Francuz chce jej odebrać 3-letnią córeczkę. Matka: Nie dam zrobić krzywdy Emilce!

Ewelina Niewiadomska
fot. archiwum Eweliny Niewiadomskiej Ewelina Niewiadomska z Bolesławca walczy z francuskim wymiarem sprawiedliwości i ojcem córki, który swoim dzieckiem zainteresował się dopiero, gdy ono się urodziło. Poznajcie wstrząsającą opowieść bolesławianki.
istotne.pl 183 policja, prokuratura, sąd, dziecko, francja, ewelina niewiadomska

Reklama

Bolesławianka Ewelina Niewiadomska kilkanaście lat mieszkała i pracowała we Włoszech. Tam też w któreś wakacje poznała Jimmy’ego, Francuza. Zakochała się. – Jakby piorun we mnie strzelił, byłam zupełnie zaślepiona tym człowiekiem – opowiada pani Ewelina, obecnie matka prawie trzyletniej Emilki. – Porzuciłam całe swoje życie i pojechałam za nim do Paryża.

W stolicy Francji na tym sielankowym obrazku zaczęły się pojawiać pierwsze rysy. Najpierw Jimmy deklarował, że pomoże pani Ewelinie szukać pracy. Potem wręcz kazał jej to zrobić.

Bolesławianka francuski znała wtedy słabo, ale posadę znalazła. To jednak nie uszczęśliwiło jej partnera; zaczął wtedy narzekać, że jeszcze nie dostała umowy o pracę.

I ciągle odwracał kota ogonem. Sprawił, że bolesławianka poczuła, że to ona go wykorzystuje. – Miałam klapki na oczach – mówi kobieta.

Początek końca

Sielanka skończyła się, kiedy pani Ewelina znalazła mieszkanie, w którym chciała zamieszkać z Jimmym. (Przez jakiś czas bowiem para mieszkała u jego rodziców). Po przeprowadzce partner stał się bardziej agresywny. Nic go nie obchodziło. Cały dzień siedział przed telewizorem, podczas gdy ona urabiała sobie ręce po łokcie. Jej znajomi mówili wówczas, że bardzo się zmieniła. Dawniej była radosna, teraz stała się kłębkiem nerwów.

Francuz naciskał na założenie rodziny. Przypominał, że on ma już 40 lat i że to najwyższy czas na dziecko. Pani Ewelina zaś odpowiadała, że jest jeszcze za wcześnie; że jeszcze tak dobrze się nie znają. Inna sprawa, że z racji swoich problemów zdrowotnych musiała przejść kilka operacji, żeby móc w ogóle myśleć o potomku. Ale w końcu się udało. – Emilka jest prawdziwym cudem – podkreśla dumna mama.

Chwilę wcześniej Jimmy odnowił kontakty ze swoimi znajomymi i znalazł zatrudnienie. Gdy więc dowiedział się o ciąży, zareagował bardzo nerwowo: „Teraz, gdy ja znalazłem pracę?!”

Mimo że wkrótce miało się pojawić tak upragnione dziecko, jego ojciec coraz rzadziej bywał w domu. A gdy się pojawiał, sukcesywnie – i po kryjomu – zabierał swoje rzeczy. – Zachował się naprawdę podle – wspomina pani Ewelina. – Zostawił mnie przed Wielkanocą. Przez całą ciążę, która była zagrożona, się nie pokazywał, nie dzwonił. Potem w sądzie opowiadał, że przecież dał mi mikrofalówkę.

Podobnie zachowywali się jego rodzice.

Narodziny Emilki i powrót do ojczyzny

Emilka urodziła się pod koniec października 2014 r. we francuskim szpitalu. Kilka dni po porodzie w placówce – ni stąd, ni zowąd – pojawił się ojciec dziecka. Podał się za… brata pani Eweliny. – Nie wpuściłam go – opowiada matka.

Jak się później okazało, Jimmy przyjechał do szpitala z plikiem dokumentów. (O tym wszystkim pani Ewelina dowiedziała się dopiero na pierwszej rozprawie w trybie haskim). W dokumentach życzył sobie, żeby dziecko, od razu po urodzeniu, mieszkało tydzień u niego, tydzień u matki. Zaklepał sobie też wizyty Emilki we wszystkie święta i wakacje, a także zażądał dla pani Eweliny zakazu opuszczania kraju. – Już w lipcu Jimmy i jego rodzina przygotowywali sprawę przeciwko mnie – mówi mama Emilki. (Pierwsza adwokatka, Francuzka, którą poleciła Polce jej była szefowa, stwierdziła, że żądania ojca to bezczelność. Tyle że pomoc tej mecenaski, zdaniem bolesławianki, przyniosła więcej szkody niż pożytku).

Pani Ewelina miała już dosyć tej perfidii. Bała się, że we Francji zostanie sama jak palec. Niewiele się zastanawiając, spakowała się i wyjechała z córką w nocy. Jak sama mówi, chyba Opatrzność czuwała nad nią i nad jej dzieckiem. Autostrada była tamtej nocy niemal zupełnie pusta, obie Polki – matka i córka – bez żadnych przeszkód dojechały do domu. 5 listopada 2014 roku były już w Bolesławcu.

Kilka dni później przed francuskim sądem zapadł pierwszy wyrok. W orzeczeniu była mowa o tym, że i matka, i ojciec będą sprawować opiekę nad dzieckiem. I że pani Ewelina ma... zakaz opuszczania Francji.

Polka kontra francuski wymiar sprawiedliwości

Bolesławianka miała tydzień na złożenie apelacji. Ale co z tego, skoro o samym wyroku dowiedziała się dużo później. Natomiast partner ciągle przyjeżdżał z policją pod jej poprzedni, francuski adres, mimo że z całą pewnością miał świadomość, że pani Ewelina wróciła do Polski.

W 2015 r. kobieta znalazła adwokata, specjalistę od prawa międzynarodowego z Wrocławia. Gdy jednak zapoznał się z całą historią, przestał odbierać telefon.

Na szczęście w marcu zadania podjął się inny pełnomocnik, bolesławianin. Francuski sąd dostał wtedy informację, że matka przebywa w Polsce i że wszelką korespondencję należy przesyłać na polski adres. Co – jak się później okazało – niespecjalnie obeszło francuskich urzędników; nadal wysyłali pisma pod nieaktualny adres.

15 czerwca zapadł kolejny wyrok. Sąd we Francji pozbawił panią Ewelinę praw rodzicielskich. Bolesławianka na rozprawę się nie stawiła, bo po prostu o niej nie wiedziała. Po miesiącu, kiedy orzeczenie się uprawomocniło, pełnomocnik ojca Emilki wysłał do Polski informację o wyroku. Po francusku, bez żadnego tłumaczenia.

Pani Ewelina:

Na jakiej podstawie pozbawiono mnie praw rodzicielskich, skoro od momentu, kiedy dowiedziałam się o ciąży, sama wychowuję Emilkę?! Sama zapewniam jej ciepło rodzicielskie i godziwe warunki wychowawczo-opiekuńcze, a Jimmy – kompletnie nie angażując się w cały proces – tylko żąda, zastrasza, awanturuje się.

W sierpniu 2015 r. bolesławianka musiała stawić się na przesłuchanie w Prokuraturze Rejonowej w Bolesławcu. Podejrzenie? Porwała własne dziecko.

Potem były sprawy sądowe w ramach konwencji haskiej. Bolesławiecki sąd ustanowił kontakty ojca z dzieckiem. Ale – z uwagi na dobro Emilki – oddalił wniosek o wydanie mu córki. Pogląd ten podzielił zresztą Sąd Okręgowy.

Relacje z ojcem dziecka

– Każde spotkanie ojca z dzieckiem to był dla mnie horror – mówi pani Ewelina. Kiedy pierwszy raz, na prośbę sędzi z bolesławieckiego sądu, ojciec spotkał się z Emilką, już od domofonu zaczął wszystko nagrywać. Z ukrycia robił zdjęcia córce, a przed sądem skarżył się, że matka na to nie pozwala. Mówił do byłej partnerki: „ty siedź cicho, nie masz prawa istnieć”. Jak mówi mama, nie interesowało go to, że dziecko śpi czy że jest chore. Podkreślał: „To jest mój czas”. Ale tak naprawdę nie wykorzystywał dobrze danego mu czasu. Albo skracał wizyty, albo na nie się spóźniał. Samą Emilkę traktował przedmiotowo.

W trakcie wizyt mówił cały czas po francusku. Jak opowiada pani Ewelina, gdy został zapytany przez kurator sądową, czy uczy się języka polskiego, odpowiedział, że nie, bo Emilka jest Francuzką.

I to raczej Emilka organizowała i wymyślała zabawy w czasie spotkań z Francuzem. Bo ojciec – jak relacjonuje mama 3-latki – głównie siedział z telefonem albo tabletem. – Nie ma pomiędzy nimi więzi tata–córka – kwituje bolesławianka. Mało tego, w pewnym momencie Emilka zaczęła reagować na ojca alergicznie. I to literalnie. Właśnie wtedy, gdy zbliżał się czas spotkania.

W asyście kurator sądowej Francuz zapowiadał, że zrobi wszystko, żeby odebrać córkę matce. Raz popchnął panią Ewelinę na ścianę. Doznała urazu łokcia. Właście toczy się związana z tym zdarzeniem sprawa sądowa.

Od listopada 2016 r. ojciec już nie przyjeżdża do Polski. Twierdzi, że to przez panią Ewelinę, bo ta mu utrudnia spotkania. Ale nawet nie informuje matki dziecka, że nie zamierza się pojawić. Co więcej, powinien płacić alimenty, ale tego też nie robi. – Nawet nie pyta o Emilkę. Mimo to niczego córce nie brakuje – podkreśla mama. – Rozwija swoje pasje muzyczne, rytmiczne i plastyczne.

W kwietniu tego roku sąd francuski podtrzymał swój wcześniejszy wyrok, ponownie pozbawiając Polkę praw rodzicielskich. Bolesławianki na rozprawie nie było, tym razem z innego powodu. – Boję się tam jechać – wyznaje. – Wiele matek jechało i nie wracało do domu.

Zdaniem mamy Emilki, sprawie bardzo przysłużyłoby się to, gdyby bolesławiecki sąd wystąpił do tego francuskiego o przeniesienie jurysdykcji. – Sędzia referent stwierdził brak jurysdykcji polskiej, Sąd Rejonowy w Bolesławcu nie jest właściwy do rozpoznania tej sprawy. Zgodnie z rozporządzeniem Rady Europy – tłumaczy serwisowi istotne.pl Zdzisław Patreuha, wiceszef bolesławieckiego sądu. – Sprawa została wszczęta we Francji, tam zapadły rozstrzygnięcia. Właściwym do prowadzenia procesu jest sąd we Francji. I tam należy dochodzić swoich praw.

Pani Ewelina ma żal do naszego sądu o to, że nie próbował przenieść jurysdykcji do Polski.

Co dalej?

Co się zmieniło od tego czasu? Pojawiło się światełko w tunelu. Dzięki sędzi pracującej w polskim Ministerstwie Sprawiedliwości bolesławianka dostała we Francji obrońcę z urzędu. (Mimo że wcześniej tamtejszy wymiar sprawiedliwości traktował ją per noga. Skądinąd pani Ewelina zamierza podjąć kroki prawne, bo uważa, że była dyskryminowana przez francuski sąd). Co więcej, bolesławiance pomaga wiele osób. I przyjaciele, i członkowie rodziny.

Co nie zmienia faktu, że Ewelina Niewiadomska nadal jest kłębkiem nerwów. Cały czas boi się, że Francuzi będą chcieli siłą odebrać jej Emilkę, z która jest naprawdę mocno związana. – Nie dam jej krzywdy zrobić! Nie dam jej sobie odebrać! – podkreśla. – Nie pozwolę, aby była traktowana jak rzecz. Bo ona nie jest rzeczą!

Do tematu wrócimy.

Reklama