Kozioł socjalny – spór zbiorowy w MOPS?

MOPS Bolesławiec
fot. istotne.pl W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej toczy się spór zbiorowy pracowników z pracodawcą. Pracownicy MOPS zawiązali związki zawodowe, by nie dać się dalej krzywdzić. Ich praca przez dziesięć lat zamieniała się w koszmar. Tłumacząc przyczyny konfliktu, rzeczowo opowiadają historię o skłócaniu załogi, upokarzaniu poszczególnych pracowników, niedocenianiu pracy, niszczeniu ich autorytetu oraz samooceny i wiary w swoje możliwości.
istotne.pl 0 małgorzata dłużyk, konflikt, mops bolesławiec

Reklama

Pracownice socjalne mówią o swoim zawodzie gorzko: takich jak my nieustannie się krytykuje. Ci, którym pomagamy, uważają, że im skąpimy, działając na ich niekorzyść. Ci płacący podatki twierdzą, że przekazujemy je darmozjadom.

Pracownik socjalny na codzień w swej pracy spotyka się z alkoholizmem, narkomanią, przemocą, agresją, rozpaczą, czy upokorzeniem przez biedę i wyobcowanie społeczne. Jego podstawową rolą jest pomoc w usamodzielnieniu się osobom często nauczonym bierności od dziecka i nastawionym roszczeniowo (bo taki był kiedyś system, bo się należy, bo macie pieniądze, więc mi je dajcie, nie żądając nic w zamian). Pracownika pomocy społecznej postrzega się jako tego, który przyznaje zapomogi lub nie. Pieniądze są jednak tylko środkiem do celu. Zatrudnieni w tym zawodzie ludzie podejmują się stawiania innych na nogi, pomocy w wyjściu z życiowego dołka. Sami są narzędziem w swojej pracy. Wykorzystują własny autorytet, system wartości, czy osobowość.

Na rzecz klientów w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej pracują również terapeuci zatrudnieni w Ośrodkach wsparcia – Domu Dziennego Pobytu, Dwóch Środowiskowych Domach Samopomocy oraz w Świetlicy Terapeutycznej.

Mobbing to termin wywodzący się z języka niemieckiego od wyrazu mobben, oznaczający prześladowanie podwładnego lub współpracownika w miejscu pracy. Mobbing zazwyczaj ma na celu lub skutkuje: poniżeniem, ośmieszeniem, zaniżeniem samooceny, wyeliminowaniem albo odizolowaniem pracownika od współpracowników. (źródło: Wikipedia)

Spór zbiorowy może być sporem o prawa lub sporem o interesy, może dotyczyć warunków pracy, płac lub świadczeń socjalnych oraz także praw i wolności związkowych pracowników. Stronami sporu zbiorowego jest pracodawca i pracownicy, reprezentowani przez związki zawodowe. Prawa i interesy pracodawców mogą być także reprezentowane przez organizację pracodawców. (źródło: Wikipedia)

W tej profesji, aby nie wypalić się zawodowo, czy nie popaść w chorobę, potrzebne jest higieniczne miejsce pracy i psychiczne wsparcie (na przykład porady psychologa, którego w bolesławieckim MOPS od kilku lat nie ma). Ale przede wszystkim potrzebna jest dobra współpraca z dyrektorem.

Specyfiką tej pracy jest bowiem to, że sama ustawa o pomocy społecznej stawia pracownika socjalnego w roli reprezentanta klienta. A to może powodować konflikty z pracodawcą. Pracownik musi przekonać dyrektora, że klient ma uprawnienia do uzyskania pomocy, współuczestniczy w rozwiązywaniu problemów i bez zapomogi nie nastąpi poprawa i zmiana jego sytuacji. Pracownik socjalny uzbrojony w wiedzę o ustawach i przepisach z wielu różnych dziedzin, staje na wprost pracodawcy i w imieniu swojego klienta ubiega się o pomoc. Czasami, tego wymaga od niego ustawa, musi się pracodawcy postawić, nie zgodzić z jego odmowną decyzją i walczyć o swojego klienta.

Możliwe, że dzisiejszy konfliktu w MOPS ma swój początek dziesięć lat temu. W 1999 roku nowa dyrektorka obejmowała swoje stanowisko i stanęła przed zadaniem zarządzania zespołem, który w dużej mierze i zgodnie z prawem, był autonomiczny. Więcej, miał za zadanie, załatwiając sprawy klientów, brać ich stronę i, w tej tylko sytuacji, być w opozycji do dyrekcji.

Dziel i rządź – anonimowa skrzynka MOPS

Kiedy dziesięć lat temu zmieniła się dyrekcja placówki, sposobem na zarządzanie zespołem stał się konflikt. Zaczęło się od umieszczenia skrzynki, do której każdy z pracowników mógł włożyć anonimowy list z informacją na temat innego pracownika czy układów w pracy. Skrzynka zawsze stała pusta i po jakimś czasie zniknęła, ale i morale pracowników było na początku większe.

Kolejnym etapem w konfliktowaniu pracowników było nierówne i niczym nie umotywowane przydzielanie dodatków pieniężnych lub ich odbieranie. Na pytania o powód takiego traktowania odpowiedzi były lakoniczne: jedni pracują dobrze, ale inni lepiej lub: gdzie zostało powiedziane, że ma być równo. Nie było jednak odpowiedzi, co należałoby zrobić, by poprawić swoją pracę i jej wyniki.

Częstą metodą – jak mówią kobiety z MOPS – było publiczne porównywanie jednego pracownika do drugiego, co obniżało wartość wskazanej osoby lub jej kompetencje. Zdarzało się też wybieranie kozła ofiarnego, którego spotykały mniej i bardziej dokuczliwe uwagi i kary. Najczęściej było to zwracanie dokumentów do poprawy. W ten sposób zawalało się pracownika robotą, każąc mu poprawiać w nieskończoność pisma, bo styl tekstu się nie podobał, nie było na nim odpowiedniej pieczątki, czy uznano za błąd określenie „tutejszy oddział”, bo poprawnie powinno być „nasz oddział”.

Taka pracownica, już narażona na stres w kontakcie z klientem, dodatkowo krytykowana przez pracodawcę, często musiała brać leki uspakajające, by wytrwać w pracy. A bywały sytuacje, że wyprowadzona z równowagi, wybuchała niekontrolowanym płaczem.

Dyrekcja – opowiadają nasze rozmówczynie – zmieniała interpretacje przepisów tak, że pracownicy nie mogli się w nich rozeznać, podważało to również ich autorytet przed klientem. Utrudniony był awans pracowników socjalnych i mimo, że miały spełnione minima kwalifikacyjne, czekały nawet siedem lat, by podniesiono ich statut zawodowy.

Sytuacja taka trwała prawie siedem lat, aż w końcu zespól przestał istnieć, bo całkowicie się skonfliktował.

Bez związków by nas zjadła

Sytuacja nabrzmiała, gdy jedna z pracownic zaproponowała organizowanie spotkań w celu omawiania zmieniających się przepisów i podkreśliła, że taka praktyka była z powodzeniem stosowana za poprzedniej dyrekcji.

Pracownica, która pozwoliła sobie na porównanie dyrektorki do poprzedniczki, doznała niezwykłej skali ataków – twierdzą nasze informatorki. Problemu nie rozwiązano i nastąpiło zwiększenie konfliktów. Kiedy pracownica kolejny raz została wezwana do gabinetu dyrektorki, poprosiła koleżankę, by ta jej towarzyszyła jako świadek.

To, co odbyło się w gabinecie dyrektorki, przez dwie kobiety uznane zostało za mobbing, o czym powiedziały wprost. Dyrektorka przy świadkach krzyczała na pracownika, przerywała mu, nie dawała wyłuszczyć racji, groziła karą porządkową, a w konsekwencji doprowadziła do skrajnego stresu i załamania.

Potrzeba wspólnego działania istniała już wcześniej, bo były podobne sytuacje. Nieustanna krytyka, obniżanie umiejętności i kompetencji pracowników zaczynało być normą. W tym czasie zapowiedziane zostały przez dyrekcję niekorzystne dla pracowników zmiany w regulaminie. To zjednoczyło załogę, która uznała, że bez wsparcia innych nie ma szans na rozwiązanie problemu. Jak powiedziała jedna z pracownic: „Bez związków by nas zjadła”.

By się bronić założono związki zawodowe „Solidarność” (do związków należy 29 osób z 65 osobowej załogi). Powstały w maju tego roku. Nie udało się im jednak wynegocjować ani regulaminu pracy, ani płac satysfakcjonujących pracowników. A dyrektorka nie zmieniła ani na jotę swojego postępowania. Przykładem może być niewyrażenie przez nią zgody na wywieszenie w ośrodku informacji o akcji organizowanej przez związki „Dzień czarnej koszulki” mającej na celu m. in. zwrócenie uwagi minister pracy Jolanty Fedak na to, jak ciężka i odpowiedzialna jest praca pracowników socjalnych, oraz na wysokość ich wynagrodzeń.

Kolejnym krokiem podjętym w tym konflikcie było przystąpienie do sporu zbiorowego. Procedury trwają od 6 października. Na razie, w pierwszym etapie, obie strony wymieniają się pismami z żądaniami i odpowiedziami na żądania. Pisma redagowane są przez prawników. Żadne z nich nie oddaje dziesięcioletniego dramatu, upokorzeń i zniszczeń, jakich dokonano wśród pracujących w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej.

Reklama