniu. Skrócono mu wyrok. I, co najważniejsze, nie poddał się na wolności. Bez pracy, bez pieniędzy, bez szans na zatrudnienie – nie wrócił do przestępczego życia.

Świadectwo

Bolesławiec. Zbór „Dobra Nowina” Kościoła Zielonoświątkowego. Lipcowe, niedzielne nabożeństwo. Piotr Stępniak stoi na podeście. Daje świadectwo. Od jego przemiany minęło ponad 13 lat. Od pięciu lat działa w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Gedeonitów (celem organizacji jest popularyzacja Pisma Świętego wśród społeczeństwa poprzez bezpłatne umieszczanie Biblii na terenie hoteli, szkół, zakładów karnych i innych instytucji, a także rozpowszechnianie jej wśród osób indywidualnych, za Wikipedią). Założył misję Jesus Sekurit. Jeździ po więzieniach, zakładach poprawczych, szkołach. Rozmawia z więźniami, narkomanami, młodocianymi przestępcami, dzieciakami w szkole. Wspomaga biednych, rozdaje żywność i ubrania. W ramach wolontariatu zajmuje się dziećmi z patologicznych rodzin. Mówi o Jezusie i o miłości. Pojednał się z rodziną. Wysłał listy do swoich ofiar. Błagał o przebaczenie. Niektórzy mu wybaczyli. Znalazł ukochaną kobietę, ożenił się. Wychowują razem dwoje dzieci. Jedno z nich to zabrany z dworca chłopak, którego zaadoptowali. Mówi, że nie jest łatwo być dobrym. Przychodzą chwile trudne. Chwile próby. Musi na nowo uczyć się cierpliwości, miłości, poprawnych relacji ze swoją nową rodziną. Są też ciągle niezałatwione i bolesne sprawy z przeszłości. Z pierwszego małżeństwa ma dorosłą córkę. On kiedyś sprzedawał narkotyki, ona dziś jest narkomanką.

Jest niskim, krępym mężczyzną. Ma pokiereszowaną twarz i sztuczne oko, które stracił w więzieniu podczas pobicia. Koszula kryje więzienne tatuaże. Podaje delikatnie rękę na powitanie. Wita się ciepło. Zaprasza do sali modlitewnej. Potrafi się wzruszyć do łez. Opowiada o swoim życiu z dystansem. Trudno uwierzyć, że był niebezpieczny. Wzbudza zaufanie.

– Jak byłem bandytą, to byłem na maksa – mówi. – Jak dostałem to wszystko od Jezusa, to też poszedłem za Nim na maksa. Gdyby mnie ktoś odrywał od Niego, mój tułów by odpadł, ale ręce by zostały, trzymając się Boga. Ta miłość, którą otrzymałem, jest niewyobrażalna. Skamieniałe serce, które nie ma miłości, radości, wypełniło ciepło. Nie wyobrażam sobie życia bez Jezusa.

Podczas wizyt w więzieniach i poprawczakach spotyka się z bardzo pozytywnym odbiorem. – Ludzie pytają mnie, czy oni też mogą doświadczyć tej miłości, czy to możliwe. Rozmawiałem z człowiekiem, z którym siedziałem w jednym więzieniu. Byliśmy osadzeni w celach po dwóch stronach korytarza. On siedzi już trzydzieści lat. Prosił mnie: „Ja też chcę tego, też chcę Jezusa. Pomóżcie mi”. Więźniowie pamiętają, kim ja byłem. Tym bardziej jest to niesamowite. Dla nich to szok – kiedy wchodzę do więzienia z policjantem i obaj mówimy o Bogu, i czytamy Biblię.

Piotr Stępniak dostaje mnóstwo próśb o pomoc. Rodziny proszą, by odwiedził i zmienił ich bliskich. Proszą o synów, córki, mężów, braci i siostry. Podczas ewangelizacji w Bogatyni do grupy Gedeonitów podszedł narkoman. Zabrali go ze sobą. – Jak zbierał swoje rzeczy z domku, gdzie się schronił, jako bezdomny – opowiada Stępniak – to wszedł tam na chwilę, po czym biegł do nas. Jakby uciekał lub bał się, że mu odjedziemy. Coś go do nas przyciągnęło. Płakał przez całe spotkanie.

Stefan Skirpan, pastor bolesławieckiego zboru „Dobra Nowina” Kościoła Zielonoświątkowego, podczas nabożeństwa opowiedział przypowieść o ptaku, który wleciał do ogromnej sali i nikt nie wiedział, jak pomóc miotającemu się w rozpaczy zwierzęciu. W pewnej chwili ktoś wpadł na pomysł, by zasłonić wszystkie okna oprócz jednego. Kiedy w pomieszczeniu zapadł mrok, to jedyne odsłonięte okno było doskonale widoczne. Ptak uleciał ku światłu, na wolność.

Piotr Stępniak daje świadectwo, że w największym mroku droga wyjścia jest najjaśniejsza. A miłość potrafi przebaczyć i uratować nawet sprzedawcę śmierci.


Każda osoba, która chciałaby wesprzeć misję Piotra Stępniaka „Jesus Sekurit”, może przesłać pieniądze na konto:
PKO 7710 202267 0000 400 200 439 307
z dopiskiem: ofiara na misję
adres: ul. Teatralna 10/7, 99-300 Kutno

(informacja Grażyna Hanaf)

Reklama