Strzępy historii

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Tak było...
Wszystko to zaczęło się w roku 1947. Od zakończenia II wojny światowej minęło wprawdzie już dwa lata, granice Polski dawno zostały też ustalone, jednak dopiero wówczas administracja polska w rzeczywistości rozpoczęła przejmowanie gospodarki od Widz wojskowych Związku Radzieckiego.
Przejmowana ziemia była opustoszała, zniszczona wojną rabunkiem i zwykłą ludzką bezmyślnością. Powoli narastała też świadomość potrzeby zagospodarowania wielkiego jej skarbu – surowców mineralnych.
Pierwszym formalnym posunięciem nowej polskiej administracji było powołanie z początkiem roku 1947 Centralnego Zarządu Przemysłu Mineralnego we Wrocławiu.
Na czele Zarządu stanęła Pani Anna Skalicka. W połowie roku powołano do życia, w większych miastach, przedsiębiorstwa dla odbudowy kopalń i wznowienia eksploatacji, niezbędnych dla rozwijającej się szybko gospodarki, surowców mineralnych. Nazwy przedsiębiorstw były ujednolicone. Wpierw występowała nazwa miejscowości w formie przymiotnikowej, następnie sakramentalnie powtarzające się słowa: "Kopalnie Surowców Mineralnych".
Powstały więc: Wrocławskie Kopalnie Surowców Mineralnych, Strzeblowskie Kopalnie Surowców Mineralnych, Jeleniogórskie Kopalnie Surowców Mineralnych, a między innymi również Bolesławieckie Kopalnie Surowców Mineralnych. Wiele tych nazw przetrwało pięćdziesięciolecie. Nasza bolesławiecka – nie.
Bolesławieckie Kopalnie Surowców Mineralnych wskrzesiły z wojennych zniszczeń liczne kopalnie, kopalenki i zgoła dołki eksploatacyjne okalających Bolesławiec złóż surowców ilastych. Nadawano im dźwięcznie brzmiące, zwykle dziewczęcymi imionami nazwy: "Barbara", "Janina", "Anna" (to właśnie Anna Skalicka), "Maria", a i o piastowskich męskich imionach nie zapomniano. Kopalnia "Bolko" jak dzielny książę królowała nad całością "haremu", a była to kopalnia największa i najważniejsza.
Dotrwała do dzisiejszych czasów odchodząc jako ostatnia, w glorii, na zasłużony odpoczynek. Nazwy były malownicze, rzeczywistość kopalń niezykle opłakana. Dawni gospodarcze, sławni wysoką cywilizacją i kulturą techniczną najwyraźniej nie przywiązywali wielkiej wagi do "glinianego górnictwa".
Pionierzy odwadniali i odbudowywali stare wyrobiska przystosowane wyłącznie do urabiania ręcznego oskardem i łopatą wyposażone w torowe wózki górnicze przepychane siłą mięśni człowieka. Czasem poczciwa górnicza szkapa stanowiła chlubę mechanizacji, nowoczesności i odrobinę ulgi w pracy górników. Wkrótce miało się też okazać, że "nowa władza ludowa" ma większe zmartwienia aniżeli modernizację przestarzałych kopalń surowców ilastych. A surowce, mimo wszystko, były dobre i bardzo potrzebne. Chodziło więc tylko o to, aby wzorem Pstrowskiego rąbać więcej i pchać szybciej, wszystko ku świetlanej przyszłości. Przyszłość zaś, w
a tak jest...
miarę upływu czasu jawiła się w coraz bardziej czarnych kolorach. Szybko wyeksploatowano najlepsze jakościowo partie złóż, coraz więcej trzeba było usuwać skały płonej aby wybrać cieniejące warstwy czystych iłów, wokół kopalń narastały szybko wysokie hałdy odpadów. Po niespełna 10 latach około roku 1956 sytuacja Bolesławieckich Kopalń Surowców Mineralnych wyraźnie wkroczyła w stan krytyczny.
Do złego stanu technicznego kopalń i zacofanych systemów eksploatacji dołączyły też dwie polskie zmory – biurokracja i reorganizacja. Centralny Zarząd rychło przeniesiono z Wrocławia do Warszawy, a następnie rozparcelowano surowce do rozmnażających się w zastraszającym tempie resortów (ministerstw) i zjednoczeń.
Bolesławieckie Kopalnie Surowców Mineralnych, popularnie BKSM, znalazły się w resorcie... budownictwa (?), a tamże w nowo utworzonym Zjednoczeniu Przemysłu Ceramicznego. Najwyraźniej pomylono szlachetne surowce ilaste, wyroby sanitarne, galanterię ceramiczną i porcelanę z cegłą (!) tak potrzebną do "odbudowy Warszawy". Takie drobnostki nie zwracały wówczas niczyjej uwagi, wpływały jednak bardzo wyraźnie na pogarszającą się sytuację bolesławieckiego zagłębia surowców ilastych.
Rok 1956 przyniósł pierwszą odwilż, nieco trzeźwiejsze spojrzenie władzy na sprawę szlachetnych surowców ceramicznych. W roku 1956 ówczesny Minister Budownictwa podjął też (historyczną) decyzję o "... uruchomieniu produkcji kaolinu krajowego...".
Dzisiaj można bez większego błędu ocenić tę decyzję jako spóźnioną o 10 lat. Wówczas było to "doniosłe posunięcie" decydujące o dalszym rozwoju polskiego przemysłu ceramicznego (!) Do pracy ruszyli geologowie. Pierwszym zadaniem było wytypowanie rejonów występowania złóż kaolinu w Polsce. Po dwóch latach było już wiadomo, że takich rejonów jest kilka i że dwa z nich są konkurencyjne: rejon Bolesławca oraz rejon Świdnicy. W typowo polskim stylu "naród się podzielił".
Gdy jeden chciał coś zrobić w Bolesławcu, drugo dowodził, że lepiej koło Świdnicy i odwrotnie.
Ostatecznie udokumentowano dwa największe w kraju i najlepsze jakościowo złoża: Maria III w rejonie Nowogrodźca i Kalno – Andrzej w rejonie Świdnicy.
Gigantomania ówczesnych lat zwyciężyła. Złoże Maria III okazało się największe w Polsce i jednym z największych w Europie. Cóż za doskonała kanwa do propagandy!
Oczywiście nikt w kraju nie wiedział jak się z urobku górniczego surowca robi kaolin. Podjęto przeto "szeroko zakrojone prace naukowe". Nikomu nie przyszło do głowy, żeby sięgnąć po wieloletnie doświadczenie renomowanych firm europejskich i światowych. To jeszcze nie były te czasy. Realnej jednak pomocy udzieliły wówczas Niemcy z tzw. Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Z doświadczonych Kemmlitz (dzisiaj Amberger Kaolin Werke) czerpaliśmy pierwsze wzory. Nie żyjący już dr Heinz Bautze, przeróbkarz o głębokiej wiedzy i ogromnym doświadczeniu pozwolił nam stworzyć pierwszą technologię produkcji kaolinu.
W roku 1963 wiosną ruszył pierwszy oddział Zakładu Przeróbki Surowców Ceramicznych. Jakkolwiek nie oceniać tych czasów był to moment ważny i przełomowy. Ciężar gospodarki surowcami ilastymi w Polsce pochylał się z wydobycia "za wszelką cenę" w kierunku przeróbki zmechanizowanymi metodami.
Wraz z uruchomieniem pierwszego oddziału podjęto projektowanie i budowę następnego. Drugi oddział wszedł do produkcji w roku 1973. W 1970 roku BKSM został połączony z zakładem produkcji kaolinu tworząc nowe wielozakładowe przedsiębiorstwo o nazwie "Zakłady Górniczo-Przeróbcze Surowców Mineralnych Surmin".
Przesiębiorstwo wchodziło w skład również nowo utworzonego kombinatu "Vitrocermin" i wraz ze Zjednoczeniem Przemysłu Szklarskiego i Ceramicznego w Kielcach i Ministerstwem Budownictwa tworzyło pierwszy szczebel monstrualnej drabiny administracyjnej gierkowskiej epoki lat siedemdziesiątych.
Podjęto też w wielkim pośpiechu projektowanie kolejnego zakładu kaolinowego o gigantycznej wydajności 200 tysięcy ton rocznie. Gigant nigdy nie powstał, ale przy jego projektowaniu została przełamana bariera "żelaznej kurtyny". Pracownicy "Surminu" zobaczyli europejskie zakłady kaolinowe. Rozczarowanie, świadomość opóźnienia technologicznego i kryzys drugiej połowy lat siedemdziesiątych przyszły jednocześnie.
Lata osiemdziesiąte były latami stagnacji i przetrwania. Z czysto administracyjnych względów nastąpiła kolejna "kosmetyczna" zmiana nazwy przedsiębiorstwa na Kopalnie Surowców Mineralnych Surmin, aby w epoce prywatyzacji po roku 1989 wchodząc w skład przedsiębiorstw XV Narodowego Funduszu Inwestycyjnego "Hetman" SA przyjąć dzisiejszą nazwę: Kopalnie Surowców Mineralnych Surmin-Kaolin Spółka Akcyjna.
Prywatyzacja w Programie Powszechnej Prywatyzacji nie miała charakteru czysto administracyjnego. Małe prymitywne lub wyeksploatowane kopalnie zostały zlikwidowane, z pozostałych wydzielono osobne przedsiębiorstwo. Załoga "Surmin-Kaolin" SA otrzymała ustawowe 15% akcji spółki.
Organizacja spółki znajduje się w stanie dynamicznych zmian systemowych. Dawną produkcję dwóch gatunków kaolinu rozwinięto do 12 gatunków o wyspecjalizowanych właściwościach. Przebiega proces intensywnego inwestowania i modernizacji produkcji, wdrażany jest system jakości ISO – 9002. Spółka w dobrej kondycji biznesowej wkracza w drugie pięćdziesięciolecie swojej historii.

Reklama