Rodzice znęcali się nad synkami, bili, kopali. Odpowiedzą za zabójstwo 3-miesięcznego chłopca

Pięść
fot. freeimages.com (Konrad Baranski) Obojgu grozić może nawet dożywocie.
istotne.pl 183 policja, prokuratura, sąd, zabójstwo

Reklama

Prokuratura Rejonowa w Głogowie 18 lutego skierowała do sądu akt oskarżenia wobec rodziców Marcina G.Moniki M. znęcających się nad swoimi synami: 3-miesięcznym Piotrem (wcześniej Marcinem, ur. 13.12.2023 r.) oraz jego starszym bratem – 1,5-rocznym Filipem (ur. 21.09.2022 r.).

Postępowanie zostało zainicjowane zawiadomieniem złożonym przez lekarzy po tym, jak Piotr G. w dniu 27 lutego 2024 r. trafił do szpitala w Głogowie z podanym przez rodziców zachłyśnięciem mlekiem – wyjaśnia prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy. – Ponieważ w szpitalu nie obserwowano niepokojących objawów, dziecko wypisano.

Po powrocie do domu młodszy Piotruś nadal płakał. 28 lutego 2024 r. Marcin G. uderzył go ze znaczną siłą ręką w głowę, w wyniku czego spowodował złamanie obu kości ciemieniowych czaszki, co skutkowało zatrzymaniem krążenia i oddechu. Wówczas ponownie wezwano pogotowie. Prokurator: – Ojciec podał, że dziecko po podaniu kaszki nie mogło zaczerpnąć oddechu.

Po przeprowadzeniu badań stwierdzono u chłopca przebyty uraz czaszkowo-mózgowy oraz zmiany niedokrwienne i niedotlenieniowe mózgu. Kolejne badania ujawniły, oprócz złamania kości ciemieniowych, obrzęk mózgu, który zazwyczaj powstaje po ciężkim urazie głowy.

4 marca – po konsultacji psychologicznej udzielonej rodzicom z uwagi na rozbieżności w ich relacjach co do biegu zdarzeń przed zatrzymaniem krążenia u dziecka oraz po ustaleniu, że oboje rodzice leczyli się w przeszłości psychiatrycznie, ale nie przyjmują żadnych leków, a zwłaszcza wobec faktu, że u dziecka nie ujawniono pozostałości treści pokarmowych i cech zachłyśnięcia, a także oznak deklarowanych przez rodziców w wywiadzie medycznym (ujawniono zaś zmiany pourazowe) – powiadomiono Policję.

Rodziców zatrzymano. Postawiono im zarzuty i tymczasowo aresztowano.

Efekt? Liliana Łukasiewicz:

Oboje usłyszeli zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się w okresie od 25.09.2022 r. do 04.03.2024 r. nad małoletnimi synami, nieporadnymi z uwagi na wiek, poprzez m.in. krzyczenie, popychanie, uderzanie dłonią i pięścią po głowie i plecach, kopanie w tułów, a także rzucanie o łóżko, jak też wielokrotne pozostawianie dzieci bez opieki. Nadto w stosunku do młodszego syna rodzicom zarzucono także spowodowanie u chłopca złamania żebra i kości czaszki, a także spowodowanie licznych zmian niedokrwiennych w mózgu, powstałych na skutek wcześniejszych uderzeń w głowę, co stanowiło chorobę realnie zagrażającą życiu.

Dzieci trafiły do pieczy zastępczej.

Prokurator zlecił przeprowadzenie szczegółowego badania medycznego starszego chłopca – Filipa, który wykazywał cechy niewłaściwego rozwoju psychoruchowego dla dziecka w jego wieku.

20 maja 2024 r. młodszy chłopiec – Piotruś – zmarł. Przeprowadzono sekcję zwłok. Rzeczniczka: – Uzyskane opinie medyczne dotyczące obu chłopców wykazały, że obaj pokrzywdzeni byli bici i popychani, rzucano nimi o różne przedmioty i upuszczano na twarde powierzchnie. To w wyniku takich zachowań, zwłaszcza ojca i braku reakcji ze strony matki, która godziła się przez to na krzywdzenie dzieci, doszło u pokrzywdzonych do doznania licznych obrażeń czaszkowo mózgowych.

Lekarze nie mieli wątpliwości, że obrażenia te powstały w mechanizmie czynnym, a zatem zadawano je celowo. Dzieci mogły ich doznać przypadkowo, jak to sugerowali rodzice.

Z opinii dotyczącej starszego chłopca wynika, że w przeszłości doznał on licznych urazów głowy w postaci krwiaków nadtwardówkowych, które w dalszej konsekwencji doprowadziły do powstania wodniaków głowy i wodogłowia. Rozwój półtorarocznego dziecka zatrzymał się na poziomie dziecka sześciomiesięcznego. Doznane obrażenia stanowiły ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, a także w postaci ciężkiej choroby długotrwałej.

W odniesieniu do Piotra biegli stwierdzili, że doznane przez niego ciężkie obrażenia ciała doprowadziły do jego śmierci, a zatem doszło do jego zabójstwa.

41-letni obecnie Marcin G. ostatecznie został oskarżony o znęcanie się, którego „skutkiem było powstanie choroby realnie zagrażającej życiu i ciężkiej choroby długotrwałej” (w odniesieniu do Filipa), oraz o znęcanie, które „doprowadziło do zgonu pokrzywdzonego w dniu 20.05.2024 r., a zatem o zabójstwo” (à propos młodszego z chłopców). G. grozi nawet dożywocie. Jak ustalono, mężczyzna był poczytalny.

Matka dzieci – 36-letnia Monika M. – została oskarżona o znęcanie nad chłopcami poprzez krzyczenie na małoletnich, uderzanie dłonią, zaniedbywanie ich potrzeb rozwojowych, a nadto wielokrotne pozostawianie chłopców bez opieki w miejscu zamieszkania, co naraziło ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Jednocześnie prokurator oskarżył Monikę M. o to, że działając w zamiarze ewentualnym, udzieliła ojcu dzieci, poprzez zaniechanie, pomocy w znęcaniu się nad chłopcami, a w przypadku młodszego Piotrusia – do zabójstwa. (Sprawując pieczę nad dziećmi. nie reagowała na zachowania Marcina G., a także pytana zaprzeczała tym zachowaniom ojca oraz nie przekazywała informacji o nich przedstawicielom służby zdrowia i instytucjom opiekuńczo-wychowawczym). M., jak stwierdzono, miała w tym czasie ograniczoną poczytalność.

Kobiecie też może grozić dożywocie. Jak podkreśla jednak rzeczniczka:

Z uwagi na ograniczenie poczytalności w czasie popełnienia przestępstwa, sąd może zastosować wobec Moniki M. – na podstawie art. 60 § 6 pkt 2 kk – nadzwyczajne złagodzenie kary, które polega na wymierzeniu kary poniżej dolnej granicy ustawowego zagrożenia, a zatem poniżej 15 lat. Jeżeli czyn stanowi zbrodnię, jak w niniejszej sprawie, sąd musi wymierzyć karę pozbawienia wolności nie niższą od jednej trzeciej dolnej granicy ustawowego zagrożenia. W przypadku oskarżonej sąd zatem może wymierzyć jej karę w wymiarze od 5 do 15 lat pozbawienia wolności.

Marcin G. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Ostatecznie złożył wyjaśnienia, w których obciążał odpowiedzialnością partnerkę.

Monika M. przesłuchana w charakterze podejrzanej także nie przyznała się do popełnienia zarzuconych jej przestępstw. Potem potwierdziła swoje dawanie klapsów i bicie dzieci butelką po głowie. Wyjaśniła też, że Marcin G. używał przemocy wobec niej i dzieci. Podała, że partner bił dzieci z pięści i z „plaszczaka”, a co do młodszego syna – że przyciskał jego głowę do poduszki, a także często brał go w obie ręce, podnosił i potrząsał obiema rękami, trzymając przed sobą, i rzucał nim o łóżko „jak worek”, a starszego popychał, przesuwał i kopał. Podała też, że 28 lutego 2024 r. Marcin G. uderzył młodszego syna „ręką z pięści” po tym, jak wyrwał jej go z rąk, i zaczął nim potrząsać.

G. jest nadal tymczasowo aresztowany. Ma on wykształcenie zawodowe, z zawodu jest kucharzem, przed zatrzymaniem nie pracował. Śledczy: – Prokurator podkreślił, że ww. czynnie używał przemocy wobec obu małoletnich synów przez cały okres ich życia, reagując na ich codzienne funkcjonowanie napadami złości i dopuszczając się zachowań opisanych w zarzuconych mu czynach, co jest typowe także dla jego uprzedniego funkcjonowania.

Monika M. obecnie odbywa zastępczą karę pozbawienia wolności w innej sprawie. Ww. ma wykształcenie zawodowe.

Prokurator ocenił, ze Monika M. miała możliwość opuszczenia konkubenta i powrotu do domu w każdym czasie. Dysponowała telefonem, własnym źródłem dochodów. Samodzielnie opiekowała się dziećmi nawet podczas czasowych nieobecności partnera. Miała możliwość skorzystania ze wsparcia Policji, pomocy społecznej, a także środowiska lokalnego – czego nie uczyniła.

Sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Legnicy.

Reklama