Szkolne mity i prawdy. Gordyjski węzeł oświaty

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Bolesławieckie szkoły zawsze były w Europie, co potwierdzają partnerskie kontakty z bliźniaczymi placówkami oświatowymi w Siegburgu (RFN), Hobro (Dania), Pirnie (RFN), a w niezbyt odległej przeszłości z miastami b. Jugosławii (Prnjavor – Bośnia), na Węgrzech (VAC), w b. Związku Radzie­ckim a nawet w Australii i Argentynie. Te ostatnie przykłady świadczą o autentycznym otwarciu na świat, o twórczych poszukiwaniach nauczy­cieli, którzy zawsze mieli ambicje osiągać w pracy pedagogicznej z młodzieżą więcej, niż wymaga obowiązujący urzędowy program nauczania. Tych osiągnięć i wartościowego dorobku nie wolno zagubić wraz z przejęciem szkolnictwa podsta­wowego przez samorząd.
Oświata nie jest wolna od mitów, półprawd, fałszywywch wyobrażeń, myślenia roszczeniowego, projekcji absurdalnych marzeń pod pozorem racjonalnego pragmatyzmu. Z tego też trzeba zdawać sobie sprawę w momen­cie przejmowania przez lokalną wspólnotę pełnej odpowiedzialności za los szkoły, a przede wszystkim dzieci. Co zawsze budziło mój nauczycielski niepokój w czasie liczącej parę dziesiątków lat pracy zawodowej?
1/ Narzucony i twardo egzekwowany dogmat o wszechwładzy i mądrości władzy szkolnej, która do dziś opiera się o iście feudalną drabinę przypo­rządkowania i zależności: najniżej stoi szeregowy nauczyciel (paradoks: od jego talentu i wysiłku zależy efekty­wność i poziom nauczania, chociaż ma najmniejsze uprawnienia, przytłoczony ciężarami powinności i odpowie­dzialności). Coraz większe kompetencje i autonomię ma dziś dyrektor szkoły (pracodawca), podporządkowany jednak naciskom wszechwładnych wizytatorów (kiedyś jeszcze Inspektora Szkolnego) i Kuratorium Oświaty i Wychowania ze sztabem pracowników pedagogiczno-administracyjnych. Nad wszystkim czuwa szef resortu. Wobec nauczyciela wymagania zgłasza cała armia rozro­śniętej biurokracji, z pomocą śpieszą tylko nieliczni, np. tzw. metodycy.
2/ Dogmat o nieomylności nauczyciela. To stary, archaiczny styl myślenia i samooceny, anachronizm bardzo rozpowszechniony w szkolnej praktyce. Nauczycielskie samouwielbienie wyraża się monologiem i werbalizmem, trudnym do przerwania potokiem słów, traktowaniem ucznia "z góry", z pozycji mentora, osoby wszechwiedzącej, zawsze mającej rację. W dawnej szkole obowiązywał stereotyp myślenia: "Pan Bóg umie na piątkę, nauczyciel na czwórkę, a dobry uczeń na trójkę. Skąpienie wybijającym się wycho­wankom dobrych not, kopanie przepaści między szkołą podstawową a średnią (wykazywania powszechnego nieuctwa i zapowiedź prawdziwej rewolucji naukowej od programu nowej "alma mather", to zewnętrzne symptomy tego zjawiska.
3/ Dogmat o przedmiotowym (nie podmiotowym) podporządkowaniu ucznia. Dziecko w szkole nie ma pełnych praw i swobód, rygor, nakazy i zakazy dominują nad zapotrze­bowaniem na partnerstwo, współpracę, wzajemny szacunek i życzliwość w kontaktach interpersonalnych. Zatraca się tym samym rola wychowawcy-przewodnika, doradcy, opiekuna i przyjaciela, pozostaje podporządkowa­nie funkcjonalne, strach przed niepowodzeniem, obawa przed karą za tzw. nieuctwo. Zabija się radość procesu poznawczego, budzi lęki, stresy i kompleksy dziecięce, które pozostają nierzadko na całe życie.
4/ Dogmat o potrzebie stosowania "dyscypliny kija". Karność, bez­względne podporządkowanie wszech­władzy nauczyciela, rygor i dryl – zwłaszcza w klasach starszych – determinuje niechęć i strach przed szkołą. Medycyna zna pojęcie fobii i lęków szkolnych, ucieczki w samotność i coraz powszechniejsze uczniowskie nerwice, agresję; przemoc wobec rówieśników i inne patologie wywołane niejako na zamówienie błędami popełnianymi w sztuce uczenia i wychowania.
5/ Dogmat o skuteczności "dwójki" czy "jedynki", a więc przewagi ocen negatywnych nad pozytywnymi, które mają mobilizować rzekomo ucznia do zwiększonego wysiłku umysłowego. To widmo po brzegi wypełnia wiele szkół, straszy w klasach i na korytarzach, stresuje, nawet popycha w kierunku samobójstw nieletnich, a częściej powoduje wagary, ucieczki z domu, szukanie namiastek "zapomnienia" w groźnych nałogach, nie wyłączając narkomanii. Boleśnie przeżyłem samobójstwo przerośnietego wiekiem szóstoklasisty w bolesławieckiej "Czwórce" i choć minęło od tej daty ponad ćwierć wieku – nie znam odpo­wiedzi na pytanie: dlaczego, gdzie był błąd rodziny i wychowawców?
6/ Mit o mizerii stanu nauczycielskiego, którego nie stać na pracę społeczną z dzieckiem i dla dziecka (jeden z dyrektorów szkół dowodził publicznie, że musiał dorabiać do pensji na plantacjach truskawek...). Jeśli ktoś nie ma w sobie odrobiny powołania, talentu, owej "iskry Bożej" do pracy z młodym pokoleniem – lepiej rzeczywiście odejść. Mnie udało się całe życie pracować w kręgu nauczycieli-społeczników, którzy traktowali ten trudny zawód jak wielką pasję i przygodę z dziećmi. Nie wierzę w deficyt "bolesławieckich Korczaków", są jak perły najczystszej wody i będziemy ich ujawniać, odkrywać, pokazywać na forum publicznym. A to zarazem rola i zadanie nadzoru pedagogicznego.
7/ Mit o przepracowaniu nauczycieli. Nie dotyczy to wszystkich – zgoda. Zamiast komentarza i własnego sądu – posłużę się cytatem zapożyczonym dosłownie z "Gazety Robotniczej":
"To jest kłamstwo, ze nauczyciele są przepracowani. Mają 18 godzin tygodniowo i połowę z tego większość z nich "przebąblowala". Jeszcze pysku­ją. Najczęściej pyskują miernoty. Jak zwykle rewolucje w teatrze robią halabardnicy, a nie gwiazdy. Jeśli szkoła zostanie poddana automatycznej kontroli społecznej, to 90 proc. nauczycieli znajdzie się na bruku". Te odważne słowa powiedział dr Andrzej Samson, psycholog, psychoterapeuta, konsultant Warszawskiego Ośrodka Twórczości Pedagogicznej w artykule drukowanym w listopadowym numerze "Kurendy – Jeleniogórskiego Informa­tora Oświatowego" . Aby nie dener­wować swych czytelników wywodzących się w większości ze środowiska nauczycielskiego, "Kurenda" opatrzyła go nadtytułem "Temat do dyskusji" . O czym tu dyskutować? To jest rzeczy­wistość." (tok)
Dlaczego piszę o tych kontro­wersyjnych poroblemach? Aby dać świadectwo prawdzie? Nie tylko. Głównie po to, aby sprowokować zainteresowanych do dyskusji i wymia­ny poglądów. Żeby szkoły samorządowe – nasze własne, wspólne szkoły – stały się bliskie dzieciom, twórcze, nowoczesne. Żeby stały się wszystkie chlubą i dumą miasta. Jest zatem o czyni dyskutować i mamy doskonałą ku temu okazję.
Paweł Śliwko
P.S. W rozmowie z Dyrektorem Delegatury Kuratorium Oświaty w Lubaniu, p. Walerym Czarneckim potwierdzam wyrażoną o Nim opinię jako kompetentnym fachowcu, świetnym specjaliście, człowieku otwartym, o bogatej wiedzy i życzliwym dla świata, doskonale znającym i rozumiejącym potrzeby nauczycieli, dzieci i szkół. Chciałbym taką samą opinię głosić o niektórych wizytatorach. Bardzo bym chciał...

Reklama