Z dziejów miasta. Powrót żołnierza nad ziemię nadbobrzanską. Przemarsz 2 armii i I korpusu pancernego cz. II

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Mieszkańcy naszego miasta, byli żołnierze AK., choćby Adolf Emiljańczyk, Kazimierz Solkiewicz i wielu innych zostali w domach aresztowani przez NKWD; każdy skazany na 15 lat za służbę w Armii Krajowej. Gdyby stanęli do szeregów 1 lub 2 armii – uniknęliby cierpień i nędzy w sowieckich łagrach "Gułagu". Byli nieliczni, którzy pozostali w oddziałach AK i walczyli aż do śmierci z drugim okupantem.
Żołnierze 2 armii i I Korpusu Pancernego byli w wieku 17-60 lat. Połowa z nich to żołnierze września 1939 r., około 40% było żołnierzami Armii Krajowej lub ją wspomagali w różny sposób. Wszyscy oni, z uwagi na potraktowanie Armii Krajowej przez władze sowieckie, ukrywali fakt przynależności do AK. Wielu oficerów AK zmieniło nazwiska i ukrywało fakt służby w AK. Zdarzało się często, że w jednej kompanii strzeleckiej lub w baterii służyli ojciec i syn, niekiedy bracia, mieszkańcy jednej gminy, czy powiatu.
Rzadko docierały listy z domów lub do domów, gdyż poczty polowe funkcjonowały źle, a cenzorzy zatrzymywali wiele listów.
Z Wołynia, Podola i Pokucia docierały wieści okrutne; o szalejącym terrorze nacjonalistów ukraińskich, masowych mordach ludności polskiej. Ofiarą zasadzki padł gen. Watutin, dowódca I Frontu Ukraińskiego, którego zastąpił marszałek Koniew. Generał Watutin jechał samochodem pancernym, który to stał rozbity pociskiem działa! Żołnierze pojedynczo lub grupkami uciekali z bronią w ręku, aby bronić swoich rodzin. Schwytani byli na miejscu rozstrzeliwani. Ci, co na miejscu pozostali wstępowali do sowieckich tzw. Istriebitielnych Batalionów, broniących wsi polskich. Młode kobiety wywożono przymusowo do zakładów zbrojeniowych na Syberię, gdzie musiały pracować w niewolniczych warunkach. Kryły się więc, aby uniknąć wywózek.
2 armia i I Korpus Pancerny formował się na terenach położonych pomiędzy nową granicą polsko-sowiecką ustaloną w 1944 roku, a linią frontu, która jesienią stanęła na Narwi, Bugonarwi, Wiśle i Wisłoce. Poszczególne pułki i dywizje formowały się w miasteczkach, głównie wsiach, w ziemiankach, stodołach i oborach. Warunki zakwaterowania były fatalne. Łóżkiem była prycza z garstką słomy, koc zastępował cienki płaszcz bez podszewki. Poduszką był najczęściej łokieć. Żołnierz nosił na sobie letnią bieliznę i drelichowy mundur. Nie znał swetra. Skarpety zastępowały onuce, a but przepuszczał wodę. Zamiast plecaka żołnierz nosił rosyjski worek drelichowy, zawiązany na sznurek. Tradycyjny kociołek z blachy żelaznej zastępował menażkę. Żołnierz nie miał manierki. Zamiast niej dawano mu butelkę ze szkła, która zaraz się tłukła. A mrozy zimy 1944/45 były niezwykle wysokie jak wszystkie zimy wojenne. Dochodziło do minus 30 stopni i taka temperatura utrzymywała się przez szereg tygodni.
Na czapce żołnierz nosił orzełek z blachy miedzianej, bez korony, o dziwnym kształcie skrzydeł. Przypominał kurę, dlatego Rosjanie nie wiedząc, że to ma być orzeł, mówili o znaku na czapce "kuryca". Ponoć wzór ten wzięto z grobowca któregoś z książąt piastowskich, znajdującego się w katedrze płockiej. Zaraz po zakończeniu działań wojennych żołnierze zamienili bez rozkazu owe "kuryce" na wrześniowe orzełki. Rzemieślnicy masowo je produkowali, odsprzedając żołnierzom. I tak już pozostało. Władze orzełki te tolerowały, tylko sprawa korony była solą w oku. Kazano je spiłowywać. Ucinano je więc tylko trochę, aby dolna część korony pozostawała.
Niektórzy oficerowie sowieccy, którzy pełnili służbę w Wojsku Polskim (o nich w następnym rozdziale), nosili przy sobie cążki i gdy zauważyli na czapce przechodzącego żołnierza orła z koroną zrywali ją aby koronę uciąć całkowicie. W ten sposób przyjął się w wojsku nazwanym ludowym (jakby armia III Rzplitej była nie ludowa, narodowa!) przyjął się znak orła II Rzplitej na tarczy, lecz bez korony. Dziś powróciliśmy do Orla w pełnej krasie!
Wyżywienie 2 armii i! Korpusu Pancernego w czasie formowania na wschód od Wisły w okresie jesiennym 1994 roku było fatalne. Spleśniały razowiec lub także suchary rosyjskie. Na obiad zupa z kaszy, tradycyjnie i codziennie ze "słodkami" – zmarzniętymi ziemniakami. Na śniadanie i kolację suchary i półkilogramowa (na całą drużynę, tj. 10 chłopa) puszka doskonałej świnnoj tuszonki produkcji USA z przeznaczeniem dla armii sowieckiej. Gdyby nie ta konserwa i puchy smalcu, armia sowiecka zmarłaby z głodu. Napojem była herbata i cukier wydzielany przez szefów kompanii w małej szczypcie i sypany do ... dłoni, w mikroskopijnej ilości. Podobnie, jak ową świńską tuszonkę szefowie kompanii musieli cukier zaoszczędzić dla siebie i oficerów. Albo też na wymianę na bimber produkowany w każdej niemal wiejskiej chacie.
Kuchnie polowe o zaprzęgach konnych miały tylko jeden kocioł. Albo gotowało się zupę, albo gorącą wodę pa herbatę...
d.c.n

Reklama