Pyskaty Jaś, niegrzeczna Ala

Chłopiec w bejsbolówce
fot. www.sxc.hu Wyzwiska, brak tolerancji, obrażanie, plotkowanie – takiej przemocy doświadcza 75% uczniów w szkołach gminy i powiatu według tegorocznych badań Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Bolesławcu.
istotne.pl 0 edukacja, przemoc, agresja

Reklama

W ankiecie przeprowadzonej w lutym 2010 roku przez Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną wzięło udział 5417 uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Największą grupę stanowili uczniowie z Bolesławca. Według badań prawie 75% uczniów doświadcza przemocy ze strony swojej koleżanki lub kolegi ze szkoły, a 37% badanych przyznaje się, że sama jest agresywna. Najczęstsza forma agresji to przemoc słowna (60%). Niepokojący jest również wskaźnik doświadczanej przemocy ze strony nauczycieli i innych dorosłych ze szkoły. Wskazało na nią aż 16% ankietowanych.

Wystarczy, że powiesz „głupi” lub źle spojrzysz…

Wystarczy nazwać kolegę lub koleżankę głupcem, a można oberwać. Dzieci reagują na wyzwiska kopnięciem, popchnięciem, uderzeniem pięścią lub opluciem. Robią to na przerwach, a kiedy widzą nauczyciela, przerywają, by nie zostać ukaranym. – Dzieci często się biją – mówi dziesięcioletnia Ania, we wrześniu czwartoklasistka. – Bawią się na przykład w berka. Nagle jedno dziecko popchnie drugie, nawet niechcący, a wtedy popchnięty kolega oddaje kopa albo uderza pięścią. Nieważne: chłopiec czy dziewczynka.

Uczennica jednej ze szkół średnich opowiada, jak pobiła koleżankę za to, że ta źle na nią spojrzała. – U mnie w domu bić nas uczył ojciec – mówi dziewczyna. – Jestem jedyną córką. Ojciec nauczył mnie, jak przyłożyć facetowi w słabe punkty. Jak gościa skopać, jak uderzyć z pięści. Dziewczyna, którą pobiłam, była taką głupią blondynką, płaską jak deska. Miała coś do mnie, jakieś głupie burzenie. Ja sama nic do niej nie miałam. Podeszłam, by się spytać, o co jej chodzi. Na co ona odpowiedziała, że te miny, które robiła, nie były do mnie. Nie uwierzyłam jej, bo sama wtedy siedziałam na ławce. Powiedziałam: „co się na mnie lampisz, szmato!”, a ona coś prychnęła. Złapałam ją wtedy za włosy, pocisnęłam z liścia, potem złapałam ją za włosy drugi raz i przyłożyłam z kolanka, a potem przycisnęłam do gleby. Ojciec mnie nauczył, żeby sobie nie pozwalać.

Jej koleżanki pytane o przyczynę swojej agresji i chęci reagowania przemocą na przykre dla nich sytuacje odpowiadają, że takie po prostu są. – Jesteśmy takie agresywne – mówi jedna z pytanych siedemnastolatek. – Jak ktoś powie do nas coś nie tak, coś, czego nie chcemy usłyszeć, budzi się w nas taka złość.

Psycholog szkolny wyjaśnia takie zachowania nieumiejętnością radzenia sobie z emocjami (i tymi pozytywnymi, i negatywnymi) oraz powtarzaniem zachowań wyniesionych z domu. W domach tych dzieci bicie, krzyki i wyzywanie się są zachowaniami powszechnymi. Dzieci reagują więc agresją niewspółmierną do zachowania innej osoby. Mogą uderzyć z obawy przed ośmieszeniem, w odpowiedzi na krytykę ze strony kolegów oraz brak tolerancji czy rywalizację.

Ustawiane walki w parku Waryńskiego i placu zabaw na Łukasiewicza

Dzieci lubią się też wyzywać, a za wyzwisko można być również uderzonym. Wyzywają się od grubasów, chudzielców, okularników, brudasów, gejów (co jest określeniem mocno obraźliwym, choć powszechnie uważanym za poprawne w stosunku do homoseksualnych mężczyzn). Dzieci grożą też sobie, że po szkole zbiją kolegę lub koleżankę. Istnieje też agresywna rywalizacja między klasami, a nawet szkołami. Od jednej z matek dowiedzieliśmy się, że uczniowie gimnazjum w Bolesławcu spotykają się na regularne bójki w parku Waryńskiego i na palcu zabaw na Łukasiewicza. Walki odbywają się w całkowitej tajemnicy przed dorosłymi.

Mama, która nam opowiedziała o tej historii, dowiedziała się o niej na spotkaniu z rodzicami w szkole. Bezradni nauczyciele prosili rodziców o pomoc. Okazało się, że gimnazjaliści ustawiają ze sobą walki. Przedstawiciele jednych szkół biją się z przedstawicielami innych. Bójki mają stałą widownię. – Wygląda to w ten sposób, że nagle idzie chmara dzieciaków, to widownia – opowiada mama jednego z uczniów. – Dzieci opowiadają o sytuacji, kiedy kilka uczennic z innego gimnazjum chciało wyciągnąć na taką bójkę jedną z uczennic podczas przerwy. Zainterweniowano i nie pozwolono na to. Niektóre dzieci wagarują, by stawić się na tzw. ustawkach – walce umówionej na konkretną godzinę.

Problem skomplikowany, a sprawcy trudni do wykrycia. Bójki polegają na ustawieniu na dzień i godzinę walczących. Chłopcy, ale i dziewczęta, biją się o różne sprawy. Najczęściej jednak chodzi o zdobycie przywództwa w grupie, popisania się, czasami o rewanż albo urazę. Ktoś może się źle popatrzeć, wywyższać lub być ze znienawidzonej klasy, a nawet szkoły. – Najgorsi są ci, którzy te walki ustawiają, a potem je tylko oglądają – mówi jedna z nauczycielek z gimnazjum. – Ustawiający zawsze dbają o publiczność i zależy im na tym, żeby było widowisko. Podżegają też do walki, wchodzą innym dzieciom na ambicję, mówią „Jak się nie będziesz bił, to jesteś tchórzem” albo straszą. Czasami też każą płacić tym, którzy walki odmawiają.

Bójki są czasami rejestrowane na komórkach, a potem rozsyłane znajomym. – Przechwyciliśmy nawet raz taki film – opowiada nauczycielka. – Ale i uczestnicy, i widzowie mieli na głowach kaptury, co uniemożliwiało jakąkolwiek identyfikację. Największą winę ponoszą ci, co tylko patrzą. To oni są prawdziwym problemem. Oni wręcz dbają o to, by bójka była widowiskowa, atrakcyjna, często też nagrywają walki. Bywa najczęściej, że są to bójki dla zgrywu, ale wystarczy moment i sytuacja wymyka się tym dzieciakom spod kontroli.

W ocenie nauczycieli to zjawisko jest marginalne i niezwykle trudne do opanowania. Bójki są ustawiane przez cały rok, ale najwięcej się ich zdarza na początku nauki, kiedy niektóre grupy zdobywają przywództwo, a niektóre osoby pozycję w nowej szkole.

W sieci agresji

Pojawiła się też nowa forma ośmieszania czy upokarzania publicznego. To cyberprzemoc. Młodzież nagrywa się na komórki w sytuacjach wstydliwych i intymnych (kiedy są pijani lub w sytuacjach erotycznych) i umieszcza filmy w sieci lub przekazuje je na komórki znajomych. Wysyła obraźliwe SMS-y lub dokonuje obraźliwych, anonimowych wpisów na różnych forach internetowych.

Słynną sprawą w Bolesławcu był spreparowany i umieszczony w sieci (na YouTube) film. Widać było na nim zdjęcia budynków szkoły przy ul. Komuny Paryskiej oraz napisy zachwalające placówkę. W te materiały wklejono dwie kontrowersyjne sceny. W pierwszej był markowany seks oralny, w drugiej zamaskowany chłopak wbiegał do klasy i obnażał się. Dyrektorka, nauczyciele i uczniowie z pokazanej szkoły musieli długo tłumaczyć, że kontrowersyjne sceny wcale nie zostały nakręcone w ich placówce.

– Zostało to zrobione z głupoty – wyjaśniała Teresa Rudzińska, pedagog szkolny, w programie „Na światło dzienne” – Młodzież nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji i z tego, że to przestępstwo. Sprawca chce dokuczyć, bo myśli, że jest anonimowy. Krzywdzi i nie ponosi natychmiast lub bezpośrednio konsekwencji swojego działania. Oczywiście, łatwo wykryć, kto umieścił post na forum czy wysłał SMS, by go ukarać. O tym najlepiej informować młodzież na zasadzie prewencji. Uświadamiać też, jakie uczucia u innych powodują takie ataki w Internecie. Najlepiej jest rozwijać w dzieciach empatię – umiejętność rozumienia uczuć innych osób.

Czy kiedyś dzieci były grzeczniejsze?

Leokadia, nauczycielka z małej wiejskiej szkoły z 30-letnim stażem pracy, dziś na emeryturze, wspomina początki swojej pracy. – Kiedy zaczynałam swoją pracę pod koniec lat 60., dzieci miały w szkole podobne problemy, ale inaczej na nie reagowały – wspomina nauczycielka. – Bywały niegrzeczne, dokuczały sobie, przezywały się. Zawsze trudniej było w klasie dziecku wyróżniającemu się w jakiś sposób od innych. Przezywały się, wyśmiewały z siebie nawzajem. Nie było w nich jednak takiej zawziętości, zaciekłości jak dziś. Dzieci słuchały też nauczyciela. Nie ważyły się odpyskować i wypełniały jego polecenia. Pamiętam historię, jak zażądałam od chłopca zeszytu, a on go nie miał przy sobie. Byłam młoda, zaczynałam swoją pracę. Dziś pewnie nikt by mnie nie posłuchał, jak to się mówi: olał. Chłopak był z szóstej klasy. Poprosił mnie, czy mógłby pójść po zeszyt do domu, bo mieszkał po drugiej stronie ulicy. Mogłam go obserwować z okna klasy. Zgodziłam się i ku mojemu przerażeniu po kilku minutach zobaczyłam, jak wyjeżdża ze swojego podwórka traktorem ojca. Jechał po zeszyt do sklepu, bo nie miał go w domu. Ta historia dziś jest anegdotą – kończy opowieść nauczycielka – ale pokazuje, jak dzieci się słuchały. Pani kazała przynieść zeszyt, więc najprawdopodobniej sami rodzice wysłali syna do sklepu traktorem, by wykonał polecenie nauczyciela i zeszyt na lekcję przyniósł.

Inna nauczycielka z długim stażem podkreśla też, że dawniej rodzic chętniej współpracował ze szkołą, z nauczycielem. Chętniej robił coś dla placówki, do której uczęszczało jego dziecko. Dziś młoda nauczycielka z innej wiejskiej szkoły skarży się, że z niektórymi rodzicami współpracuje się bardzo trudno. – Rodzice potrafią przy dziecku nakrzyczeć na nauczyciela, że zadaje za dużo do domu i dziecko nie ma się kiedy bawić – mówi o swoich doświadczeniach. – Najbardziej agresywni piszą skargi nawet do Ministerstwa Edukacji. Podważają autorytet, negują sposób uczenia. Stoją na stanowisku, że wiedzą lepiej. Bywa tak, że wymagają od swego dziecka więcej, niż ono potrafi. Nie zadowalają się dobrą trójką, akceptują tylko piątki. Przyczyny ocen nie widzą w umiejętnościach dziecka. Winny jest nauczyciel, który nie potrafi, według nich, nauczyć małego geniusza.

Nauczycielki z kilkudziesięcioletnim stażem pamiętają czas, kiedy młodzież zaczęła się zmieniać. – Najszybciej była widoczna rywalizacja na tle majątkowym – wspomina Leokadia. – Dzieci, których rodzice zaczęli wyjeżdżać za granicę (najczęściej do Niemiec), chwaliły się nowymi rzeczami, zabawkami, przyborami szkolnymi. Biedniejsi lub tylko trochę gorzej sytuowani uczniowie czuli się gorsi. Byli wyśmiewani lub zwyczajnie zazdrościli swoim kolegom i z tego powodu dochodzić zaczęło do różnych konfliktów.

– W latach 90. pojawiły się eurosieroty – mówi pracownica ośrodka pomocy społecznej. – Dzieci wychowywane np. przez dziadków, którzy nie potrafili sobie poradzić z dorastającym dzieckiem lub nie mieli u dziecka autorytetu. Nieobecni rodzice pojawiali się na chwilę i prezentami lub krzykiem starali się zapanować nad synem lub córką. To powodowało, że dzieci stawały się niespokojne, konfliktowe, zagubione, podatne na wpływ rówieśników, a nie dorosłych.

Ostry nauczyciel

Problemem jest również duży procent uczniów (16%), którzy wskazują na nauczycieli, jako źródło agresji. – Nauczyciele mają wiele sposobów, by upokorzyć ucznia – mówi nauczycielka pragnąca zachować anonimowość. – Najczęściej zwyczajnie nie szanują dzieci. Nie jest to normą, ale się zdarza, że zwracają się do nich opryskliwie, arogancko albo nawet wyśmiewają się. Nieraz słyszałam z ust koleżanek, jak mówią do uczennic, że ubrały się jak te spod latarni. „Baran”, „idiota”, „głupek” czy „ty debilu jeden” padają często z ust nauczyciela. Najczęściej jednak wychowawcy lekceważą problemy uczniów lub nie zwracają na nie uwagi w natłoku pracy i obowiązków.

Nauczyciele bronią się, mówiąc, że młodzież naprawdę jest trudna. Aby wdrożyć materiał, trzeba mieć spokój na lekcji. Prośby, przekonywania nie zawsze skutkują. Trzeba używać krzyku lub mieć jakąś karę. – Co zrobić w klasie, kiedy dziecko rzuca w nauczyciela papierkami, wyzywa go, naśmiewa się i nie reaguje na żadne upomnienie? – pyta nauczycielka również prosząca o anonimowość. – Bywa tak, że w gimnazjach stwarza się klasę z samych uczniów, którzy są konfliktowi. I dyrektor robi to świadomie. Usuwa konfliktowe dzieci z różnych klas, a w zamian tworzy jakieś getto, klasę, do której strach pójść na lekcję.

Jedni nauczyciele radzą sobie w takiej klasie lepiej, inni gorzej, a jeszcze inni nie radzą sobie wcale. Uczniowie wyczuwają takiego nauczyciela natychmiast. – Pamiętam z gimnazjum, jak za punkt honoru stawialiśmy sobie, by doprowadzić nauczycielkę do łez – mówi była gimnazjalistka. – W nauczycieli rzucaliśmy na przykład podpaskami i tamponami. Oczywiście czystymi – dodaje.

Jak przeciwdziałać przemocy w szkole?

Przemoc w szkole zaczyna się od pierwszej klasy. Największy jej wzrost zauważa się w gimnazjum. Potem dzieci dojrzewają i łagodnieją. Najwyższy procent uczniów, którzy nie doznali przemocy (51,4%), to uczniowie szkół ponadgimnazjalnych. Około 60% młodych ludzi deklaruje, że chciałoby zrezygnować z agresji jako sposobu rozwiązywania konfliktów. Największą grupę wśród nich stanowią gimnazjaliści – blisko 70%.

Aby rozpocząć proces przeciwdziałania przemocy w szkole, trzeba zintegrować aż trzy środowiska: dzieci, szkołę i rodzinę. Rodzicom należałoby pokazać, jak zastępować zachowania agresywne. A wręcz uświadamiać, co jest takim zachowaniem. Przykładem może być powiedzenie do dziecka „Normalnie cię zaraz zamorduję” – wydawałoby się niewinne. Jest to słowna agresja czystej wody, informująca dziecko, że nie da się z nim żyć, że jest niepotrzebne. Dziecko czuje się wtedy niechciane i niekochane. Za takie słowa należy dziecko przeprosić, by wiedziało, że dorosły się myli i wcale tak o nim nie myśli. Psychologowie postulują podnoszenie kompetencji wychowawczych rodziców poprzez udział w różnych zajęciach. Umiejętność wychowywania dziecka nie pojawia się znikąd wraz z narodzinami pociechy. Okazuje się, że należy nabyć podstawową choćby wiedzę na temat potrzeb rozwojowych dzieci i młodzieży.

W szkole należałoby zapewnić uczniom indywidualne i systematyczne rozmowy z wychowawcą. W jednej z bardzo trudnych klas sytuację poprawiła nowa wychowawczyni, która potrafiła serdecznie powitać uczennicę po długiej nieobecności dziewczyny w szkole. – Cieszę się, że już wróciłaś, miło cię widzieć – powiedziała nauczycielka, nie krytykując jej absencji. Uczniowie traktowani w ten sposób otrzymują komunikat, że wychowawcy zależy na nich, są przez niego akceptowani i lubiani. Czasami wystarczy tylko tyle, by mieć dobre relacje z wychowankami.

Dobrym rozwiązaniem byłaby też indywidualna terapia ucznia trudnego prowadzona przez psychologa lub pedagoga szkolnego. Ukierunkowana na rozbudzanie wiary we własne możliwości, motywowanie do nauki, wytyczanie celów bliskich i dalekich. Uczenie zmiany zachowań aspołecznych na społecznie akceptowane.

Aby zrealizować te postulaty, należałoby zmniejszyć liczebność klas i wesprzeć nauczycieli. Oni też potrzebują profesjonalnej opieki psychologicznej. Nieodzowne jest rozwijanie kompetencji nauczycieli w zakresie pracy z uczniem sprawiającym trudności wychowawcze. Kształcenie wychowawców klas w zakresie socjoterapii. Ważna jest też bardzo dobra znajomość środowiska rodzinnego ucznia, by zrozumieć źródła niewłaściwych postaw dziecka. – Przemoc towarzyszy ludziom od zawsze – mówi Teresa Rudzińska, która przygotowała też prezentację ankiety. – Wszyscy chcielibyśmy uchronić przed nią swoje dzieci. Wiedza na temat tego, jakie nasze dzieci są i jakie mają problemy, oraz tworzenie z nimi jak najlepszych relacji to początek, by zacząć minimalizować agresję w szkole, w domu i w najbliższym otoczeniu. Potrzeba też czasu na zmiany i świadomości, że są nam potrzebne.

(informacja Grażyna Hanaf)

Reklama