Wszędzie, dosłownie wszędzie walały się ludzkie szczątki, a większość podpiwniczonych grobowców była otwarta. Najpierw, zgodnie z instrukcją Ryśka, bezskutecznie szukaliśmy złota, ale ciekawsze od złota okazały się resztki ubrań, kawałki trumien i przypadkowych akcesoria. Po kilku minutach Rysiek zawołał mnie z triumfem w głosie i pokazał kości ludzkie z kawałkami mięsa. Nad tym wszystkim latały tłuste kolorowe muchy. Widok był lepszy od martwej ropuchy, którą rano znaleźliśmy w ogródku. W rogu cmentarza było więcej ludzkich kości ułożonych w równych pryzmach. W następnym tygodniu widziałem na cmentarzu grupy robotników i wielką koparkę.
Pod gigantycznym dębem, chyba największym na cmentarzu, zauważyłem skromny grób z porcelanowym zdjęciem młodej dziewczyny ubranej na biało. Helga zmarła w 1898 roku, odczytałem na nagrobku: 17 Jahre Alt. Ładna. Rysiek skrzywił się tylko, był o rok starszy ode mnie, ale wiedział o świecie tyle, jakby był już dawno dorosły. Na pewno była dziewicą, zawyrokował tonem znawcy przedmiotu. Twoja ciotka mówi: Nie dasz chłopakom, to dasz robakom. A ona dała robakom i jeszcze drzewo z niej wyssało soki, zobacz jakie wielkie. Rysiek poklepał czule potężny dąb.
Dzisiaj w tym miejscu jest park miejski. Zauważyłem, że mieszkańcy nie korzystają z niego miejsca. Latem nie widać tu matek z wózkami, ot ktoś sobie skróci drogę do centrum i od czasu do czasu przemknie między wiekowymi drzewami.
Po latach ta wizyta na likwidowanym cmentarzem nadal tkwi w mojej pamięci i zmusza do myślenia. W 1945 roku przepędzeni z rodzinnych stron Polacy musieli osiedlić się w obcym, niemieckim mieście. Włożyć buty swoich poprzedników, zapalić w ich piecach i zacząć szlifować ich niezniszczalne bruki z piaskowca. Niemieccy mieszkańcy miasta wylądowali w wielkim głębokim dole, niczym odpadki z rzeźni. Zapłacili za zbiorowe szaleństwo, które ogarnęło ich wnuki w XX wieku, za nadanie honorowego obywatelstwa Adolfowi Hitlerowi w latach 30. XX wieku.
Teraz ich cienie błąkają się po mieście, przechodzą przez wielką bramę na rynek, włażą ludziom do kufli w ogródkach piwnych, czasem nieruchomiejąc na dźwięk znajomej mowy, artykułowanej przez głośnych turystów z Niemiec. Gdy latem pojawiam się w Bolesławcu, zawsze staram się, chociaż na chwilę, pójść do tego parku. Odnajduję wielki dąb, pod którym kiedyś leżała młoda Helga. Pamiętamy o niej: ja i to drzewo...
Stary Cmentarz Ewangelicki przy ul. Garncarskiej. W jego północnej części znajdował się średniowieczny kościół Św. Mikołaja wraz z cmentarzem parafialnym. W 1529 r. został rozebrany. Staraniem parafii ewangelickiej zbudowano na jego miejscu w 1791 roku kaplicę cmentarną, zniszczoną w 1813 roku. I ponownie odbudowana w 1819 roku. Od XVI do pocz. XX w. był to główny cmentarz bolesławiecki. Znajdowało się na nim wiele cennych zabytków, bezmyślnie zniszczonych po wojnie: renesansowe epitafia rodziny Holtzmanów, Walditzów, Rothlachów, Seifertów – wszystkie z poł. XVI w. szereg barokowych epitafiów, w tym rokokowy pomnik pastora Ambrosiusa Jaerschkyego (+ 1761). Cmentarz rozrósł się w kierunku południowym aż dodzisiejszej ulicy Willowej, przy której zbudowano kostnicę, w sąsiedztwie stojącej do dzisiaj stacji transformatorowej.
Więcej zdjęć na stronie: dolny-slask.org.pl