Żołnierski szlak do Italii (4)

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

- Gdy się ma 16 lat i niewiele życiowego doświadczenia, chociaż pobyt na straszliwej ziemi wschodniego sąsiada pozostawił w świadomości okrutne i trwałe piętno -trudno znaleźć swoje miejsce na ziemi stwierdza rozmówca. – Wiedziałem, że trzeba walczyć o Polskę, iść do kraju ojczystego przez Czarny Ląd, szukać drogi prowadzącej do celu. Koledzy szli ochotniczo do Marynarki Wojennej, zgłosiłem się i ja. Grupa młodych ochotników została z obozu przetransportowana do miejscowości COJA w Ugandzie, położonej nad jeziorem Wiktoria. Tutaj powstał kolejny polski obóz cywilny, a dla nas zorganizowano specjalistyczne przeszkolenie wojskowe. Łatwo to sobie wyobrazić: potężny akwen, ciężkie łodzie, ciężkie wiosła, pływanie wśród mokradeł, dużo teorii i pierwszy atak groźnej tropikalnej malarii... Zaciskamy zęby, trwaliśmy bez skargi – z nadzieją wstępu na opancerzone oceaniczne kolosy i walkę z wrogiem.
Z COJI wyjeżdżamy po miesiącu do kolejnego obozu w MAKINDU. Tu uczymy się wojskowej musztry, poznajemy angielską broń i sposoby prowadzenia działań bojowych na lądzie. Wokół rozciąga się rezerwat dzikiej afrykańskiej przyrody, Anglicy często urządzają safari – polowania na zebry, żyrafy i nosorożce, zabierają do terenowych samochodów młodych polskich żołnierzy. Wreszcie w kuchni nie brakuje świeżego mięsa, busz zapiera dech w piersiach: wokół życie kipi i kotłuje się – jak w niesamowitym kalejdoskopie. Młodzi robią wypady tło Tangeru (Tanganika, dziś Tanzania), niedaleko góry Mcm (obok znanej góry Kilimandżaro) mieścił się kolejny polski obóz. Jazda pociągiem bez biletu ("na gapę"), ryzykowne wyprawy w głąb Czarnego Lądu, mrożące krew w żyłach przygody, pierwsza miłość 16-latka... To taki prawdziwie surrealistyczny sen, coś niepowtarzalnego, osobistego, nie do opisania.
Młodzi żołnierze nie przerywają szkolenia. Po paru miesiącach pada rozkaz: wyjazd na Bliski Wschód, tam formuje się 3 Korpus WP. Podróż do Mombasy, przesiadka na statek, wreszcie Port Said i CASSASIN koło Ismailli. Rozpalone słońcem piaski Egiptu, upały i suche powietrze którym trudno oddychać. Wojskowa komisja lekarska dokonuje pierwszej selekcji ochotników na front. Młody Eugeniusz nie ma postury marynarza: wojenna tułaczka po Azji i Afryce wychudziła ciało, zawiniła też przebyta malaria. Zapada decyzja: nie Marynarka Wojenna, ale przydział do piechoty zmotoryzowanej. Tutaj poznaje też kolegę i przyjaciela na długie lata – WŁADYSŁAWA ŚLIZA. Zwiążą się na dobre i na złe, razem przyjadą po latach do Bolesławca.
Zakopują się w pustynnych piaskach, trwa intensywne szkolenie. Im więcej wyleje żolnierz potu, tym mniej później w walce wsiąknie w ziemię krwi. Stara to brutalna prawda o wojnie. Ale młodym już się jawi Polska, ich kraj, ich ojczyzna. Rwą się do walki, nie znają ceny zwycięstwa, tragedii umierania, okrucieństwa śmierci. Są młodzi, to ich rozgrzesza. Wreszcie uroczysta żołnierska przysięga, która głęboko zapada w pamięć i serce. Są wreszcie polskimi żołnierzami, czekają na rozkaz wymarszu na front. Bezdomni tułacze po obcej ziemi – pójdą do Polski.
Ale wyróżniający się wśród rówieśników młody żołnierz trafia do szkoły podoficerskiej dla nieletnich. I chociaż pilno mu walczyć – nadal szkoli się w żołnierskim rzemiośle. Ledwie ukończył naukę -dopada go malaria i żółtaczka. Szpital w EL Kantara nad Kanałem Sueskim, długa rekonwalescencja, listy od przyjaciół, klepsydry po zabitych. Okrutne prawo wojny daje znać o sobie tutaj, w Egipcie.
Po wyzdrowieniu – podróż, transportem morskim do Włoch – z Aleksandrii do Toronto (południe Italii).Dwa spotkania z niemieckimi UBOT-ami, które skutecznie odpędza eskorta brytyjskich okrętów wojennych bombami głębinowymi. Z portu wędrują prosto do SAN BAZYLIO koło Bari. Zakwaterowani zostają w barakach, które przemianowano na "beczki śmiechu", bo młodzi ludzie – mimo dramatyzmu losów i sytuacji – mieli własne poczucie humoru. Tu spotkał RUDOLFA SKORUPĘ, fotografa-dokumentalistę, który później wiele unikalnych prac pozostawił w Bolesławcu. Awansuje na instruktora szkoleniowego i jako 17-latek uczy żołnierzy stanowiących uzupełnienie dla wykrwawiającej się w bojach armii. Słuchacze – to byli żołnierze niemieccy ze Śląska i Pomorza, którzy trafili tu jako dezerterzy lub jeńcy, z pochodzenia Polacy, ludzie starzy i młodzi, dziadkowie obok wnuków. Musztra, terenoznawstwo i minerstwo – to abecadło sztuki wojowania w tym czasie i taką wiedzę przekazywał podkomendnym pan Eugeniusz. Po zapoznaniu się z nowoczesną bronią angielską -wszyscy otrzymali indywidualne przydziały do frontowych jednostek bojowych. W pracę wkładał cały swój talent i pasę, ale czekał też na własny przydział na front, na wyrównanie rachunku krzywił i upokorzeń.
Stało się: rozkazem dowódcy trafia do 16 Pomorskiej Brygady Piechoty i zostaje wysłany w ramach uzupełnienia do walk w rejonie IMOLA. Oznacza to wcielenie w skład 5 Wileńskiej Dywizji Kresowej, o czym zaświadcza dumna naszywka wizerunku żubra na rękawie munduru. Swój bojowy szlak zakończył w Bolonii.

Reklama