Dariusz Miliński to malarz, który może o sobie powiedzieć, że jest kurą znoszącą złote jaja. Jego obrazy sprzedawane są na pniu podczas wernisaży w najbardziej prestiżowych galeriach. W Piwnicy Paryskiej, podczas spotkania autorskiego, opowiadał o swojej autobiograficznej książce "Urodzony na cmentarzu".
Malarz mówił bez skrępowania, z wielkim dystansem do siebie i z ogromną charyzmą o własnej sławie, powodzeniu, spełnieniu artystycznym i apetycie na życie. Opowiadał o swoim dzieciństwie, kiedy jako Indianin polował w lesie na kury, gdy uciekał z domu przed karą za wagarowanie lub złe oceny. Opowiadał również o braku obycia z dziewczynami, w których się na zabój kochał, ale wysyłał im zbyt nieśmiałe sygnały. "Ukradłem dla ukochanej czekoladę, dałem jej pod ławką, a ona czekoladę zżarła i dalej mnie nie kochała" opowiadał z uśmiechem artysta.
"Zapieprzam, bo świat mnie chce!" bez ogródek mówi malarz i autor książki. I to nie razi – jest szczere i świeże. Jest człowiek w Polsce, który cieszy się, jak dziecko, dobrym zdrowiem, sukcesem i rodziną. To zatyka dech w piersi w czasach, kiedy lepiej jest narzekać, nie robiąc nic, a już na pewno milczeć, że komuś coś się udało! Spotkanie obowiązkowe dla malkontentów i pesymistów.