Kamery rozmieszczone zostały na podstawie mapy czarnych punktów w mieście, sporządzonej przez policję. Strażnicy miejscy obserwują m.in. bolesławiecki rynek, place Piłsudskiego i Popiełuszki, osiedle Kwiatowe czy skrzyżowanie ulic Cieszkowskiego i Staszica. Kamery pracują całą dobę, siedem dni w tygodniu. Centrum obsługi znajduje się w komendzie straży miejskiej przy ul. Mikołaja Brody.
Obsługą monitoringu zajmują się trzy osoby. „Wszystkie kamery działają” zapewnia Emil Zając, komendant Straży Miejskiej w Bolesławcu. Jeżeli któraś z nich ulega uszkodzeniu, firma serwisująca montuje w tym miejscu kamerę tymczasową. Strażnicy nie obserwują jednocześnie obrazu ze wszystkich 16 kamer. Tym niemniej obraz z każdej z nich jest rejestrowany i może stanowić dowód w sprawie. „Zdarza się, że policjanci proszą o możliwość przejrzenia monitoringu” mówi komendant. Zdaniem Emila Zająca, fakt, że takie prośby zdarzają się raczej rzadko, świadczy o tym, że monitoring spełnia swoją funkcję prewencyjną. Jednak w ilu sprawach był kluczowy dla materiału dowodowego – nie wiadomo. Ani policja, ani straż miejska nie prowadzą takich statystyk.
Nie znaczy to jednak, że strażnicy miejscy mają mniej pracy. W tygodniu interweniują kilkanaście razy, głównie w sprawie wykroczeń. Te najczęściej popełniane to: spożywanie alkoholu w miejscach publicznych i śmiecenie. A jeśli schwytany na gorącym uczynku się wypiera – strażnicy dysponują obrazem z kamery.
Miesięcznie gmina miejska przeznacza na obsługę monitoringu 7-8 tys. zł. Ale, jak podkreśla Emil Zając, system spełnia swoje zadanie: „W miejscach, gdzie funkcjonują kamery, spada liczba popełnianych przestępstw”. Dzięki monitoringowi udało się zatrzymać kilku sprawców pobić, a także spowodować, że ze skrzyżowania ulic Cieszkowskiego i Staszica zniknęli myjący szyby.
A jakie zdanie na temat monitoringu mają Czytelnicy? Zapraszamy do dyskusji.
(informacja ii)