W pobliżu Młodzieżowego Domu Kultury znaleziono w ziemi dwa szkielety. Były oddalone od siebie o około 3 m. Zakopano je dość płytko. Przypuszcza się, że to szczątki kobiety i mężczyzny. Obok jednego z ciał znaleziono metalową spinkę od biustonosza. Zwłoki prawdopodobnie przeleżały w ziemi ponad pół wieku. Co więcej, okazuje się, że to nie pierwsze odkrycie tego typu w Bolesławcu.
To nie przypadek, że makabrycznego znaleziska dokonano właśnie w pobliżu bolesławieckiego domu kultury. Podczas drugiej wojny światowej w budynku obecnego MDK-u mieściła się bowiem kwatera gestapo, a zaraz po wojnie budynek zajęli ubecy. W jego kazamatach, w nieludzkich warunkach, Urząd Bezpieczeństwa przetrzymywał i brutalnie przesłuchiwał ludzi. "Wykorzystano to, co Niemcy już przygotowali: cele, teren ogrodzony drutem kolczastym" mówi Zdzisław Abramowicz, znawca dziejów Bolesławca. Znaleziona para to zapewne ofiary albo hitlerowców, albo komunistów.
Ponura tajemnica
Bezpieka przetrzymywała tam wrogów systemu prawdopodobnie do końca lat 40. ubiegłego wieku. "Na pewno w 1949 r. byli tam jeszcze więzieni ludzie, ponieważ w piwnicy wydrapane są daty" tłumaczy Abramowicz. To, że przetrzymywano tam Polaków, nie podlega dyskusji. W celach znaleziono wyłącznie napisy w języku polskim, a któryś z uwięzionych wyrył w ścianie – ledwo dziś widocznego – orła w koronie.
Domniemania entuzjasty historii naszego regionu potwierdziła zresztą nieżyjąca już kobieta z Nowogrodźca, która przeżyła w podziemiach budynku kilkanaście dni. "Mówiła, że w tej celi było strasznie ciasno. Że niektórzy mdleli. Słyszała przerażające wycia. Widziała raz skatowanego człowieka" opowiada Zdzisław Abramowicz.
Ofiary kaźni
Okoliczności śmierci dwojga niedawno znalezionych – póki co – nie są znane. Potrzebna będzie opinia specjalistów. Na zwłokach brak jednak trwałych śladów przemocy. "W czaszkach nie ma śladów przestrzelin" zaznacza Abramowicz. "Ale jest informacja, że za budynkiem domu kultury stała prowizoryczna szubienica" dodaje.
Mężczyzny i kobiety nie pochowano w trumnach, tylko zakopano dość płytko w ziemi. W pośpiechu. Bez trumny, bez pochówku. Daje to podstawy, by przypuszczać, że są to szczątki więźniów, który zmarli podczas przesłuchań. "Ubecji potrzebne były informacje. Wiadomo, że oni też chcieli pokazać swą gorliwość" z goryczą stwierdza Abramowicz.
Stara sprawa, nowe fakty
O tym, że ofiary kaźni mogą być zakopane na tym terenie, Zdzisław Abramowicz mówił już cztery lata temu. Sprawa wówczas ucichła. Teraz znowu nabiera rozgłosu. Ludzie przyznają, że już wcześniej znajdowali szczątki ciał, guziki. "Przedwczoraj pojawił się u mnie chłopiec i powiedział, że trzy lata temu, kiedy bawił się z kolegami, zauważył brązową czaszkę w rowie" opowiada Abramowicz – "Twierdzi on z całą odpowiedzialnością, że ta czaszka miała z boku okrągły otwór wlotowy".
Czy i jak ofiary zostaną upamiętnione?
O makabrycznym odkryciu powiadomiono wrocławski Instytut Pamięci Narodowej. "Skala znaleziska jest dla nas sporym zaskoczeniem" powiedział portalowi Boleslawiec.org Krzysztof Szwagrzyk, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej wrocławskiego IPN-u. – "Dotychczas poszukiwaliśmy śladów zbrodni UB na Dolnym Śląsku i na Opolszczyźnie, ale nigdy nie udało się nam znaleźć tak dobrze zachowanego więzienia" dodaje naczelnik i zapowiada w Bolesławcu wnikliwe badania georadarem.
Może dzięki współpracy bolesławieckiej prokuratury i IPN-u uda się ustalić ponurą prawdę – kto zamordował tych dwoje? Czy odnalezione zostaną też i inne ofiary zbrodni totalitarnych? I czy historycy zdołają ustalić tożsamość choćby części z nich? Pytania te nie zmieniają faktu, że zbyt mało się o tym mówi. "Dla mnie osobiście smutne jest to, że po tylu latach nie doczekaliśmy się tablicy, iż była tutaj katownia" konkluduje Zdzisław Abramowicz. Podobnego zdania jest Krzysztof Szwagrzyk: "Staramy się znaleźć formułę, którą moglibyśmy zaproponować władzom Bolesławca, tak aby miejsce to stało się miejscem pamięci. To jest dla nas sytuacja wyjątkowa".
(informacja GA)