Mieszkaniec tak opisuje swoje spotkanie z siostrą zakonną w poniedziałek 4 listopada.
– Wszedłem na trawnik znajdujący się między chodnikiem biegnącym wzdłuż płotu zakonu a parkiem Muzeum Ceramiki – wyjaśnia mężczyzna. – Wchodziłem tam wielokrotnie wcześniej, celem pozyskania zielonej trawy dla świnki morskiej, której jestem szczęśliwym posiadaczem. Rośnie tam dość wysoka trawa, którą mój zwierzak uwielbia. Wtem, otwiera się furtka w płocie zakonu, staje w niej dziarska i wiekowa zakonnica niewielkiego wzrostu i drze się do mnie: „Czego tam szukasz!?". Z niedowierzaniem zapytałem „Słucham?!". Na co ponownie usłyszałem: "Czego tam szukasz ?". Odpowiadam, że nie znamy się i nie jesteśmy na ty. Zakonnica zmieniła formę i zapytała: "Czego Pan tam szuka, bo to teren prywatny". Odpowiedziałem, że zrywam trawę dla zwierzaka. Na co zakonnica zabroniła mi wchodzić na trawnik, powtarzając, że to jest teren prywatny. Odpowiedziałem, że ten teren będzie prywatny, jak zostanie ogrodzony, a do potu zakonnego nawet się nie zbliżyłem. Zakonnica powtórzyła, że to prywatny teren i nie można na niego wchodzić, po czym zniknęła za furtką. Z workiem pełnym trawy opuściłem wspomniany teren i wracając na ulicę Zgorzelecką, zastanawiałem się nad tym, co mnie przed chwilą spotkało? Czy złamałem jakieś zasady, naruszyłem czyjąś prywatność? Wyrządziłem jakąkolwiek szkodę? O co w ogóle chodziło w tej interwencji ze strony zakonnicy? Nie było tam przecież żadnych tablic informujących, że jest zakaz wstępu. Czy pomożecie mi rozstrzygnąć kwestię właścicielską tegoż trawnika i możliwości postawienia na nim stopy? – pytał w mailu przegoniony z miejsca czytelnik.
Mężczyzna podesłał nam też zdjęcia świnki i jej towarzysza kota, który też zaczął skubać trawę.
Historię mężczyzny opisaliśmy zakonnicom i zapytaliśmy się, co się tam wydarzyło i czy mężczyzna naruszył własność zakonu? Odnośnie opisanej sytuacji z 4 listopada udało się ustalić, której z sióstr ona dotyczyła. Siostra przyznała, że rozmowa rzeczywiście przebiegała w sposób zbliżony do tego, jak została opisana. Zaznaczyła jednak, że po wyjaśnieniu sprawy przeprosiła zainteresowanego.
Został on pomyłkowo uznany za jednego z nietrzeźwych mężczyzn, którzy systematycznie uszkadzają ogrodzenie klasztornego ogrodu oraz pozostawiają w jego okolicy śmieci. Jedno i drugie stanowi spory problem, z którym trudno jest się siostrom uporać.
– Jakby nie było reakcja siostry była niestosowana – odpowiedziała siostra Anna Mikołajewicz, przełożona bolesławieckiego Zgromadzenia. – Teren, którego sprawa dotyczy, jest własnością zgromadzenia, jako nieogrodzony może jednak służyć wszystkim – dodała siostra.
Adoratorki Krwi Chrystusa w Bolesławcu
Działalność Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa pełniła ważną rolę w powojennych dziejach Bolesławca. Poprzez swoją działalność zakonnice aktywizowały i integrowały lokalne społeczności mieszkańców, przybyłych do naszego miasta z różnych stron świata, ułatwiały wzajemne poznanie, zrozumienie i akceptację. O znaczeniu ich posługi dla dzisiejszego kształtu Bolesławca najlepiej świadczy fakt, że od 18 maja 2008 roku założycielka Zgromadzenia ASC – św. Maria De Mattias – jest patronką miasta.
Zakonnice przybyły do Bolesławca w 1946 roku wiosną 1947 r. na mocy decyzji Urzędu Miasta w Bolesławcu otrzymały budynki przy ul. Roli Żymierskiego 23 (obecnie Zgorzelecka 27), w miejscu, gdzie niegdyś znajdował się klasztor Zakonu Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą z kościołem św, Ducha, następnie szpital Św. Ducha i dom starców, a w 1945 r. – sowiecki szpital polowy.
Zakonnicom przydzielono również pole rolne w Łaziskach, które mogły uprawiać w celu samodzielnego zapewnienia sobie wyżywienia. W tym samym roku bolesławiecki klasztor stał się domem macierzystym dla innych placówek w Polsce.