Własnym głosem o "Głosie"

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Radzi będziemy, jeśli Czytelnicy zechcą wyrazić swoją opinię o "Głosie", który jest przecież Waszym pismem. Mamy swoich zdecydowanych fanów i zagorzałych przeciwników, mamy "konkurencję", poparcie i opozycję, mamy dorobek i perspektywy (wsparcie IDEE – warszawskiego Instytutu na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej, który zaliczył nas do grona 100 pism wiodących w kraju – z potencjalną szansą zakwalifikowania do elitarnej "Dziesiątki" samofinansującej się. Mamy przychylny klimat w samorządzie lokalnym (u większości radnych), mamy możliwość przekształcenia się w miesięcznik "Głos Ziemi Bolesławieckiej" (próbka w tym numerze). Co dalej? Czy być pismem lewicowym, czy prawicowym, apolitycznym i niezależnym (jak dotychczas), organem Towarzystwa Miłośników Bolesławca czy samorządów lokalnych, biuletynem informacyjnym czy wkładką do popularno-naukowego "Rocznika Ziemi Bolesławieckiej", periodykiem kulturalno-społecznym czy pismem bulwarowym, modną dziś "rewolwerówką" ścigającą sensacje? Prosimy o własne przemyślenia, propozycje, konstruktywną krytykę, porównania. To pozwoli bez wątpienia jeszcze lepiej pracować zespołowi redakcyjnemu społeczników-hobbystów. Przy okazji przypomnijmy ciekawsze inicjatywy "Głosu" i TBM:
- zbiórka pieniędzy (ponad 800 milionów zł) na "Dar Serca" i zakup za nie sprzętu medycznego dla miejscowego szpitala (USG serca i zestaw chirurgiczny dla laryngologii),
- "Dar Serca II" – zebranie ponad 500 milionów zł na zakup laparoskopu, co nastąpi niebawem (wartość urządzenia 1 miliard zł),
- ogólnomiejski "Konkurs na ukwiecenie balkonów",
- plebiscyt na najlepszego sportowca i trenera,
- imprezy: "Wigilia dla samotnych", "Zabawy karnawałowe dzieci" z Domu Dziecka,
- sponsorat obchodów 50-lecia powrotu Boleslawca do macierzy
- budowa Pomnika Kresowiaków,
- wydanie bolesławieckich grafik (Bancewicz), pocztówek (Żuralski), kalendarzy bolesławieckich, przygotowanie albumu o Bolesławcu (kolor, akw. Kozłowski),
- obchody 50-lecia powrotu Polonii Jugosłowiańskiej.
Ochoczo i gromko zapowiadano w Bolesławcu "wojnę na dole". Jakże może istnieć oaza spokoju i szczę­śliwości w morzu brudnej piany, w zajazdach ościennych gmin, w opluwaniu, podgryzaniu, chwytaniu za gardła, w kopaniu, opluskwianiu, w pobożnej agresji przeciw każdemu, kto myśli inaczej? Bolesławiecki consensus był nie do przyjęcia dla nowej, "jedynie słusznej siły", która chce mieć monopol na prawdę i rację, a byt niezależnego pisma – po prostu nie do przełknięcia. Rój domorosłych "pampersów", z których każdy nosił w plecaku jeśli nie buławę marszał­kowską – to przynajmniej pióro wyrwa­ne ze skrzydeł Pegaza – usiłował osaczać z każdej Strony niezdobytą twierdzę, jaką okazał się "Głos Bolesławca". Wreszcie rozpoczął się szturm, zakończony... pyrrusowym zwycięstwem. Bo ja odchodzę, nato­miast niezależny w poglądach i opiniach "Głos" pozostaje, wzmocniony do­datkowo o gminy Nowogrodziec i Osiecznica. Chcę zatem podziękować oponentom i adwersarzom za pomoc w podjęciu przeze mnie tej decyzji: niezręcznie czułem się wobec kolegów-społeczników decydując się na odejście, dziś mam doskonały pretekst i komfortową sytuację jako ktoś szczuty i ścigany przez "genialnych destruktorów". Szkoda tylko, że nie zauważyli ci ideowi ortodoksi, że ich czas przeminął bezpowrotnie, że to już rok 1996 i Polska nie ta sama. Ale to już ich zmartwienie.
Zapewniam, że mam wystarczająco ostre pióro i giętki język, bym mógł pisać jako dziennikarz wszędzie tam, gdzie będę miał ochotę. Na tym polega moja prawdziwa niezależność: doprawdy niczego nie muszę – ani nurzać się w błocie wylewanym przez niedopieszczonych, niedouczonych i nieszczęśliwych oponentów, ani zabiegać o rząd dusz, laury czy sławę, ani bić się o pieniądze. Nie muszę ulegać prymitywnej indoktrynacji, zabiegać o łaski partyjnych bonzów, identyfikować się z wybraną ideologią, służyć jakimś panom pozostając w poniżającej zależności. Być sobie sterem, żeglarzem, okrętem – to właśnie prawdziwa wolność i tej mi nikt nie może odebrać, czego nie potrafią zrozumieć "wielcy politycy" lokalnego szczebla – mało ważne, jakiej są maści, opcji czy strony. Współczuję im zupełnie szczerze: kruszą się posady wydumanego świata idei fix, wymyka z rąk "świetlana przyszłość", pozostaje gorycz porażki...
Nie tyle zirytowały, co ubawiły mnie "groźne" ataki na łamach upadających "Łużyc" czy pisemka lokalnego, którego nazwy nawet nie wymieniam. Chciano rozliczać mnie za poglądy, ale to zabieg wręcz kuriozalny, karko­łomny i niewykonalny: mam wystar­czającą szeroką wiedzę i życiowe doświadczenie, bym pozostał wierny własnym przekonaniom, także tym dotyczącym ojczystych dziejów i lokalnych dokonań. Panowie – szkoda czasu i atłasu, zajmijcie się poważ­niejszymi zmartwieniami samorzą­dowej wspólnoty. Mnie możecie spisać na straty. Owe niesławne "zarzuty" pod swoim adresem przeczytałem na łamach poprzednika dzisiejszej "gazety" bolesławickiej i też się szczerze uśmiałem. Dziś ten sam autor musi używać pseudonimu, czekając tęsknie na replikę. Cóż – nie zniżę się do jego poziomu polemiki. A tak na marginesie – odczuwam wstręt do wszystkich bez wyjątku służb specjalnych i tchórzliwych donosicieli, pismaków, tajnych współpracowników czy oszołomów. Brzydzę się pomó­wieniami, chamskimi metodami walki, a nienawiść cechuje ludzi prymi­tywnych. Nie mam jej w sobie w ogóle – zbyt jestem szczęśliwy prozą i poezją życia codziennego, bym obdzielał negatywnymi uczuciami kogokolwiek, nie wyłączając adwersarzy, uwierzcie na słowo, że nie jesteście w stanie zburzyć mojej psychicznej równowagi. Także dlatego, że długo i wnikliwie studiowałem psychologię, którą prywatnie uważam za królową nauk. Przy okazji "odtajnię" wasz scenariusz "wojny domowej na dole", żeby jej uniknąć. Pierwszy skomasowany atak to "Głos Bolesławca" i moja skromna osoba. Pod ideowymi sztandarami "wolnej prasy", konkurencji rynkowej, niezależności, prawdy, obrony ideałów itp. Czystej wody demagogia, ale o co tu chodzi? Rzecz prosta – o pieniądze dla swoich, innych, bo niezależne pismo TMB to coś podejrzanego, obcego, na co nie ma się wpływu. Prywatne jest lepsze, a prywata wręcz doskonała. Cóż – ku przestrodze zainteresowanych przypomnę smutny – chociaż pouczający – los red. Tomasza Wołka ze stołecznego prywatnego "Życia Warszawy". Nie dziennikarz, a właściciel gazety pozostaje decydentem i niemal dysponentem ludzkiego losu. Może więc nie piejmy zachwytu nad ową "niezależnością" mediów" i "czwartą władzą", bo wciąż nam daleko do wcale nie idealnego wzorca zachodnich demokracji.
Bolesławieckie koło Unii Wolności "wyraża sprzeciw wobec dotacji dla gazety "Głos Bolesławca" ze strony budżetu miasta". To nie dotacja, ale wsparcie inicjatyw społecznych Towarzystwa Miłośników Bolesławca, a tych jest niemało i są dużej rangi i wagi dla miasta. Nie jesteśmy też gazetą, a miesięcznikiem, a to dość istotna różnica (pismem TMB). Dzięki nam miejscowy szpital wzbogaci się o kolejne urządzenie medyczne wartości ponad 1 miliarda złotych jeszcze w tym roku. Która inna tzw. lokalna gazeta inicjuje tego typu działania? A przecież to nie jedyny przykład. Wspomnijmy o efektach poprzednich zbiórek inicjowanego przez nas "Daru Serca": nowoczesnych urządzeniach EKG czy wyposażeniu Oddziału Laryngologicznego. I na tym nie koniec: to my byliśmy sponsorami budowy Pomnika Kresowiaków, a teraz przymierzamy się do upa­miętnienia 50-lecia powrotu Polonii z Jugosławii. To nasze pomysły – w tym obchody 50-lecia Powrotu Bolesławca do Macierzy – konsolidują lokalną wspólnotę samorządową. Nie ma w tym nic z politycznego partykularyzmu, są za to autentyczne, trafne inicjatywy społeczne, które wzbogacają model lokalnej demokracji.
Nasze inicjatywy dostrzeżono daleko poza Bolesławcem, bo w warszawskim Instytucie na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej, sugerującym pomoc w finansowym usamodzielnie­niu się pisma. Skorzystamy z tej pomocy i wówczas "krokodyle łzy" sprawiedliwych członków UW nie będą potrzebne. W IDEE ceni się nas za organizację plebiscytu sportowego, konkursu balkonów, wigilie dla samotnych, zabawy karnawałowe dla dzieci z Domu Dziecka i za inne przedsięwzięcia. Awansowaliśmy na początek do grona 100 najlepszych pism lokalnych w Polsce, jest realna szansa na znalezienie się w elitarnej "Dziesiątce" finansowanej przez IDEE. Oczywiście, jeśli usłużni "lokalni patrioci" nie będą nam wpychać kija w szprychy kół wózka, który ciągniemy z mozołem pod górę.
Dla Koła UW prasa niezależna – to prywatne wydawnictwa. Dla nas przymiotnik "niezależny" ma inny sens – to właśnie pismo 350 członków TMB, a nie pojedynczego właściciela. Prze­stańmy się czarować i oszukiwać, grajmy fair play. O wsparciu zadecydują autonomicznie radni wybrani w po­szczególnych okręgach wyborczych, po co więc to larum, krzyk do, podobno "niezależnych" paru "swoich" redakcji? Dlaczego nie zainteresowano tematem np. niezależnej "Gazety Robotniczej"? Taka brzydka manipulacja pod sztandarami troski o lokalną demokrację nie przystoi UW... Rozpoczęto niebezpieczną i niepotrzebną grę polityczną. Każdy jej wynik będzie zły dla bolesławieckiego samorządu.
Co dalej w lokalnej "wojnie na dole"? Zapewne nastąpi atak na obsadę funkcji przewodniczącego Rady Miasta, o czym mówi się od dawna w tzw. kołach dobrze poinformowanych. Potem zapewne przejęcie pod wyłączną "kuratelę" Lokalnej TV Samorządowej (tutaj dotacje RM jakoś nie rażą UW), potem przedmiotem – zresztą już zapoczątkowanej krytyki – stanie się Zarząd Miasta, a stąd już tylko mały krok do referendum i plebiscytu, a więc do wyboru "swoich" radnych... Nie chcę być prorokiem, ale wśród poległych i obolałych może być wielu dzisiejszych inicjatorów "reform" i "rewolucji". Mieszkańcom Bolesławca nie można odmówić ani rozeznania, ani mądrości, ani odpowiedzialności za wspólny los. Odwrotnie niż wielu oszołomom, ideowym ortodoksom, hurrarewolucjonistom, malkontentom, ekstremistom, destrukcyjnej (nie kontruktywnej) opozycji i innym "nawiedzonym" (są tacy, oj jeszcze są – niestety). Czy nie czas wyciągnąć wnioski z faktu, że w grodzie nad Bobrem blisko 62% wyborców głosowało na lewicowego Prezydenta RP? A skąd niechęć do pluralizmu, który został podobno odkryty przez prawicę? Skąd pogarda dla lewicy i zamykanie ust ludziom spoza etosu? Dziwna ta demokracja, rodem jakby z epoki jaskiniowej, zgodna z zasadami etyki Kalego... Nie mój kłopot, jeśli prawica zamyka się w skansenie. W Portugalii prezy­dentem został socjalista i świat się nie zawalił. Hiszpania dawno zapomniała o wojnie domowej. Tymczasem nad Wisłą i Bobrem larum grają. Cóż – taka sarmacka egzotyka. W tej atmosferze, w tym ferworze podsycanym przez węszące swój partykularny interes gazety i gazetki, nie ma miejsca na prasę wolną i niezależną. Wybieram pra­wdziwą wolność i rezygnuję sam z funkcji Redaktora Naczelnego. "Nie muszem, ale chcem..."
Były Redaktor Nacz. Były Rzecznik Prasowy Zarządu Miasta
Paweł Śliwko

Reklama