Dla mnie wybory to mój obywatelski obowiązek i uważam, że pójście na nie ma sens. Jak w przypowieści o krabach i ratującym je mężczyźnie. Morze na brzeg wyrzuciło miliony krabów, a mężczyzna szedł brzegiem i wrzucał je na powrót do wody. Przyglądający mu się człowiek spytał: „Po co to robisz? Jest ich miliony, to nie ma sensu, nie uratujesz wszystkich”. A mężczyzna schylił się, podniósł skorupiaka, wrzucił do morza i odpowiedział: „Dla tego jednego ma to sens”.
Pójdę na wybory, bo dla mnie ma to sens i dla tego jednego kandydata też. Nie zmienię polityki, ani Polski. Nie zmienię ludzi, którzy ją tworzą, ale dokonam świadomego wyboru. Nie stanę z boku w fałszywym przeświadczeniu, że moja bierność coś komuś da do myślenia, albo kogoś ukarze.
Nie mamy idealnego kandydata. Prawda. Ale ktoś z was wierzy, że taki kiedykolwiek się pojawi? Ja nie mam złudzeń. Wybór jest między Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim. I ja wybieram jednego z nich.
Dlaczego Komorowskiego? To mój osobisty wybór. Dlatego, że podpisał konwencję antyprzemocową. Dlatego, że na jego „Marszu dla Niepodległej” 11 listopada nie ma kiboli, Młodzieży Wszechpolskiej i oszołomów krzyczących antypaństwowe, agresywne hasła. Dlatego, że nie będzie z premedytacją wygrzebywał co roku z grobów ofiar katastrofy smoleńskiej i może uda mu się zapewnić tym ludziom, i ich rodzinom, święty spokój. Tyle mi wystarczy.
A wy co myślicie? Idziecie na wybory?
Grażyna Hanaf