Kołobrzeska wiktoria Franciszka Zielińskiego

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

- To największe wojenne zwycięstwo polskiego żołnierza – twierdzi chorąży sztabowy w stanie spoczynku FRANCISZEK ZIELIŃSKI, przed 50 laty zdobywca KOŁOBRZEGU i świadek ZAŚLUBIN POLSKI Z MORZEM, dziś wciąż operatywny i dynamiczny prezes Koła Związku Kombatantów RP przy ZCh "Wizów" w Bolesławcu. – Bitwa o miasto-twierdzę trwała bez przerwy 10 dni i 10 nocy od 8 do 18 marca 1945 roku. W płaskim terenie przełamywaliśmy trzy pasma niemieckiej obrony, wzmocnione salwami okrętów wojennych bijących po nas z morza. Hitlerowcy mieli okrutny rozkaz: nie poddawać się Polakom, walczyć do ostatniego naboju. Strzelali nam prosto w twarze z 4-lufowych sprzężonych "plotek", które w innych warunkach służyły do obrony przeciw samolotom. Tego nie można sobie w żaden sposób wyobrazić, to było piekło: huk wystrzałów, wybuchy, fontanny ziemi, powietrze gęste od prochu, rozszarpywane w strzępy ludzkie ciała, krew, skręcone żelastwo, podziurawione domy, bunkry, piwnice, kikuty kominów i śmierć czająca się w każdym zakamarku, powietrzu. I my – żołnierze wtuleni w gorącą ziemię, ksztuszący się kurzem, dymem, nie odczuwający bólu ran, zmęczenia, chociaż skrajnie wyczerpani, wykrwawieni ...
Chyba najbliższy prawdy był film "Jarzębina czerwona": bez koloryzowania, bez zbędnego patosu, pokazujący wysiłek walki, ludzki strach i bohaterstwo, tragizm okrutnego losu, kiedy aby żyć – trzeba było po prostu zabijać, przechytrzać wroga, wcześniej niż on strzelić czy rzucić granatem. Jak okrutne były to zmagania – zaświadczają polskie żołnierskie mogiły na kołobrzeskim cmentarzu, las krzyży i pamięć, która wciąż trwa. I smutek, zaduma i ból, który doskwiera w pamięci po stracie przyjaciół nawet w pół wieku po tamtym dramacie.
W Bolesławcu i okolicy żyje tylko 3 bohaterów walk o Kołobrzeg: Pan Franciszek, żołnierz 4 Pomorskiej Dywizji Piechoty im. Jana Kilińskiego, mjr w st. spoczynku Antoni ŚW1ERZEWSKI, który szturmował twierdzę w 3 dywizji piechoty i st. sierżant, inwalida wojenny Józef PUŹ z 6 pułku artylerii lekkiej (PAL). Każdy dzień boju tkwi im w pamięci, o wszystkim mówią z zadziwiającą precyzją. Oddajmy głos kronikarzom dziejów i dramatycznych wydarzeń, które były cząstką ich powikłanego losu. Mówi Franciszek ZIELIŃSKI:
- W czasie przełamywania Wału Pomorskiego byłem zastępcą dowódcy plutonu do spraw liniowych. To nie spacer, nie brawurowa szarża, a twarda, bezkompromisowa walka ze wściekłym przeciwnikiem, uzbrojonym po zęby, wstrzelanym w teren, profesjonalistą zaprawionym w boju od paru lat. Na wojnie nie ma litości, a pomyłka zawsze znaczy rany lub śmierć. Mieliśmy skuteczną broń, także artylerię, zatem żołnierski mozół, chłód i krew przynosiły bojowy sukces. Szlak żołnierskiej chwały zawsze znaczą mogiły, nie mogło być inaczej. I nie brawura o tym decydowała, chociaż nie brakowało nam odwagi i determinacji. Smutny, okrutny, nieludzki szlak chwały. Nie mieliśmy wyboru, to był czas wystawiania rachunku za lata krzywd i upokorzeń. Walczyliśmy, niszczyliśmy niemiecką obronę, parli do przodu. Szliśmy ku morzu.
W Kołobrzegu byłem już szefem kompanii. To była ciężka walka bez chwili wytchnienia. 12 pułk nacierał poprzez park aż do rozpaczliwie, ale skutecznie broniącego się portu. Po krwawym natarciu z I kompanii zostało zaledwie 28 żołnierzy. 16 marca zginął dowódca kompanii por Andrzej Krasnopolski. 18 marca przed południem Kołobrzeg został zdobyty. Zwycięską bitwę okupiła śmierć ponad tysiąca polskich żołnierzy i 400 Rosjan. Przeraźliwe żniwo śmierci. Niemcy ulegli szalonej, ale zwycięskiej, upartej, wielodniowej, krwawej szarży Polaków. Odpłynęło w głąb Bałtyku l l okrętów nieprzyjaciela, rozgromiony został 10 korpus SS, a generał von Krappe wzięty do niewoli. 12 tysięcy niemieckich żołnierzy nie wytrzymało starcia z naszymi. Doszliśmy do morza, przywracaliśmy Polsce Bałtyk, kapral Niewidziajło wrzucił w szare fale symboliczny pierścień. To było wielkie i piękne przeżycie, wzruszające, wyciskające łzy z oczu. Kołobrzeg nasączał się polską krwią – w znaczeniu dosłownym. FRANCISZEK ZIELIŃSKI mówi wprost:
-Już nie będzie żadnego jubileuszu z naszym udziałem, nas po prostu zabraknie. Komu zależy na złagodzeniu, wykrzywieniu czy sfałszowaniu obrazu wojennej hekatomby zniszczeń, cierpień, krzywd i przelanej krwi? Jak można nie mówić młodemu pokoleniu Polaków o największej – zwycięskiej – bitwie polskiego żołnierza o przełamanie Wału Pomorskiego i Zdobyciu Kołobrzegu? My jeszcze przecież żyjemy, my poświadczamy prawdę o tamtych dniach, to cząstka naszych życiorysów. Nie chcemy zaszczytów, nie domagamy się żadnych przywilejów, nie budujemy sobie pomników żołnierskiej chwały. Chcemy tylko przywrócenia pamięci – autentycznej, niezafałszowanej – o tamtym zwycięstwie, które przecież przybliżało do wolności. To nakaz zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości i historycznego obiektywizmu. Chwała tamtych dni wpisała się w annały historii, bohaterstwo polskiego żołnierza było faktem, nie da się tego wymazać z narodowej pamięci. Pominięcie milczeniem tej wielkiej i krwawej wiktorii naszego oręża bardzo nas zabolało...
Smutne to, ale polegli w straszliwym boju o polski Bałtyk pozostali sami na kołobrzeskiej wojennej nekropolii. I tylko cicha Parsęta wspomina ich czyny. Dlaczego?

Reklama