O nowatorstwie pedagogicznym – inaczej (1). Pochwała dziecka

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Motto: "Caecus non iudicat de colore" (Ślepy nie wypowiada się o kolorach – rzymski aforyzm).
Prawdziwy pech bolesławieckiej szkoły z nr 8 w herbowej tarczy polega na tym, że funkcjonuje w nadbobrzańskim grodzie, a nie w Brukseli. I nie dlatego, że Bruksela jest nieformalną stolicą EWG, ale ze względu na poziom kultury pedagogicznej w tym mieście oraz istnienie trustu mózgów światłych, mądrych i odpowiedzialnych ludzi, znawców świata potrzeb i psychiki dziecka.
Pech drugi – integralnie powiązany z tym, co wyżej – to mizeria intelektualna szkolnego nadzoru, który do dzisiaj przypomina feudalną drabinę hierarchistycznych stopni przyporządkowania, a więc i zniewolenia ludzi twórczych, otwartych na innowację, odważnych. Obowiązujący tu szablon "urawniłowki" wyklucza istnienie osobowości, tłamsi oryginalność, zmierza do standaryzacji według pojęcia "średniaka".
Kto usamodzielni się i wzniesie ponad poziom – jest natychmiast karcony. To bezpieczny model zarządzania, preferujący przeciętność i spokój w ukształtowanych historycznie i hierarchistycznie oświatowych strukturach. W szkole nie ma miejsca na jednostki wybitne, szkoła musi być "normalna", szara, zwyczajna, musi modelować ex cathedra w pocie czoła postawę społecznego konformizmu
W długim wymiarze 38 lat nauczycielskiej pracy spotkałem tylko kilku światłych przedstawicieli pedagogicznego nadzoru wśród nich Kuratora Oświaty i Wychowania Karola Lisowskiego i wizytatora Danutę Superson z Jeleniej Góry. Współcześnie nie dostrzegam nikogo z ludzi tej klasy, a litość i grozę budzą dzisiejsi ideowi ortodoksi, którzy po prostu zniszczyli szkolny system edukacyjny. Oceni to kiedyś historia, tyle że zbyt późno dla współczesności...
Ale-ad rem. Szkoła to przede wszystkim dzieci, a nie nauczyciele, czy może – nie tylko nauczyciele. Za głoszenie tej "herezji" cierpiałem niełaskę oświatowych dygnitarzy przez parę dziesiątków lat nauczycielskiej kariery. Wybrałem z całą świadomością służbę dzieciom, pracę z nimi i dla nich i tak pozostało do końca, kiedy kolejna ekipa oświatowych dygnitarzy – ortodoksów poradziła mi przejście na emeryturę. Zwinąłem żagle, przyszła pora na uogólnienia doświadczeń.
Bolesławiec zasłynął – głównie poprzez prasę pedagogiczną – jako środek innowacji w zakresie realizacji pracy dydaktyczno – wychowawczej metodą środków zainteresowań. I chociaż była to inicjatywa własna, na wskroś oryginalna -uzasadnienia trzeba było szukać w historycznych wzorcach belgijskich, które nobilitowały przedsięwzięcie jako model empirycznie zweryfikowany w klasach początkowych brukselskich szkół. Można było czynić próby w Belgii, można iść tym tropem w nadbobrzańskim grodzie. Ale nie odwrotnie – na to nie było zgody w oświatowej hierarchii. Wybiegi i uniki pozwoliły mimo wszystko na stworzenie kompleksowego i unikalnego wzorca działań w skali całej szkoły, w czym miało swój udział powszechne przyzwolenie, zaangażowanie i akceptacja nauczycieli. Szczęściem pracował tu dobry i zgodny zespół skłonny do poszukania rozwiązań innowacyjnych, łaknący własnych, pogłębionych dróg dojścia do dziecka, stroniący od opozycji wobec śmiałych myśli i działań.
Co to jest zatem metoda ośrodków zainteresowań, zwana również metodą Decroly'ego? Pomysłodawca i twórca, Ovide DECROLY, żył w latach 1871-1932 i był belgijskim psychologiem, pedagogiem i psychiatrą. Po ukończeniu studiów medycznych rozpoczął pracę naukową w Berlinie, Paryżu a następnie w Brukseli, gdzie został w 1920 roku profesorem psychologii dziecka. Pracował początkowo nad wychowaniem dzieci odbiegających od normy w stworzonym przez siebie w 1901 r. Instytucje Nauczania Specjalnego w Brukseli; na swoich zdobytych tam doświadczeniach oparł z kolei założenia szkoły dla dzieci normalnych, którą stworzył w r. 1907. Szkoła ta stała się wzorem "szkoły aktywnej" wychowującej według dewizy Decoroly'ego "do życia przez życie". Stosowana w niej metoda ośrodków zainteresowań miała odpowiadać spontanicznym zainteresowaniom dzieci, a zarazem zaspokajać ich potrzebę aktywności i samorządności. Według tych założeń zreformowano wszystkie szkoły brukselskie w zakresie nauczania w klasach młodszych.
System dydaktyczny zastosował autor początkowo w szkole eksperymentalnej. Program pracy wychowawczej oparł na cytowanej już zasadzie "wychowania do życia przez życie". Na miejsce odrębnych przedmiotów nauczania wprowadził tzw. ośrodki zainteresowań, tj. tematy zajęć oparte na zainteresowaniach dzieci (analogia do współczesnego nam nauczania zintegrowanego, globalnego). W początkowym okresie nauki ośrodkiem zainteresowania jest samo dziecko, jego potrzeby, warunki życiowe, zabawy i zajęcia. Następnie zainteresowania przenoszą się na rozwój jednostki ludzkiej – od życia człowieka pierwotnego do okresu współczesnej cywilizacji. Poszczególne ośrodki każda klasa opracowuje według porządku obejmującego obserwację, kojarzenie w czasie i przestrzeni, wyrażanie konkretne i wyrażanie oderwane (abstrakcyjne). Metoda ta zdobyła wielki rozgłos w świecie, wywołała też pewien wpływ na reformę nauczania początkowego w Belgii.
W Bolesławcu szukaliśmy innych dróg i poszliśmy nowym torem znacznie dalej. Dodajmy, że sięgnęliśmy równocześnie do bezcennych myśli polskiego "Starego Doktora" Janusza KORCZAKA, co dokumentuje pamiątkowy głaz na szkolnej posesji "Ósemki". Cała koncepcja oparta została na wyeksponowaniu przez sztukę w klasach I-III, wychowania morskiego w klasach IV-VI i wychowania patriotycznego – obywatelskiego w klasach najstarszych, a więc VII i VIII. Stąd imię szkoły: BOJOWNIKÓW o WOLNOŚĆ ł DEMOKRACJĘ, które wyprzedziło o całą epokę późniejsze hasła głoszone przez "Solidarność" – identyczne w treści, eksponujące wartości uniwersalne, ważny składnik narodowej tradycji historycznej. Skojarzenie nazwy szkoły ze ZBoWiD-em ma tylko częściowe uzasadnienie, bo weterani zbrojnej walki o wolność Polski na frontach II wojny światowej okazali szkole wiele serca i pomocy, ofiarowując do zbiorów muzealnych Izby Pamięci Narodowej setki bezcennych – dziś już historycznych – pamiątek. Są tu dyplomy podpisane własnoręcznie przez gen. Maczka, żołnierskie mundury ze wschodu i zachodu, ziemia z pól bitewnych spod Tobruku, Monte Cassino, Lenino i z mogiły polskiego partyzanta z miejscowości Srbać (dawna Jugosławia), którą pobrali wychowankowie Tysiąclatki – już jako uczniowie bolesławieckiego Liceum – i przekazali z całym ceremoniałem młodszym kolegom w swojej "starej" szkole.
To zweryfikowany empirycznie dowód efektywności pracy wychowawczej, podobnie jak wykonany w piaskowcu relief – głowa żołnierza – wiarusa z I Armii WP, który ofiarowała była absolwentka jako studentka krakowskiej uczelni artystycznej. Piękne i wzruszające gesty, powrót do "swojej" ciepłej szkoły, drugiego domu – czyż może być większa satysfakcja dla wychowawcy i nauczyciela? Wszystko robiliśmy w tej szkole razem z dziećmi, z myślą o ich zainteresowaniach i potrzebach psychicznych, o ich satysfakcjach i przeżyciach, upodobaniach, tęsknotach i oczekiwaniach Zaświadcza o tym wykuta w miedzi tablica pamiątkowa, która zawisła jako motto i pedagogiczne credo przed pokojem nauczycielskim: "Dziecko to pełny człowiek, tylko bardziej bezbronny. " i podpis: Janusz Korczak, bo on tę złotą myśl sformułował i uwiarygodnił całym swoim ofiarnym ukochanym wychowankom.
A skąd kamienne tablice pamiątkowe, skąd pracowicie wykuwane w nich sentencje i nazwy? To juz zasługa Kardynała Tysiąclecia, Stefana Wyszyńskiego, który powiedział zdanie:
"Kiedy pamięć ludzka zawodzi -niech przemówią kamienie". Pozostały więc do dziś w szkole kamienne dowody dorobku, otwartej koncepcji innowacyjnej pracy pedagogicznej, która czeka na kontynuację i wzbogacenie. To zwłaszcza wyzwanie dla młodych nauczycieli. Ale o szczegółach – za miesiąc.

Reklama