O zegarze ratuszowym i Panu Kowalskim

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Do zegara na ratuszu tak się już przyzwyczailiśmy, że prawie go nie dostrzegamy. Po prostu jest, bo jak może być inaczej? I tylko czasami, jeśli się zegar zatrzyma i pokaże nie ten czas, mrukniemy sobie pod nosem: "zwariował, czy co?". A on nie zwariował, po prostu ptactwo nieoczekiwanie zrobiło w maszynie zegarowej gniazdo i mechanizm został zablokowany.
Ale tego normalny przechodzień nie wie, bo skąd ma wiedzieć? To tylko wie Pan Adam Kowalski usuwający przyczyny awarii cierpliwie i wyrozumiale, jak matka zmieniająca dziecku pieluchę. "Zaraz wszystko będzie dobrze" - powie do siebie po cichu, i rzeczywiście - zegar po krótkim czasie chodzi jakby nigdy nic. Jakby zapomniał o historii.
A z tym ratuszowym zegarem w czterdziestym piątym to było tak, że miał przedziurawione sporym pociskiem czoło, czyli tarczę.
Pierwszy burmistrz Bolesławca powojennego, Bolesław Kubik, nie zdążył uruchomić zegara. Zginął tragicznie i dziś pozostała po nim ulica.
Następny burmistrz Jan Franczak dogadał się z rzemieślnikami zrzeszonymi już w Cechu Rzemiosł Różnych, i rzemieślnicy jakoś ten zegar uruchomili. Zegar zaczął chodzić, ale co to było za chodzenie?
Pan Kowalski nie miał jeszcze na tyle czasu dla zegara: powierzono mu uruchomienie zakładów odlewniczych przy ulicy Polnej.
Ale w połowie lat siedemdziesiątych nie wytrzymał: kiedy koń-czył się właśnie remont wieży, poszedł do ówczesnego pierwszego sekretarza Ryszarda Awłasewlcza i powiedział: co z tego, że wieża i ratusz będą odnowione? A zegar? Co to za ratusz bez zegara. To zajmijcie się tym, Kowalski, a my wam pomożemy - powiedział pierwszy sekretarz, a słowo "pomożemy" było wtedy bardzo modne. Zegar zdemontowała fachowcy z "ampułek" i cała operacja, dzięki życzliwoścd ówczesnego dyrektora Adolfa Ziółkowskiego odbywała się w "Polfie". Roboty było dużo, na całe trzy miesiące.
Należało podorabiać skorodowane części, powymywać całe mechanizmy. "Polfa" zafundowała zegarowi nowe, nierdzewne blachy na tarcze, a "Elektronika" miedziane cyfry. Głównym chirurgiem tej niezwykłej operacji był oczywiście Pan Adam, krzątający się przy zegarze od wczesnych godzin rannych, do końca zmiany.
Po trzech miesiącach zegar powrócił na wieżę ratuszową, ale to Pana Kowalskiego jeszcze nie satysfakcjonowało.
Bo co to za zegar na ratuszu, jeśli nie wybija godzin? Nie było dzwonów, ani gongu na wieży, ale od czego pomyślunek? Dowiedział się Pan Adam, że jeleniogórski urząd telekomunikacyjny ma "do upłynnienia" stary wzmacniacz wielkości średniej komody, plus cztery głośniki. Uzyskał ten sprzęt i powlókł to wszystko na wieżę. Następnie przyniósł z domu ścienny, bijący zegar i podłączył mikrofon. No i zegar wybijał godziny, a nawet kwadranse.
Ludzie myśleli, że to zegar ratuszowy, a to ścienny zegar Pana Kowalskiego, bijący do mikrofonu. Ale to jeszcze nie koniec. Do pełnego szczęścia brakowało jeszcze hejnału z wieży ratuszowej. Ma swój hejnał Wieża Mariacka w Krakowie, dlaczego nie może go mieć Bolesławiec?
Hejnał skomponował Józef Dolecki (Jozo). Nagrali go na taśmę magnetofonową trębacze z orkiestry dętej w klubie "Chemik", a Pan Adam puszczał go po dwunastu uderzeniach przez wspomniany już wzmacniacz. Przyjezdni zatrzymywali się na rynku, zadzierali głowy do góry i mówili "no, no!". A Pan Kowalska prosił Pana Boga, aby taśma magnetofonowa nie zerwała się pod wpływem różnych warunków pogodowych, a jego ścienny zegar nie zaczął wybijać godziny parę minut wcześniej. Trzeba było wszystkiego dobrze pilnować. I tak było do kolejnego remontu wieży, gdzieś do początków lat osiemdziesiątych. Po zakończeniu remontu Pan Kowalski ponownie uruchomił zegar (chodzący do dziś), ale starego, zdezelowanego sprzę- tu nagłaśniającego nie było sensu już na wieżę wnosić, podobnie, jak magnetofonu z hejnałem (jeśli zegar nie wybija godzin, to i hejnał niepotrzebny).
Pan Kowalski czynił jeszcze swego czasu starania o odlanie dzwonów do wybijania godzin. Zebrał miedź i odpowiedni złom, ale odlew nie spełnił oczekiwań i wymogów sztuki ludwisarskiej nie miał tzw. tonu. Podobno władze miasta, po kompleksowym remoncie ratusza mają zamiar sprawić wieży dzwon z prawdziwego zdarzenia. Ma być również rozpisany konkurs na hejnał, chociaż można też wrócić da hejnału już istniejącego.
I to by było na tyle, jeśli idzie o zegar i jego wieloletniego opiekuna. Może jeszcze, na zakończenie kilka słów o tytułowych bohaterach. Najpierw o zegarze, bo starszy: widnieje na nim data 1885 r., a wykonała go firma C. Weiss w Gr. Glogau (Wielki Głogów?). Waga 1,5 tony! Zegar posiada urządzenie do wybijania godzin i kwadransów. Uruchomiany jest przez podciąganie 3 ciężarków, ważących po 120 kg każdy.
Pan Adam Kowalski jest nieco młodszy. Urodził się 24 grudnia 1907 roku. Skończy więc w tym miesiącu 85 lat! Jest aktywnym członkiem Towarzystwa Miłośników Bolesławca oraz członkiem, współorganizatorem i założycielem Koła Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej w Bolesławcu. Od wielu, wielu lat wspina się na wieżę ratusza, konserwuje i "popycha" zegar, do którego już tak przywykliśmy, że go prawie nie dostrzegamy. Pan Adam Kowalski robi jeszcze wiele innych, pożytecznych rzeczy dla miasta: min. fotografuje i dostarcza do naszego "Głosu" odjęcia zabytków, utrzymuje kontakty z Polakami na Ukrainie itd.
Z okazji urodzin i imienin życzymy Panu Adamowi dobrego zdrowia i niegasnącego entuzjazmu dla działania na rzecz miasta.

Reklama