W wigilię mikołajek do Miasta Ceramiki dotarł wreszcie zamówiony węgiel. – Mikołaj nie był zbyt szczodry – kwituje prezydent Bolesławca Piotr Roman. Jak się okazało, Bolesławiec otrzymał 27 ton wspomnianego surowca, ale zapotrzebowanie mieszkańców było... niemal 30-krotnie większe, bo zamówiono ponad 700 ton.
I dopowiada: – Cieszy fakt, że to jest węgiel z polskich kopalni, ale martwi fakt, że tego węgla nie ma.
Przygotowania do tej operacji trwały od dawna. – Ja zadeklarowałem – wbrew opinii wielu samorządowców – że my jesteśmy gotowy: od strony technicznej, doświadczenia, możliwości terenu itd. – wylicza szef bolesławieckiego magistratu.
O tym, że to jednak nie miejska spółka ZEC będzie zajmować się tzw. rządowym węglem, prezydent dowiedział się od prywatnego przedsiębiorcy, właściciela składu. Ten ostatni został wyznaczony przez Polską Grupę Górniczą do tego zadania. – Dzisiaj to my musimy się tłumaczyć ludziom – stwierdza P. Roman.
Jak podkreśla włodarz Bolesławca, podobną sytuację mają okoliczne gminy. Co gorsza, właściwie nie wiadomo, kiedy ten problem zostanie rozwiązany. Bo magistraccy non stop dzwonią do PGG. Bezskutecznie. – Nikt nie odbiera telefonu – dodaje prezydent. – Oby nie było tak, że ludzie dostaną ten węgiel po sezonie grzewczym.
I zaznacza, że wie, że telewizja pokazuje składy wypełnione węglem po brzegi. Tyle że w rzeczywistości wygląda to zgoła inaczej. – Może chodzi o to, żeby to samorządy były winne tej sytuacji? – zastanawia się.
Oraz komentuje, że cała sytuacja przypomina sceny z kultowego „Misia”, znakomitej komedii Stanisława Barei, która pokazywała absurdy życia w PRL-u.