Co pisza o nas inni. Bank Spółdzielczy w opinii NIK

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

19 marca w numerze 67 "Trybuny" Cezary Rudziński opublikował obszerny artykuł pt. "Śladem NIK-owskich kontroli". Znalazł się w nim obszerny frag­ment dotyczący bulwersującego mieszkańców Bolesławca tematu nieprawidłowoś­ci i nadużyć w miejscowym Banku Spółdzielczym, w którym z niemałym trudem udało się zainteresowanym odzyskać własne oszczędności. Cytujemy fragment publikacji zatytułowany: "Wypłacali sobie sami".
"Delegatura NIK przeprowadziła kontrolę "skargową" (na podstawie wniesionych skarg – przypisek red.) Banku Spółdzielczego w Bolesławcu, ze szczególnym uwzględnieniem polityki kredytowej w latach 1990-94. Ustalono, że zarząd wraz z prezesem tego banku podejmował, za aprobatą ówczesnej rady nadzorczej, nie­jednokrotnie niekorzystne dla banku decyzje gospodarczo-finansowe, dotyczące zwłaszcza kredytów. Spowodowało to stratę ponad 96 miliardów st. złotych oraz wniosek prezesa NBP o upadłość banku.
Włos jeży się, gdy czyta się w jaki sposób pracowali ludzie odpowiedzialni za ban­kowe pieniądze. Zarząd udzielał kredytów w sposób wysoce nieprofesjonalny, przekraczając dopuszczalne ryzyko: bez analizy stanu majątkowego wnioskodaw­ców i rachunku ekonomicznego przedsiębiorstwa, na które udzielano kredytu – często już w dniu złożenia wniosku.
W dokumentacji kredytowej brak było niekiedy dokumentów, bądź były one bez podpisów i stempli, pełne nieścisłości, trafiały się nawet nie wypełnione formula­rze. "Zabezpieczeniem" często wielomiliardowych kredytów, była jedynie umowa kredytowa podpisana przez współmałżonków. Przyjmowano poręczenia osób spo­krewnionych z kredytobiorcami, a także zadłużonych. Nie przestrzegano zasady natychmiastowego zwrotu kredytu, gdy przeznaczany on był na cele inne niż za­warte w umowie. Kierownictwo tego banku bardzo troszczyło się natomiast o... siebie.
Przewodniczący Rady Nadzorczej zadłużony był na 6.340 milionów starych zło­tych, spłacił tylko 6% pobranego kredytu. Jego zabezpieczeniem była umowa, któ­rą podpisał wspólnie z małżonką. Prezes zarządu otrzymał kredyt na bardzo atrak­cyjnych warunkach spłaty. Jego zadłużenie w trzy miesiące po wniosku Prezesa NBP o ogłoszenie upadłości banku wynosiło 996 mln st. zł. Innemu członkowi zarządu, który zalegał ze spłatą 1.969 mln st. zł – udzielono kilkakrotnie ulg w spła­cie, a poręczycielami nowych umów dotyczących konwersji długu byli... pozostali członkowie zarządu.
W wystąpieniu pokontrolnym do Rady Nadzorczej Banku delegatura NIK wnios­ła m.in. o rozważenie możliwości dochodzenia na drodze sądowej odszkodowań od winnych poniesionych strat lub powiadomienie prokuratury o dokonanym prze­stępstwie. Ponadto – podjęcia bardziej radykalnych i skutecznych środków celem wyegzekwowania od dłużników należnych zaległości wraz z odsetkami".
Sprawa pozostaje daleka do finału. Będziemy do niej wracać na lamach "Głosu".

Reklama