Wielce Szanowni, Drodzy i Mili Państwo

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Czuję się zaszczycony zaproszeniem do wystąpienia na tej uroczystości w imieniu nie tylko kombatantów, lecz wszystkich tych, których los tak jak mnie skierował do nadbobrzańskiego grodu po latach wojny, tułaczki, ran i cierpień. Jak małe nasionko drzewa, które spadło na wzburzone wody rzeki i nurt niesie go daleko i długo, aż wreszcie uczepione brzegu zaraz wypuszcza korzonki, początkowo małe, które chwyciwszy się brzegu, zapuszczają się coraz głębiej i dalej, a z nich wyrasta potężne drzewo, którego czubek omiata obłoki. A nowe nasiona, spadające z tego drzewa dają początek nowemu losowi...
Występuję, może zabrzmi to nieskromnie, w imieniu tych, którzy począwszy od 1945 roku tworzyli historię tego miasta, a teraz dźwigają jej brzemię. Ostała nas już garstka, jej reprezentanci są na tej sali. Muszę w tym miejscu przeprosić w imieniu organizatorów tych obchodów, że nie wszyscy pionierzy tamtych pierwszych lat zostali tu zaproszeni, że część została zaproszona na poniedziałek po południu do klubu "Pegaz" na spotkanie pokoleń przybyłych tu osadników 1945 roku i urodzonych też tu w tym roku. Uroczystości dzisiejsze rozpoczynają długie w czasie obchody, które zakończy rocznica zwycięstwa, które było dla nas Polaków gorzkie bardzo i jak sądzę, każdy będzie mógł wziąć udział w którychś obchodach.
Niestety olbrzymia większość z tych, którzy tworzyli historię naszego miasta śpi snem wiecznym... Oddaliśmy im hołd z rana na Apelu Poległych i złożyliśmy kwiaty. Ale ich cienie są tu z nami, na tej sali... pokłońmy się więc pamięci Bieniaszków, Kumoszów, Skoczeniów, Kłossowskich, Wawrzynowiczów, Padewskich, Kuneckich, Fronczaków, Tyrankiewiczów, Gałkiewiczów, Wojciechowskich, Skorupów, Jamrozów, Bigosińskich, księży Gromadzkich, Lekawskich, Muchów i wielu, wielu innych, zasłużonych miastu.
Przeżyliśmy w tym mieście i ziemi bolesławieckiej pół wieku ! To szmat czasu nawet w dziejach, a cóż dopiero w życiu człowieka. A wydaje się, że to całe półwiecze mignęło jak rok, lub dwa !
Na ekranie naszych pamięci, osiadłych tu ludzi przed półwieczem zostały zapisane zdarzenia wciąż żywe i promieniujące jaskrawo... przesuwają się przed oczyma jak klatki taśmy filmowej, które mówią jak wtenczas było... nie miejsce i brak czasu żebym przedstawił chociażby strzępy tych wspomnień... Trzebaby na to wiele godzin...
Nie mogę pominąć wielkiej roli garnizonu bolesławieckiego i osadnictwa wojskowego w umocnieniu państwowości polskiej i zagospodarowaniu ziemi bolesławieckiej – przez te wszystkie lata! Nie zapomniał o tym (tak ceniony przez nas) ks. prałat Władysław Rączka dwie godziny temu w homilii w czasie Mszy. Św. Dzięki Mu za to. W Mszy dziękowaliśmy Bogu za to, że przeżyliśmy wojnę, że stworzyliśmy tu drugi dom rodzinny, w miejscu tego, który tam na wschodzie zostawiliśmy, chociaż tkwiliśmy tam korzeniami od wieków...
Małe ojczyzny, jak pisał Czesław Miłosz, są ograniczone, wrośnięte w przeszłość, zawsze bliskie jak własne ciało... zamiast ojczyzn przyznaje się narodom państwa, które są tworem mechanicznym... ciągnie dalej Miłosz. Ludzie tęsknią do małych ojczyzn, którymi było Podole, Wołyń, Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Grodzieńszczyzna, czy może Bośnia... W ostatnim półwieczu stworzyliśmy tu NOWĄ, MAŁĄ OJCZYZNĘ nad Bobrem! Ziemię bolesławiecką !!!
Powracam na chwilę do roli garnizonu w życiu miasta i ziemi bolesławieckiej. Kto pamięta pierwszą defiladę Wojska Polskiego w końcu maja 1945 roku przed garstką Polaków – każdy miał na rękawic opaskę biało -czerwoną. Wtenczas po raz pierwszy zagrano tu Mazurka Dąbrowskiego i rozległy się na wypalonym rynku marsze polskie. Jak dumnie, choć może nieporadnie prężyło się ok. dwóch tysięcy żołnierzy, jak szybko, kłusem przejechały armaty o zaprzęgach konnych, taczanki i szwadron kawalerii, aby narobić jak najwięcej hałasu w tym mieście, aby tym aktem przypieczętować powrót miasta do Macierzy ! Na tej sali widzę ich, żołnierzy, którzy w tej defiladzie maszerowali. Kto pamięta, jaką rolę odegrał Dom Żołnierza położony w centrum miasta, nazywany Meksykiem, z powodu burd urządzanych nam przez oficerów czerwonoarmistów ! Kto pamięta wiosną i latem 1945 dziwne defilady całego pułku, z bronią, lecz konie wojskowe o dziwo ciągnęły za sobą pługi, brony, siewniki, a w końcu lata żniwiarki!Oto wojsko wpierw rozminowało pola, aby potem 90% pól uprawnych całego powiatu, leżących ugorem – obsiać zbożem, a w końcu lata zebrać i ułożyć w stogi ! Omłotów dokonywali już przybywający osadnicy rolni.
Brak czasu nie pozwala rozwinąć tych spraw szerzej. Ale nie mogę pominąć jeszcze przemarszu nocą z 8 na 9 kwietnia całej II Armii. Żołnierze szli w chłodzie i słocie, w drelichowych mundurach, dźwigając na sobie wiele kilogramów wyposażenia... a marsze każdej nocy 50 km spod Wrocławia na front nad Nysą trwały wiele dni... Wielu z nich widzę na tej sali... Pochylmy głowy nad pamięcią blisko 40 żołnierzy polskich, poległych na ziemi bolesławieckiej, szczególnie we wsiach w czasie przemarszu przez naszą ziemię... ginęli też zaraz po wojnie od min, wypadków tragicznych, lub wymiany ognia pomiędzy patrolami polskimi i sowieckimi. Ich spopielałe kości spoczywają po ekshumacjach na bolesławieckim cmentarzu. Stały tam dziś wojskowe warty i złożyliśmy kwiaty...
W tym miejscu nasuwa się smutna refleksja o nazywaniu TEGO wojska armią nie polską, lecz polskojęzyczną. To prawda, że wojsko to było przedmiotem manipulacji politycznych, że oficerowie od średniego szczebla w górę byli nam obcy, byli to Rosjanie, prawdą jest, że wojsko to podlegało dowództwu armii czerwonej, tak jak na zachodzie dowództwom wojsk alianckich... Ale masy żołnierskie, młodsi oficerowie i wszyscy podoficerowie to byli Polacy i uważali, że służąc w tej armii, służą ojczyźnie... Wielu z nich przeszło sowieckie zsyłki i łagry...
Koniec o wojsku proszę państwa...
Jak i kiedy doszło do wtopienia się w jeden żywy organizm, bijący jednym polskim sercem tak wielkiej mozaiki etniczno – kulturowej grup osadniczych, przybywających ze wszystkich stron świata – Bóg jeden raczy wiedzieć! Nie wiadomo kiedy to się stało. Procesy osadnicze ziemi bolesławieckiej, przez nikogo nie zbadane, są niezwykle interesujące i skomplikowane. Posłuchajmy, skąd przybywali osadnicy... Jak w piosence wyśpiewanej przez Fettinga – szli na zachód osadnicy szlakiem Wielkiej Niedźwiedzicy, karabiny i rusznice zawiesili w cieniu drzew...
Pierwsi osadnicy to byli zdemobilizowani żołnierze 13-tego pułku kawalerii, który tu stanął garnizonem w końcu maja oraz grupa urzędników przybyła na początku maja 1945 z Kielecczyzny, która przygotowała administracyjne kadry urzędnicze dla Dolnego Śląska.
Po nich napływali osadnicy wojskowi różnych pułków starszych roczników zdemobilizowani w 1945 roku. Najbardziej zwartą, charakterystyczną grupą osadniczą byli osadnicy wojskowi z miasteczka Świrz na Podolu, służący w jednym z pułków II Armii. Żyli w tym miasteczku od wieków, w latach wojny toczyli nieustanną walkę obronną przed faszystowskimi oddziałami ukraińskimi, niekiedy broniąc się w kościele. Jakby żywcem przywieźli całe miasteczko, z proboszczem ks. Semenem, dzwonami, wyposażeniem kościoła, biblioteką, wyposażeniem wiejskiej straży pożarnej. Nie mogli przywieźć tylko budowli. Ich losy wojenne miały być tematem filmu dokumentalnego, ale gdy przyjechała ekipa filmowa, bohaterowie już spali snem wiecznym... Obrona przed wymordowaniem szpitala sowieckiego wojskowego, którą zorganizował proboszcz – to wprost fantastyczne zdarzenie.
17 września 1945 rankiem przyjechał z polskiego zagłębia naftowego w Drohobyczu i Borysławiu pierwszy transport repatriantów... wysiedli wystraszeni, niepewni swego losu, nikt ich nie witał, tak jak w maju nikt nic witał pułku powracającego z frontu, który, o czym mówiłem, odbył pierwszą defiladę. Wielu współbraci, z Drohobycza też, jest na tej sali. Zasłużyli się miastu bardzo.
Potem osiedlili się przypadkowo więźniowie hitlerowskich obozów, także jenieckich, w tym powstańcy Warszawy, przymusowo zatrudnieni w morderczych warunkach na robotach w III Rzeszy. Albo ich domy legły w ruinach, albo pozostały za kordonem... Wielu więc tu osiadło na stałe. Od wiosny 1946 przybywali masowo w liczbie ok. 16 tys. współbracia z Bośni, dzielni partyzanci, osiedleni głównie we wsiach. Dźwignęli naszą wieś z ruin, rozwinęli rolnictwo.
Za nimi napłynęli przesiedleńcy z biednego skalnego Podhala, z przeludnionej Rzeszowszczyzny. Nie zapomnę góralskich i rzeszowskich tradycyjnych weselisk, których scenariusz nie był napisany! Potem osiadła tu liczna grupa Polaków – górników Francji i Belgii – wywędrowali w latach międzywojennych za chlebem.
Nie zapomnę Polaka żołnierza armii chińskiej, przybyłego z żoną Chinką. Jego chińskie prawo jazdy złożone przezeń do wymiany przeleżało długie miesiące zanim znalazł się tłumacz mowy chińskiej.
Przybyli też pojedynczo bohaterowie walki na Zachodzie, którzy odrzucili propozycję osiedlenia się gdzieś za wielkimi morzami... też tu ich widzę.
Znalazło tu schronienie na lewych papierach wielu żołnierzy Armii Krajowej, ściganych przez UB... tu mogli się skryć. Wielu zmarło pod nieswoimi nazwiskami, inni ujawnili się po 1956 roku...
I na koniec przywieziono tu latem 1947 kilkadziesiąt rodzin łemkowskich...
Pamiętam, że każda rozmowa dwóch nieznanych dotąd mieszkańców naszego miasta zaczynała się zawsze od słów: Skąd Pan pochodzi? Po czym padała odpowiedź... Lwowiaków i Wilniaków poznawaliśmy zawsze po charakterystycznej gwarze i akcencie. Aż któregoś roku na moje tego rodzaju zapytanie padła odpowiedź młodego człowieka: Jak to skąd, przecież z Bolesławca! Głupio mi się zrobiło... już nikogo potem nie zapytywałem...
Lecz ostatnią grupą osadników byli repatrianci, w tym wielu żołnierzy AK, łagierników, z Rosji sowieckiej, osadzeni w Bolesławcu w liczbie ok. 80 rodzin. Przygotowano dla nich nowe mieszkania i miejsca pracy i ok. 120 rodzin osadzonych na wsi, w odbudowanych zagrodach wiejskich, które od 1945 r. stały pustką. Dostali ziemię, inwentarz żywy, martwy, pomoc kredytową bezprocentową...
Nie było innego powiatu na tych nowych ziemiach, który miałby tak bogatą osadniczą mozaikę etniczno – kulturową, z której zrodziła się nowa społeczność, wolna od uprzedzeń...
Dziwne, ale ludzie, jakby nie było obce sobie, byli niezwykle życzliwi, solidarni, tak chętnie sobie pomagali... a tych zjawisk tak nam dzisiaj brakuje...
Jak cieszyła nas każda odgruzowana ulica, które latami w każdą niedzielę wszyscy odgruzowywali, a rolnicy bez zapłaty wywozili gruzowiska. Jak cieszyła nas rozbiórka chlewni i obór, stojących w centrum miasta, w miejsce których stoją dziś wysokie bloki mieszkaniowe...
Kłaniać się trzeba pamięci pierwszych burmistrzów, starostów, przewodniczących rad narodowych, których zazdrościły nam inne powiaty... to im zawdzięczamy dzisiejszy obraz miasta, rozwój gospodarczy, powstanie nowych od podstaw fabryk!!! Umieli porwać społeczeństwo do ofiarnej pracy. Czas nie pozwala na podanie przykładów...
Wielce Szanowni Państwo... Już kończę, przekraczam limit mojego czasu !!! My, pionierzy Bolesławca, tak siebie nazywamy, innym razem opowiem skąd to określenie się wzięło, była gazeta "Pionier", spółdzielnia "Pionier" w Bolesławcu... odchodzimy z tego świata. Następna, kolejna okrągła rocznica, np. 60-lecie i dalsze powroty do Macierzy już nas tu nie zgromadzi. Odejdziemy ze spokojem o dalsze losy naszego miasta i gminy, które są naszą dumą... jego losy spoczywają w dobrych rękach, nowych, młodych rajców...
Julian Tuwim gdy był w naszym wieku, tak powiedział: "Starość nie jest taka straszna, straszne jest to, że będąc starym, jest się niekiedy wciąż młodym..." – co można powiedzieć o niejednym z nas, prawda panie Adamie Kowalski??
I już na poważnie ostatnie słowa...
Niech historia naszej nowej, małej ojczyzny, przedstawiona tak żywo w referacie i wystąpieniach przelewa się ku przyszłości. Wiedza historyczna to taka księga, co to uczy, jak też niesie zapowiedzi i nakazy. A okruchy wspomnień pionierów tej małej ojczyzny, naszych babć i dziadków doda smaku dziejom ostatniego półwiecza naszego miasta !!!

Reklama