Baner jednego z kandydatów w wyborach samorządowych zasłaniały wybujałe krzaczory. Nie uszło to uwadze nocnej brygadzie zagospodarowania zieleni miejskiej. Chłopaki przybyli samotrzeć. Jeden z piłą, dwóch w obstawie. Wszyscy ubrani na czarno. Ten z piłą przyciął zgrabnie krzaczki na szerokości baneru, niepomny na głos bolesławianina zachęcającego, by ściął już wszystko, cały żywopłot, by było równo.
Ale widocznie nie miało być równo, a widocznie. Szczególnie że widoczny miał być zacny kandydat.