Tajemnicza śmierć w Breslau

Breslau
fot. Wikimedia Commons Dziś przenosimy się do przedwojennego Breslau, zahaczymy także o kilka innych miast. Historia, jaką chciałbym przedstawić, jest niewątpliwie wstrząsająca. Dotyczy ona morderstwa dwójki rodzeństwa: 10-letniej Eriki i 8-letniego Ottona. Zbrodnia ta nigdy nie została wyjaśniona, a o jej popełnienie oskarżono społeczność żydowską w Breslau.
istotne.pl 183 historia, wrocław, zabójstwo, paweł skiersinis

Reklama

Na wstępnie trzeba jasno zaznaczyć, że Wrocław po I wojnie światowej był miastem niebezpiecznym. Duża aglomeracja, która skupiała wiele zakładów przemysłowych, przyciągała różnych ludzi. Często osoby „spod ciemnej gwiazdy”, awanturników i rzezimieszków.

Tragiczne wydarzenia, o których wspomniałem, miały miejsce 5 czerwca 1926 roku. Dzieci państwa Fehse na prośbę dziadka udały się na Pocztę Paczkową po przesyłkę. Erika i Otton mieszkali w kamienicy niedaleko Koenigsplatz (dzisiejszy plac Jana Pawła II). Poczta była oddalona o ok. 30 minut spokojnego marszu. Po kilku godzinach nieobecności rodzice Eryki i Ottona zaczęli martwić się. Pierwsze informacje na temat dzieci były złe. Poćwiartowane zwłoki znaleziono nieopodal miejscowej politechniki. Na kolejne szczątki mieszkańcy Breslau natknęli się w Schleitniger Park (dzisiejszy Park Szczytnicki). Należały one do dziewczynki.

Rodzice i dziadkowie żyli jeszcze nadzieją, że ich pociechy tylko zaginęły i wciąż żyją. Niestety, dwa dni później, dziadek otrzymał tajemniczą przesyłkę, w której znajdowały się szczątki wnuczki.

Zabójstwo rodzeństwa Fehse wstrząsnęło miastem. Mieszkańcy plotkowali, snuli własne, często nieprzemyślane teorie. Od razu cień podejrzenia padł na Żydów, którzy mogli dokonać mordu rytualnego na bezbronnych dzieciach. Wrocławska policja nie brała jednak tego pod uwagę. Policjanci trzymali się sztywno faktów. Sprawą zajęła się wrocławska komisja morderstw. Z Berlina został sprowadzony słynny śledczy Ernest Gennet.

Śledztwo prowadzono bardzo drobiazgowo. Kilkakrotnie przeanalizowano trasę, jaką dzieci pokonały od domu w kierunku poczty. Ustalono, że ostatni raz widziano je na Dominikplatz. Dochodzenie było niezwykle trudne. Przede wszystkim uznany w świecie kryminalistyki śledczy miał utrudnione zadanie. W stolicy był znany, posiadał liczne kontakty. W Breslau było odwrotnie. Mieszkańcy byli nieufni i z góry przesądzili o winie żydowskiej społeczności. Pod tym względem Wrocław był miastem specyficznym. Dominowały tu ruchy prawicowe, a później nazistowskie. Wrocławianie po przegranej I wojnie światowej, tak jak większość Niemców, czuli rozgoryczenie. Nieopodal Wrocławia przebiegała granica z Polską. Powstanie nowego, państwa polskiego było szokiem. To właśnie we Wrocławiu i całym Dolnym Śląsku naziści wygrali podczas wyborów ogromną przewagą głosów.

Zostawmy na chwilę te tragiczne wydarzenia. Czym tak naprawdę był (lub jest) mord rytualny? Początkowo posądzano o takie czyny chrześcijan w starożytnym Rzymie. Od XII wieku zabójstwa na tle religijno-narodowościowym przypisuje się Żydom. Żydzi mieli zabijać bezbronnych chrześcijan, czyli dzieci, szczególnie chłopców (jako odpowiednik zamordowania Jezusa, o co oskarża się naród żydowski; pamiętajmy, że Żydzi odrzucili boskość Chrystusa). Z porwanych i zabitych dzieci mieli spuszczać całą krew, którą według różnych ludowych podań dodawali do macy (przaśnego chleba, pieczonego z mąki bez zakwasu). Smarowali nią oczy nowo narodzonych żydowskich dzieci. Wierzono, że dzieci te rodzą się ślepe jak kocięta, a chrześcijańska krew miała cudowne właściwości. Używano tej krwi do tamowania ran przy obrzezaniu, a także do czarów. Mało kto wie, że geneza mordów rytualnych wywodzi się z Wysp Brytyjskich. W 1144 roku zamordowano w Anglii Williama z Norwich. Oskarżono o to mniejszość żydowską, a mit mordów rytualnych rozlał się po Europie jak zaraza…

Takie wierzenia były dość powszechne także w XX wieku w Niemczech oraz Polsce.

Wracając do sprawy morderstwa Eriki i Ottona, to niestety, śledztwo niczego nie wykazało. Gennet owszem posiadał kilku podejrzanych, ale brakowało mu dowodów. Osiem lat później sprawą zajął się tygodnik „ Der Stuermer”. Pisano w nim m.in.:

Szczątki dzieci zostały znalezione na placu w Breslau. Ciała były zmasakrowane, pozbawiono je krwi. Brakowało genitaliów. Uważano, że sprawcą jest żydowski rzeźnik. Zniknął bez śladu.
[„Der Stuermer” 1934/32, http://www.tvn24.pl/wroclaw,44/makabryczna-zbrodnia-w-breslau-zabojstwo-chcieli-wykorzystac-nazisci,584665.html]

Artykułów nosił tytuł: „Mord rytualny w Breslau”. Faktem jednak jest to, że zabójstwo miało podłoże seksualne. W tym czasie zaginięcia dzieci były we Wrocławiu częstym przypadkiem.

Policja po raz drugi zajęła się niewyjaśnionym morderstwem. Ujęto dwóch podejrzanych: 35-letniego doktora Arthura Engela i 32-letniego Herberta Hoella – studenta z Czechosłowacji. Śledczy brali pod uwagę Hoella. W jego mieszkaniu znaleziono setki notatek z adresami i imionami dzieci. Na jednej z pocztówek odnaleziono zapiski dotyczący Eryki Fehse. Student nie przyznał się do winy, a policja dysponowała jedynie mało wiarygodnymi zeznaniami świadków i poszlakami.

Oskarżenia o żydowskie mordy rytualne były powszechne w całej Europie, także w Polsce. W roku 1926, dwa miesiące przed tragicznymi wydarzeniami we Wrocławiu, miał miejsce pewien incydent. Otóż w Radomiu dwóch Polaków próbowało podrzucić zwłoki do żydowskiej piekarni macy. W trakcie przenoszenia zwłok zostali ujęci przez policję, a niecny plan nie powiódł się.

Niestety, tyle szczęścia nie mieli kieleccy Żydzi. W 1946 roku ktoś rozpowszechnił plotkę o zamordowaniu 8-letniego chłopca. Winą obarczono Żydów. W wyniku pogromu zginęło 37 osób.

Podobne wydarzenia miały miejsce w Sandomierzu w XVIII wieku. W sandomierskiej katedrze po dziś dzień znajduje się obraz namalowany przez Karola de Prevot. Dzieło nosi tytuł „Mord rytualny”. Był on dowodem podczas procesu, w którym oskarżono oczywiście Żydów. Obraz de Prevot przypomina komiks. Poszczególne fragmenty ukazują kuszenie dzieci łakociami, ich sprzedaż, badanie, czy są zdrowe, i sam mord. Trudno sobie wyobrazić, że dzieło malarskie może być dowodem w sprawie. Takie to były jednak czasy.

Obraz Karola de Prevot przedstawiający rzekomy mord rytualnyObraz Karola de Prevot przedstawiający rzekomy mord rytualnyfot. Wikimedia Commons

Powyższe malowidło jest dość kontrowersyjne, bardziej jednak dyskusyjny jest sposób, w jaki próbowano poradzić sobie z tym „krwawym dziełem”. W latach 2006–2014 obraz został zasłonięty, a gdyby i to nie pomogło, postanowiono zakryć je dodatkowo drewnianymi płytami. Oficjalnym powodem takiego działania było przygotowanie obrazu do konserwacji. Był to niewątpliwie najlepiej przygotowany obiekt w Polsce. Pracę „przygotowawcze” trwały aż 8 lat. Obecnie obraz jest udostępniony zwiedzającym. Znajduje się obok niego tabliczka z wyjaśnieniem, że mordy rytualne nigdy nie miały miejsca i że jest to niezgodne z religią żydowską.

Historia Eriki i Ottona jest bardzo tragiczna i wielowymiarowa. Pokazuje jak łatwo szafuje się oskarżeniami bez pokrycia. Wynika to przede wszystkim z niechęci do społeczności żydowskiej. Czy mordy rytualne nigdy nie miały miejsca tego nie wiemy na pewno. Historycy nie są zgodni w tym temacie. Niektórzy dopuszczają taką możliwość. Być może nie wszyscy, a jedynie jakiś rodzaj żydowskiej sekty dokonywał takich nieludzkich praktyk. Nie zmienia to faktu, że są to jedynie spekulacje.

Kilka lat termu przeprowadzono ankietę wśród Polaków i zapytano ich o to, czy uważają, że rytualne mordy społeczności żydowskiej na chrześcijanach mogły mieć faktycznie miejsce. Wyniki były zaskakujące. Aż 10% Polaków uważa, że tak.

Warto jednak pamiętać, że ludzka podłość nie ma narodowości, a wszystkie krzywdy, jakie spotkały Żydów i Polaków z obu stron, są jedynie dowodem na to, że w każdym narodzie znajdą się osoby o zwichrowanym systemie wartości.

Jeśli ktoś z Państwa jest zainteresowany tą tematyką, to gorąco polecam przeczytać i obejrzeć „Ziarno prawdy”. Książka jest autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego, w zaś filmie w główną rolę wcielił się Rober Więckiewicz. Zarówno książka, jak i film doskonale oddają tajemniczość i grozę z czasów żydowskich pogromów.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Więcej na blogu Pawła Skiersinisa.

Reklama