70-latkowi, osobie z niepełnosprawnością, woda cieknie z sufitu. Spółdzielnia milczy

Plamy na suficie
fot. Czytelnik W poniedziałek wysłaliśmy Spółdzielni pytania, nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
istotne.pl 183 trzebień, mieszkanie

Reklama

Zadzwonił do nas Czytelnik, najemca lokalu przy ulicy Świerkowej w Trzebieniu, który zgłosił, że od 27 września 2023 roku leje mu się z sufitu. Zgłaszający jest osobą z niepełnosprawnością, nie może chodzić, porusza się na wózku inwalidzkim. I zaraz podkreślił, że płaci czynsz, regularnie wpłaca pieniądze na fundusz remontowy.

Mężczyzna powiedział nam, że zgłaszał sprawę Spółdzielni Pod Świerkami. Najpierw przyznano mu 200 zł na usunięcie tej usterki. Gdy uznał, że jest to niewystarczająca kwota, odwołał się i wówczas usługę wyceniono na ponad 600 zł.

Po malowaniu rzeczywiście przez jakiś czas nie ciekło. Potem znów zaczęło – na suficie pojawiły się dwie plamy. Teraz jest ich jeszcze więcej. (Co widać na zdjęciach z ubiegłej soboty). Najemca poinformował nas, że w nocy z 9 na 10 lutego 2024 r. zalało mu cały narożnik; z powodu cieknącej z sufitu wody musiał spać w pozycji siedzącej, a w lokalu – podkładać miski.

Co więcej, mieszkaniec Świerkowej powiedział nam, że od prezeski Spółdzielni Ireny Nawrot usłyszał, że nie ma pieniędzy na usunięcie usterki. I że prezeska przestała odbierać telefony zarówno od niego, jak i od właścicielki mieszkania.

Mało tego, prezeska – jak mówi 70-latek – oskarża go o to, że jest osobą, która szkodzi dobremu imieniu Spółdzielni. Miał też usłyszeć, że jeśli instytucja przegra w sądzie sprawę z wykonawcą, to właśnie nasz Czytelnik będzie ponosić konsekwencje finansowe.

W poniedziałek, 12 lutego – po interwencji zgłaszającego – do Trzebienia przyjechał właściciel firmy, która wcześniej zajmowała się rzeczonym dachem. Z relacji Czytelnika wiemy, że fachowiec nie miał nawet okazji sprawdzić, co jest nie tak; prezeska Spółdzielni zakazała mu wchodzić na dach.

W środę rozmawialiśmy z szefem tej firmy. Nie chciał się wypowiadać w materiale, ale potwierdził słowa naszego Czytelnika – rzeczywiście nie został nawet wpuszczony na dach, którym wcześniej zajmowała się jego firma.

12 lutego zadzwoniliśmy do prezeski Spółdzielni Ireny Nawrot, która najpierw powiedziała nam, że nie jest uprawniona, żeby z nami rozmawiać, i że nie wie, z kim rozmawia, mimo że od razu się przedstawiliśmy.

W trakcie dwóch rozmów z szefową Spółdzielni kilkukrotnie poprosiliśmy o podanie maila, żeby oficjalnie zapytać o tę sprawę. Usłyszeliśmy jedynie, że ma ten adres właścicielka mieszkania.

Koniec końców wspomniany adres mailowy podał nam zgłaszający. W ubiegły poniedziałek wysłaliśmy Spółdzielni pytania, nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Co z dachem i lejącą się wodą – nie wiadomo. Do tematu wrócimy.

Reklama