Marek Karewicz urodził się w 1938 roku w Warszawie. Artysta fotografik specjalizował się w zdjęciach muzyków jazzowych i rockowych, był też dziennikarzem muzycznym, telewizyjnym, prezenterem muzyki jazzowej i animatorem jazzu w młodzieżowych klubach w warszawie (min. w klubie Hybrydy).
Na Blues nad Bobrem zaprosił go Jerzy Pietrzak i to on poprowadził spotkanie z Karewiczem – postacią malowniczą i niezwykłą. Autor muzycznych fotografii otwierał wernisaż swoich prac, wyeksponowanych na banerach na dziedzińcu Zamku Kliczków.
Fotografik ze swadą opowiadał o największych światowych muzykach, których poznał osobiście. Mniej mówił o swoim warsztacie. Ważne dla wszystkich, którzy fotografią się zajmują na pewno są dwie informacje.
– Obiektyw kocha wszystkich – powiedział na spotkaniu Karewicz. – To fotografik robi zdjęcie, jeśli wychodzi złe, to tylko informacja o jego umiejętnościach. Do każdej sesji przygotowywałem się dokładnie, znałem utwory każdego z moich modeli, poznawałem też tych muzyków osobiście – dodał autor zdjęcia Milesa Davisa, które muzyk wybrał, by reklamowało go na wieżowcu w Nowym Yorku.
Karewicz zapytany, kogo nigdy nie sfotografował i bardzo tego żałuje, opowiedział historię, jak w 1968 roku wybrał się specjalnie na koncert Luisa Armstronga do Pragi. Ale na koncert nie dotarł. Przed wydarzeniem poszedł na jednego do baru. Tam spotkał aktorkę Jitkę Bendovą, znaną z erotycznej sceny z pieczątkami z filmu „Pociągi pod specjalnym nadzorem”.
– Powiedziałem jej, że mam w pokoju ciekawą kolekcję płyt i Armstronga nie sfotografowałem, a jego album z 1956 roku „Ella and Louis” uważam za płytę doskonałą – zakończył anegdotkę Karewicz.
(informacja: Grażyna Hanaf)