To zaiste magiczna świąteczna historia. Tadeusz Załęga, który w schronisku Polskiego Czerwonego Krzyża w Bolesławcu przebywał od 2004 roku, dostał mieszkanie socjalne i pierwsze święta spędzi we własnych czterech kątach.
Do schroniska trafił właściwie z ulicy. Nie miał rodziny, a jego tułaczka zaczęła się już w latach 90. ubiegłego wieku. Spał, gdzie się dało. Często pod chmurką. Ale gdy przyszła któraś zima, okazało się, że bolesławiecka placówka jest jedyną instytucją, w jakiej będzie mógł przebywać. Ta decyzja i ta instytucja, jak sam przyznaje, uratowały mu życie.
Danuta Zielińska, szefowa schroniska PCK w Bolesławcu, mówi, że pan Tadeusz jest jak członek rodziny. Chętnie zawsze pomagał w placówce, np. przekazując korespondencję czy robiąc drobne zakupy. Wiosną zawsze przynosił do schroniska pierwsze bazie. A gdy było ciepło, w placówce nigdy – i to właśnie za sprawą byłego już bezdomnego – nie brakowało świeżych kwiatów.
Jako że pan Tadeusz jest osobą niepełnosprawną i nie może dźwigać ciężarów, pracował jedynie dorywczo. (Niektórzy bolesławianie mogą go pamiętać z kina Orzeł, w którym dawnymi laty pracował jako operator). Nie było go stać na wynajęcie mieszkania. Na szczęście po 17 latach ma lokal socjalny, na który czekał bardzo długo.
Mieszkanie jest już urządzone, w czym pomogło i PCK, i koledzy ze schroniska (jeden z nich nieodpłatnie wymalował lokal), i nowi sąsiedzi. Jak przyznaje sama D. Zielińska, były podopieczny daje sobie radę. I jest to też minisukces bolesławieckiej placówki.
To zresztą nie pierwszy podopieczny schroniska, który stanął na nogi. Właściwie rok w rok zdarzają się takie sytuacje: niektórzy bezdomni udają się na terapię, część zakłada rodzinę. A niektórzy wyjeżdżają. I każda tego typu historia bardzo cieszy pracowników PCK.
Schronisko na pewno o panu Tadeuszu nie zapomni. Pewne jest zaproszenie na święta, na byłego podopiecznego czeka też paczka z żywnością.
Sam zainteresowany marzy tylko o tym, żeby zdrowie mu dopisywało, tak aby mógł mieszkać u siebie jak najdłużej.